Luźny post #12 - kilka inspiracji i pomysłów :) | JESIEŃ !

Witajcie serdecznie! :)

Dawno, już dawno temu, Egri.Hempe zaprosiła mnie do jesiennej zabawy, w której odpowiada się na jesienne pytania. Coby to nudne strasznie nie było, postanowiłam wpleść odpowiedzi w luźny post. I teraz wybór jest Wasz - albo oglądacie tylko obrazki, albo czytacie sam tekst, albo czytacie i oglądacie, albo jesteście Super Aktywnymi i Wspaniałymi Czytelnikami i czytacie, oglądacie, a w komentarzach sami odpowiadacie na jesienne pytania ^^


1. Ulubiony produkt do ust na jesień.
_______________
Jeden? No way! ;) Jesienią stawiam na mocniejsze niż w lecie usta. Nie sięgam po burgund, nic takiego, tragicznie wyglądam w czerwieni, ale już śliwka w postaci Plumful z MACa jak najbardziej. Lubię tez matowe formuły i wtedy mocniej je eksploatuję, mam wrażenie, że ładnie się to komponuje z parką i szalem / kominem pod szyją :)


2. Ulubiony jesienny lakier do paznokci.
_______________
Jeden? Bitch, please! ;) Lakierów mam cały arsenał i dobieram je wedle humoru i ochoty. Np teraz mam fazę na jasne niebieskie lub fioletowe kolory, za tydzień pewnie będą burasko - szaraczki, a potem coś jaskrawego. Kobieta zmienną jest ;)



3. Ulubiony jesienny napój.
_______________
To proste - herbata, herbata i jeszcze raz herbata! Najchętniej aromatyczny earl grey z dodatkami. Raz z malinowym sokiem roboty mