Przypominajka: ostatnie godziny rozdania :)

Cześć :)

Jeszcze do północy możecie zgłaszać się do mojego rozdania - zapraszam serdecznie :)



Ja w końcu, po szalonym weekendzie [ przygotowywanie rodzinnego obiadu urodzinowego mojego Chłopaka na 14 osób w pojedynkę, bo Chłopak się rozchorował ;) ] zabieram się za odpowiadanie na Wasze komantarze pod poprzednimi postami i pisanie książkowego posta :)

Miłego wieczoru!


Jak skutecznie poprawić sobie humor w brzydki jesienny dzień, czyli mini zakupki :)

Witajcie :)

Za oknem szaro buro, leje i wiadomo, nastrój mamy nie lepszy, bo trzeba na dobre pożegnać się z latem... Ale jest sposób, znany od zawsze, remedium na każdy smutek - zakupy!
Mnie każde cieszą tak samo - te małe i duże, dziś o takich mniejszych :)


Pojechaliśmy dziś do Empiku odebrać zamówione płyty [ Męskie Granie 2011 i 2013 ] i ja przy okazji pobuszowałam sobie trochę po sklepie. Szukałam już od dłuższego czasu prostych świeczników na tealight'y i znalazłam te. Po przecenie zapłaciłam 3 zł za jeden :) Bardzo podoba mi się to, jak migoczą, od razu w pokoju jest weselej :)


Przyszło też moje "wielkie" zamówienie z Chin. 2 gąbki konjac, bo moja stara już dogorywa ;) Mam nadzieję, że będą się sprawować równie dobrze,co poprzednia. Kosztowały nieco ponad dolara za sztukę. Ta cudna truskawka na zdjęciu jest silikonowym zaparzaczem do herbaty. No same rozumiecie, że nie mogłam się jej oprzeć! :) Zaraz będą pierwsze testy. Truskawa - 1,5 dolara ;) Całość przyszła niesamowicie szybko - zamówienie robiłam pod koniec zeszłego tygodnia :)
No i małe kosmetykowe co nieco - Color Tattoo w odcieniu 50 Eternal Silver [ zauroczył mnie w drogerii! ] za 13 zł [ pędźcie do Natury! ] i top matujący z Lovely za 5,99 zł, który zapragnęłam mieć po licznych prezentacjach na blogach - reklama działa :D

Humor mam już poprawiony, nie straszny mi deszcz i szaruga ze srebrem na oczach, herbatą w truskawce i klimatycznymi świecznikami :D

A Wy jak radzicie sobie z początkami jesieni?

P.S. Dajcie mi proszę znać, czy miałybyście ochotę na wpis o książkach, które planuję przeczytać w najbliższym czasie?


Bath and Body Works, balsam do ciała Cherry Blossom

Witajcie :)

Markę Bath & Body Works kojarzy chyba każda z nas, jednak nie każda miała szansę używać. Mi nadarzyła się taka okazja dzięki wygranej u Esy,Floresy, Fantasmagorie [ dziękuję!! ]. Bardzo ucieszyłam się, że dane mi będzie przetestować ten kosmetyk :) Wiązałam z nim duże nadzieje, nie powiem ;)


Balsam znajduje się w 236 ml butelce, czyli pojemność ma taką w miarę standardową. Dostępne są też mniejsze wersje, które mają po 88 ml [ fajna opcja na wyjazdy ]. Plastik butelki jest przezroczysty, co mi się bardzo podoba, bo mogę kontrolować ilość produktu. Zakrętka też na plus, bo jest typu press – naciskamy z jednej strony, z drugiej wyskakuje nam otworek.
Balsam ma dość lekką konsystencję, przez co łatwo się dozuje w odpowiedniej ilości. Zapach jest śliczny – wyczuwam coś kwiatowo pudrowego z odrobiną wiśni.
Etykieta jest bardzo ładna, delikatna, pasuje mi taki design :) Nie znam dokładnej ceny, ale waha się ona od 29 do 40 zł, zależy to chyba od kolekcji, z jakiej pochodzi dany zapach – ekspertem nie jestem ;)


Balsam do ciała Cherry Blossom ma według producenta ekskluzywną formułę wzbogaconą masłem shea, olejem jojoba i witaminą E. Nie jest testowany na zwierzętach.

I tutaj zaczynają się problemy ;) Otóż wszystkie wychwalane przez producenta składniki zaczynają się od 8 miejsca w składzie i to po zapachu... Na dodatek na początku mamy Petrolatum, czyli wazelinę, która jak parafina, jest produktem ropopochodnym [ polecam przeczytać bardzo pomocne zestawienie, które znalazłam na stronie Phenome ]. Ja niestety jestem uczulona na te składniki.


Po kilkukrotnym zastosowaniu balsamu na mojej skórze, głównie na ramionach i łydkach, zaczęły pojawiać się takie malutkie czerwone pęcherzyki :( Po odstawieniu balsamu na kilka dni znikały, po następnym użyciu znów się pojawiły, więc mam pewność, że to właśnie balsam Bath&Body Works jest ich przyczyną, niestety...
Balsam zużywam teraz na te części ciała, na których nie wystąpiło podrażnienie, bo jednak polubiłam go za śliczny, świeży kwiatowy zapach i lekką, bardzo szybko wchłaniającą się konsystencję. Wiem, że nie wszystkie ich produkty do pielęgnacji ciała mają w sobie parafinę, więc nie wykluczam, że jeszcze kiedyś sięgnę do ich oferty, ale na pewno najpierw zapoznam się ze składem :)

Jeśli więc nie jesteście uczulone tak jak ja, mogę Wam balsam polecić, bo jest naprawdę miły w użytkowaniu i całkiem wydajny – spokojnie wystarczy na kilkanaście użyć na całe ciało :) Nie wiem, czy sprawdziłby się na suchej skórze, bo nawilżenie, które daje, nie jest długotrwałe.

Pomimo tego, że u mnie nie sprawdził się najlepiej, wciąż mam ochotę bliżej poznać markę, kuszą mnie zwłaszcza ich mgiełki zapachowe i mydła do rąk w piance ;) Szkoda, że marka jest słabo dostępna w Polsce i nie ma sklepu internetowego...



Miałyście do czynienia z produktami BBW? 
Jak Wasze wrażenia?

Green Pharmacy, olejek łopianowy z olejem arganowym

Cześć :)

Dziś przedstawię Wam olejek łopianowy z olejem arganowym od Green Pharmacy. Tę mieszankę olejową kupiłam, zachęcona świetnym działaniem jej brata - ze skrzypem polnym.
Liczyłam, że ta mieszanka, ochrzczona przez producenta mianem regenerującej, pomoże mi z osłabieniem włosów i ich nadmiernym ostatnio wypadaniem.
Ta wersja jest najnowszą w ofercie firmy i zaciekawiła mnie właśnie zawartością oleju arganowego. Mieszanka nie posiada żadnego zapachu.


O sprawach technicznych - butelka, sposób nakładania itp., pisałam przy wcześniejszym olejku - można sobie zerknąć :) Jedyne, co różniło się, to częstotliwość nakładania - ten olejek nakładałam co 2/3 dzień na noc, nakładając go głównie na skórę głowy i potem rozprowadzając na długości. 

SkładHelianthus Annuus Seed Oil, Argania Spinosa Kemel Oil, SC-CO2-extract Arctium Lappa, BHT.

100 ml buteleczkę kupiłam w promocji za 4,99 zł w Drogerii Natura, a zawartość przelałam do butelki z atomizerem, żeby ułatwić sobie nakładanie.



Niestety nie zauważyłam żadnych efektów ani poprawy
Olejek nie zmniejszył wypadania włosów w ogóle, wręcz się ono zwiększyło [ ale nie za sprawą olejku, miałam problemy zdrowotne ], nie odżywiał w ogóle moich włosów po całonocnych sesjach. Nie zauważyłam obiecanego wygładzenia, pobudzenia wzrostu włosów i zapobieganie puszeniu. Po umyciu wyglądały dokładnie tak samo jak w te dni, kiedy nie stosowałam olejku. Przez prawie dwa miesiące używania nie zauważyłam ogólnej poprawy stanu włosów, a szkoda, bo wiązałam z nim duże nadzieje... 
Na szczęście nie zauważyłam też pogorszenia stanu skóry głowy i włosów, więc przynajmniej nie wyrządził mi krzywdy ;) Olejek dobrze zmywał się z włosów i był wydajny [ używałam go prawie 2 miesiące ].
Teraz rozważam powrót do sprawdzonej już wersji ze skrzypem polnym.


Stosowałyście ten olejek łopianowy z olejem arganowym?
Odnotowałyście jakieś efekty?

Essie, Too Too Hot !

Cześć :)

Pierwszy dzień jesieni i co? Ogarnął mnie wszechobecny marazm, dziś rano walczyłam sama ze sobą, żeby znaleźć siłę do nałożenia kremu na twarz... True story ;)
Jest po 12, a ja wciąż staram się dobudzić przy dużym kubku mocnej kawy z mlekiem - coś czuję, że wejdzie mi to w nawyk.
Ale wiadomo, małe rzeczy potrafią wzbudzić w nas uśmiech, zmotywować i dodać sił. Dla mnie takim energetyzującym kopem jest emalia na paznokciach :) Wybrałam bardzo żywą, rzucającą się w oczy propozycję od Essie - Too Too Hot.


Lakier oczarował mnie najpierw zdjeciami w sieci, potem w Superpharmie, kiedy wybierałam swoje dwa pierwsze lakiery tej marki. Kolor jest prawie jaskrawą czerwienią z dodatkiem maliny, a nazwa idealnie do niego pasuje. 


Pełne krycie osiągam po 2 warstwach, nakładanie jest bezproblemowe, lakier ma ciut rzadszą konsystencję od innych moich lakierów z Essie, ale warto wspomnieć, że reszta mojej mini kolekcji to pastele [ Go Ginza, Mint Candy Apple i Bikini SoTeeny  ]. Nie rozlewa się na skórki, szeroki pędzelek świetnie się spisuje - dla mnie ideał :)
Na zdjęciach z wysuszaczem Sally Hanse Insta Dri.


Trwałość lakieru jest naprawdę świetna, na moich paznokciach utrzymuje się do tygodnia, po tym czasie zachciewa mi się zmian ;) Kolor znakomicie pasuje do wszystkiego, w końcu to czerwień :)


Jak się Wam podoba ten kolor od Essie? Nie za gorący? ;)
Pochwalcie się, co Wy dziś macie na paznokciach?



Idzie nowe !

Hej hej! :)


Dzięki mojemu najwspanialszemu Chłopakowi na świecie [ który dziś ma urodziny - hip hip hura! ], mój blog został poddany małym zmianom kosmetycznym.


Czcionka została odrobinę powiększona [ w ramach zapobiegania zmarszczkom od mrużenia oczu ;) ], pojawiła się nowa, okrągła graficzka z datą przy postach i najważniejsze - mój blog doczekał się własnych podstron! :) 
Od dziś możecie korzystać z zakładek: o mnie, z profilu kosmetycznego [ powstałego na potrzeby Mikołajek z Hexx - info o akcji po kliknięciu w obazek w pasku bocznym! ], kontaktu oraz z zakładki z wymianką [ za aktualizację zabiorę się w wolnej chwili ].
Pasek boczny oddzieliłam też dla przejrzystości pionową linią.

                                                      

Przypominam też o wciąż trwającym rozdaniu! 
Kliknięcie w zdjęcie przenosi do posta rozdaniowego.


                                                      


Zapraszam Was do buszowania po odświeżonym blogu i będę niezmiernie wdzięczna za każdą wskazówkę i opinię - w końcu blog jest dla Was! :)

Róż i już! Czyli moje zakupy z przecen Catrice :)

Witajcie w ten słoneczny dzień! :)

Wczoraj musiałam wybrać się do drogerii po artykuły higieniczne [ wiecie, "te" dni itp. ;)], a że żadnej palącej potrzeby kosmetycznej nie odczuwałam wtedy [ pewnie wina PMS, bo to normalne nie jest, żeby kosmetykoholiczka nic nie chciała z drogerii... ], byłam z siebie przedwcześnie dumna, że wyjdę tylko z tym, co konieczne do przetrwania. Ale ja jestem głupia, nie? ;P Tak więc rzeczywistość brutalnie zrewidowała moje plany i zgasiła dumę w zarodku, bo w szafie Catrice były przeceny...
I to całkiem fajne przeceny, dodam!
Stałam jak cielę przy tej nieszczęsnej szafie, grzebiąc, wybierając i macając testery, i w końcu wybrałam 3 rzeczy, które przypadkiem pasują do siebie jak ulał :) No więc same rozumiecie, że nie mogłam ich nie wziąć, poza tym logika kobiety sama w sobie jest tajemniczym procesem, nie mówiąc już o tym, jak działa, kiedy kobieta jest przed "tymi" dniami ;) Tyle gwoli wyjaśnień. 
Teraz prezentacja!


Zdecydowałam się na: 
  • konturówkę od ust, która idealnie pasuje od mojego naturalnego koloru. Precision Lip Liner w odcieniu 030 Lost In The Rose Wood kupiłam za 3,99 zł, przecenioną z 9,99 zł. Będzie mi pomagać ogarnąć równy kontur ust przed nałożeniem ciemniejszych szminek.
  • matową szminkę do ust, która zachwyciła mnie kolorem i wykończeniem - cudo! Ultimate Colour w odcieniu 250 Matt About Pink kupiłam za 6,99 zł, przecenioną z 16,99 zł. Nigdy wcześniej nie sięgałam po szminki z Catrice i to był błąd - ta matowa jest fenomenalna!
  • róż do policzków w stonowanym odcieniu przybrudzonego jasnego różu. Defining Blush w odcieniu 020 Rose Royce kosztował 6,99 zł, przeceniony, podobnie jak szminka, z 16,99 zł. Jeśli jeszcze nie wiecie, mam słabość do różów do policzków [ Megdil, high five! ], ten zdobył mnie kolorem, ceną i mocnym napigmentowaniem.


Tak prezentują się produkty na ręce, od lewej konturówka, szminka i róż. Kolory na zdjęciu są wiernie oddane :) Bardzo podoba mi się to, że moje zdobycze są z jednej gamy kolorystycznej i w makijażu świetnie ze sobą współgrają i się uzupełniają. A ich fajowe nazwy dodatkowo umilają malowanie ;)

Dziś oczywiście zabrałam się za testowanie, nie mogłam już wytrzymać, żeby się nie pomazać, same rozumiecie ;) Oto rezultaty:


Na twarzy mam:
  • podkład Chanel Vitalumiere Aqua, 20 Beige
  • korektor Collection 2000, 2 Light
  • puder L'Oreal Lumi Magique, 02 Rose Radieux
  • konturówkę do ust Catrice030 Lost In The Rose Wood
  • szminkę Catrice, 250 Matt About Pink
  • róż Catrice, 020 Rose Royce



Zauważyłam, że całkiem nieźle czuję się w różowym kolorze na ustach, nawet tym mocnym. O ile w czerwieniach w ogóle nie czuję się komfortowo, wszelkie odcienie różu bardzo przypadły mi do gustu!



Jak się Wam podobają moje wyprzedażowe łupy?
Bardzo jestem ciekawa, czy Wam udało się znaleźć swój komfortowy kolor szminki?
Piszcie koniecznie! :)

Ulubieńcy sierpnia :)

Hej hej! :)

Wiem, wiem, że spóźniona jestem z tymi ulubieńcami ;) W zasadzie miałam ich sobie nawet odpuścić, ale doszłam do wniosku, że polubiłam się z naprawdę fajnymi kosmetykami, więc warto je Wam przedstawić.


1. L'Orient, Savon Noir  z różą damasceńską - moje odkrycie! Znakomicie oczyszcza skórę, zmniejsza pory i poprawia koloryt. Czarne mydło na pewno będzie stałym bywalcem w mojej łazience! Pisałam o nim więcej tutaj.

2. Maybelline, pomadka Color Whisper w odcieniu Lust For Blush - idealna pomadka na co dzień, o delikatnym kolorze różu, świetnie się rozprowadza na ustach, ma miłą konsystencję i w drugiej połowie sierpnia najczęściej lądowała na ustach :) Pokazywałam Wam ją w akcji tutaj.

3. Lirene, tonik nawilżająco - oczyszczający - na fali pozytywnych recenzji postanowiłam po ten tonik sięgnąć i ja. Nie zawiodłam się. Ma świetny zapach [ ogórek + coś, czego nie potrafię zidentyfikować ] i działanie - ładnie tonizuje skórę twarzy, nie zostawia lepkiej warstwy, mam wrażenie, że delikatnie nawilża za sprawą aloesu wysoko w składzie. Na pewno będę do niego wracać :)

4. Joursna, pędzel do makijażu - to jajeczko kupiłam na ebay'u za niecałe 10 zł. Zdziwiło mnie swoim całkiem porządnym wykonaniem - ma naprawdę bardzo zbite włoski, mięciutkie w dotyku i u mnie znakomicie sprawdza się do pudrowania obszaru pod oczami i skrzydełek nosa - pędzelek świetnie tam, dzięki swojej wielkości, dociera :) Bardzo udany zakup.

5. Isana Med, żel pod prysznic z olejkiem pomarańczowym - świetny żel o soczystym owocowym zapachu, który znakomicie umila każdy prysznic :) Dobrze się pieni, nie wysusza skóry i jest taniutki. Pisałam o nim więcej tutaj.

6. Carmex, Moisture Plus Pink - koloryzujący balsam do ust dotarł do mnie z fejsbuczkowego rozdania u Eska i bardzo się z tego cieszę, bo sama, po nieudanej przygodzie z Carmexem w tubce, na pewno bym po niego nie sięgnęła. Balsam w sztyfcie jest bardzo cieniutki i smukły, sprawnie się wykręca i aplikuje - nie potrzeba do tego lusterka. Nadaje ustom delikatny kolor i pozostawia przyjemne uczucia jakby chłodzenia. W sierpniu zużyłam pół opakowania, to chyba o czymś świadczy? ;)


Tak przedstawiają się moi ulubieńcy sierpniowy.
Znacie któryś produkt?

Caudalie, Mousse Nettoyante Fleur de Vigne - pianka do mycia twarzy

Cześć ! :)

Dziś znów będę Was kusić Caudalie, a jakże! Pisałam to już kilka razy, napiszę i kolejny - to jedna z marek, które mnie ostatnio mocno zaskakują, oczywiście bardzo pozytywnie i wciąż mam ochotę na więcej :) W zasadzie nie spotkałam się dotąd z negatywną opinią o ich kosmetykach, sama również mam tylko miłe doświadczenia, które zdecydowanie zachęcają do dalszego sięgania do oferty marki.

Dla przypomnienia, na blogu pojawiły się już :
  • pomadka ochronna do ust KLIK
  • woda winogronowa KLIK

Kilka ciekawostek o firmie:

- Co oznacza nazwa firmy? Caudalie [ czyt. kodali ] - jednostka miary czasu utrzymywania się w ustach aromatu wina po degustacji. Sekunda odpowiada jednej caudalie. Im lepsze wino, tym większą ma liczbę caudelie.

- Caudalie posiada trzy zarejestrowane patenty: na Polifenole z pestek winogron [ zatrzymują wolne rodniki - UV, zanieczyszczenia, stres ], na Resweratrol - olej z pędów winorośli [ stymuluje wytwarzanie kolagenu i elastyny ] i na Viniferin zawarty w sokach winorośli [ działa rozjaśniająco i niweluje przebarwienia ]. 

- W kosmetykach wykorzystują również inne składniki, pochodzące z winnicy - m. in. wodę winogronową, olejek winogronowy.

- 1% obrotów Caudalie jest przekazywane na rzecz ochrony planety

- Caudalie prowadzi Instytuty Spa o nazwie Spa Vinotherapie we Francji [ Bordeaux, Chamonix, Versailles ], Hiszpanii, Turcji, Kanadzie, Portugalii i USA, gdzie oferuje zabiegi oparte na właściwościach krzewów winnych i wonogron [ np. peeling miażdżonymi wonogronami Cabernet, zabiegi na twarz ze świeżych winogron ].


Piankę do mycia twarzy kupiłam po poleceniu od Hexx - serdecznie dziękuję za wskazanie takiego cuda :* Za buteleczkę w wersji mini, czyli 50 ml, zapłaciłam 28,50 zł. Owszem, jak za taką pojemność, wydaje się to być duża kwota. Opakowanie standardowo bardzo estetyczne, w minimalistycznej konwencji i przezroczyste. Pompka działa bez zarzutu od początku do końca, rurka w środku sięga samego dna i nie było problemu z wydobyciem płynu nawet na samym końcu, kiedy została reszteczka.



Pianka jest bardzo airy, ma taką musową konsystencję a'la chmurka, ja do umycia twarzy stosowałam 2 pomki pianki. Nie spływa, nie jest wodnista ani zbyt zbita - chmurka idealna :) Zapach ma świeży, oczywiście winogronowy, ale nie drażni on nosa, bo jest bardzo nienachalny, on po prostu akompaniuje właściwościom myjącym, tworząc bardzo przyjemną w użytkowaniu całość.




Skład oczywiście jak przystało na produkty Caudalie, pianka nie zawiera parabenów, olei mineralnych, SLSów, ftalanów, składników pochodzenia zwierzęcego [ skład różni się minimalnie od tego podanego na Wizażu, możliwe, że trochę zmienili formułę ] .



Skład Aqua (Water), Glycerin*, Sodium Cocoyl Glutamate*, Cocamidopropyl Betainamide*, Caprylyl/Capryl Glucoside*, Sodium Chloride, Citric Acid* Caprylyl Glycol, Parfum (Fragrance), Coco Betaine*, Potassium Sorbate, Sodium Methyl Cocoyl Taurate*, Sodium Cocoyl Isethionate*, Sodium Phytate*, Chamomilla Recutita (Marticaria) Flower Extract*, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract*, Vitis Vinifera (Grape) Fruit Extract*, Sodium Benzoate, Butylene Glycol,  Butylphenyl Methylpropional, Linalool, Citronellol
* pochodzenie roślinne

Pianka Caudalie doskonale usuwa z twarzy poranne zmęczenie i odświeża twarz, zmywając resztki nocnej pielęgnacji i sen. Ja używam jej w duecie z gąbką konjac, masując przy tym twarz. Co najważniejsze - pianka w żaden sposób nie podrażnia oczu! Byłam tym niesamowicie zachwycona, bo moje wrażliwe oczy nie lubią drażniących detergentów z rana, a kiedy jestem trochę zaspana, zdarza się je przypadkowo ciapnąć w oko ;) Przy stosowaniu pianki z Caudalie mogę mieć otwarte oczy podczas mycia, mogę spokojnie wymyć powieki, nie narażając się na żadne podrażnienie - dla mnie bomba! Pianka działa delikatnie, nie powodując żadnych podrażnień, ale solidnie oczyszcza cerę, bez obaw. Mam wrażenie, że pianka dodatkowo jakby tonizuje skórę, bo po jej użyciu nie odczuwam potrzeby przemywania skóry jeszcze tonikiem.



Kolejną niewątpliwą zaletą kosmetyku jest jego świetna wydajność - pianka o pojemności 50 ml [ to naprawdę niedużo! ] wystarczyła mi na 58 dni codziennego porannego mycia twarzy! Moim zdaniem to naprawdę godny podziwu wynik :) Ja używałam 2 pompek do umycia buzi, ale spokojnie wystarczyłaby jedna [ jak wiecie, ja kosmetyki pielęgnacyjne lubię na bogato - nie mylić z ostatnio "popularnym" serialem, który też jest na bogato, ale żenadą ;) ], a wtedy wydajność jeszcze podskakuje. Byłam przekonana, że pianka wystarczy mi na maks 2 tygodnie, nie spodziewałam się wiele, ale 2 miesiące? Chapeau bas!



Muszę Wam jeszcze wspomnieć, że opakowanie jest wielokrotnego użytku, bo bez problemu można odkręcić pompkę i przelać płyn z większego pojemnika, można nawet spróbować z innym płynem [ od kilku dni niczym mały alchemik bawię się w zamianę płynnego micela z Biedronki w chmurkowego micela z Biedronki ] :)



Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ją Wam polecić! Jeśli nie znacie Caudalie, koniecznie nadróbcie te zaległości, bo wiele tracicie :)

Luźny post #6 - kilka inspiracji i pomysłów :)

Witajcie wieczorową porą :)

Dawno nie było wpisu z tej serii, więc dziś postanowiłam to nadrobić, dzieląc się z Wami kolejną garścią ciekawych obrazków z Pinterestu i Imgfave :) Enjoy!




















Wpadło Wam coś w oko? :)


Lakier do paznokci Benecos, My Secret

Cześć :)

Lakier do paznokci, który dziś Wam prezentuję, wygrałam u Łucji z Agulkowego Pola :)
Bardzo się wtedy ucieszyłam, że udało mi się tak ładny kolor zgarnąć :) Jeszcze raz dziękuję Łucji!


Lakier znajduje się w poręcznej, 9 ml buteleczce, choć szczytem piękności bym jej nie nazwała ;) Ale wiadomo - liczy się wnętrze. A w tym przypadku jest warte uwagi, bo nie zawiera szkodliwych składników, które w innych lakierach są na porządku dziennym - toluenu, formaldehydu, ftalanu i kamfory. Lakier jest produktem wegańskim, a na stronie jest nawet podany skład - o tu. Powiem szczerze, że nie słyszałam wcześniej o tej firmie, pierwszy raz zetknęłam się z nią właśnie u Łucji.




Lakier nazywa się My Secret i jest bardzo ładnym przybrudzonym różem z domieszką fioletu [a może na odwrót?] - wybaczcie, nie umiem opisywać nieoczywistych kolorów ;) W każdym razie bardzo mi się podoba :) Mam nadzieję, że Wam też?



Pełne krycie uzyskałam po 2 warstwach. Musiałam się przyzwyczaić do pędzelka, bo jest cieniutki, a przywykłam już do szerokich, stąd troszkę zalałam skórki [ udajemy, że nie widzimy! ]. Lakier minimalnie smużył, ale top [ Sally Hansen Insta Dri ] zupełnie to zniwelował i jest ładnie. 



Ja jestem na tak, a Wy? :)

Mam coś dla Was, czyli rozdanie :)

Hej hej! :)

Z okazji "bez okazji" [ chociaż dziś w sumie piętek 13 - ego, więc jakaś okazja jest ;) ] postanowiłam podzielić się z Wami pewnymi kosmetykami, które ja bardzo polubiłam :) Mam dla Was, a w zasadzie dla jednej z Was, mały zestaw rzeczy, które u mnie się fajnie sprawdziły. Żebym i ja coś z tego miała, proszę Was o wytypowanie najciekawszego, Waszym zdaniem wpisu na moim blogu i uzasadnienie - fajnie będzie poznać, jakie posty najbardziej u mnie lubicie.



Nagrody to:
- krem do rąk Anida z woskiem pszczelim i olejek makadamia [ mój ulubiony! ]
- masło do ciała Green Pharmacy Olej Arganowy i Figi [ zachwycałam się nim tu ]
- pigment Essence z limitowanki Twilight w odcieniu 02 Alice Had a Vision [ piękny głęboki fiolet ]

Warunki uczestnictwa:
- obowiązkowe publiczne obserwowanie mojego bloga
- obowiązkowe dodanie do blogrolla
- obowiązkowa odpowiedź na pytanie : "Który wpis na moim blogu uważasz za najbardziej interesujący i dlaczego?"
- opcjonalne zamieszczenie u siebie na blogu banera lub informacji na fb [ +1 los ]


Dodatkowe uwagi:
- Moje kochane Gaduły otrzymują +1 los Są to: Agata Smaruje, Aneta Starosta, Ania W, Chwila dla siebie, Czarna Ines, Donia, Esy, floresy, fantasmagorie, Hexxana, Iwetto Iwettos, barbara l., cocaron, foreverglam, luthienn.
- Zwycięzcę wyłonię na podstawie najciekawszej [ bądźcie szczere, proszę! ] odpowiedzi. Jeśli będę się wahała przy wyborze, brane będą pod uwagę dodatkowe losy [ udostępnienie oraz bycie Gadułą ].
- Rozdanie trwa od 13.09.2013 do 30.09.2013, a wyniki ogłoszę w ciągu 3 dni od zakończenia
- Wysyłam tylko w Polsce
- Proszę o potwierdzenie wypełnienia formularza w komantarzu pod postem 
- Zgłoszenia niekompletne nie będą brane pod uwagę.
- Po ogłoszeniu wyników będę czekać przez 3 dni na maila od Zwycięzcy, potem wybieram kolejną osobę.



Mam nadzieję, że spodoba się Wam ta zabawa :)
Zachęcam do wzięcia udziału i życzę powodzenia!

Wrześniowe zakupy + zoom na puder rozświetlający L'Oreal Lumi Magique

Cześć :)

Pomyślałam sobie, że nie będę już zamieszczać listy zakupowej w formie posta, będzie ona widoczna w pasku bocznym na dole, tak jak dotychczas :) Lista wrześniowa już tam jest, więc dziś pokażę Wam, co udało mi się z niej do tej pory zrealizować :)



Na Sylveco czaiłam się już od dawien dawna, chciałam jakiś krem do twarzy, ale mam teraz zapas na wiele miesięcy, więc wybrałam krem pod oczy [ wczoraj po wpisie Hexx sprawdziłam, czy mi się spodoba konsystencja i aplikacja - jestem na tak :) ] oraz nowość w ich asortymencie - tymiankowy żel do mycia twarzy. Udało mi się także dorwać w końcu zestaw miniatur z Caudalie [ W Krakowie w Galerii Krakowskiej w aptece na poziomie -1 ] za 42 zł. Zależało mi szczególnie na miniaturze płynu micelarnego i suchego olejku.


Equilibra wciąż ciekawi mnie swoją ofertą, więc nic dziwnego, że sięgnęłam po kolejny ich produkt :) Tym razem padło na peelingujące chusteczki do twarzy [ 14,99 zł ], bo zainteresowała mnie nimi recenzja na którymś blogu i po pierwszym użyciu jestem bardzo zadowolona. Czarny lakier, podobnie jak i biały, chodził za mną ostatnio, bo okazało się, że brak u mnie takich podstawowych kolorów ;) Znalazłam idealną kremową czerń o numerku 35 w ofercie Golden Rose, w ulubionej mojej serii Rich Color. Brakowało mi czegoś do ochrony końcówek, więc kiedy zobaczyłam w Hebe serum Biowaxu za 7,99 zł, wzięłam od razu. Suchy szampon z Shaumy mam już na wykończeniu i potrzebowałam nowego. W Hebe wprowadzono Batiste [ jupi! ], więc wybrałam wersję, której jeszcze nie miałam - XXL Volume.



Teraz kolorówkowo: cienie w kremie Color Tattoo chodziły za mną od dawna, zwłaszcza kolor Permanent Taupe. W Hebe znalazłam je na promocji za 13,19 zł, więc wybrałam jeszcze drugi - Immortal Charcoal. Puder rozświetlający z L'Oreala zachwycił mnie najpierw w internecie, a potem w drogerii, musiałam go mieć ;) Chyba 15 minut spędziłam przy testerach [ swoją drogą badziewnych - zamiast jednego pudru są 3 osobno zestawione odcienie... ] i w końcu wybrałam odcień 02 Rose Radieux, kosztowało mnie to 42,60 zł . Ostatnim kolorówkowym nabytkiem jest sypki pigment z Essence, dorwany na wyprzedaży za 1,99 - żal było nie wziąć, tym bardziej, że kolor bardzo mi się spodobał. Pigment pochodzi z limitowanej edycji Twilight Saga i nazywa się 04 Edward's Love [ no comment ;p ]; jest ślicznym szaroburym kolorem z milionem drobinek brokatu, który, moim zdaniem, wcale nie wygląda tandetnie, a po odpowiednio mocnym otrzepaniu pędzelka można się go całkowicie pozbyć :)

Od lewej: Permanent Taupe, Immortal Carcoal, Edward's Love

                                                                   

Teraz pokażę Wam kilka [ no dobra, nie kilka ;) ] zdjęć pudru L'Oreal Lumi Magique, bo jest naprawdę piękny, może pomoże Wam to w decyzji :) Puder na wierzchu ma nasprejowaną warstwę zmielonego brokatu, którą ja już prawie całą zużyłam jako rozświetlacz na kości policzkowe i w kącikach oczu. Pod spodem są 3 kolory pudru, które po zmieszaniu mają nadać makijażowi rozświetlony, ale matowy look. Na zdjęciu wspólnym z cieniami do powiek możecie zobaczyć, jak wygląda puder, kiedy zetrze się większość brokatu. Na całą twarz jeszcze go nie używałam. Na zdjęciach poniżej kółeczko na środku jest już zmacane - no nie mogłam się powstrzymać ;)












Jak się Wam podobają moje nowości? Coś wpadło Wam w oko? :)
Jakie u Was nowości w kosmetyczkach?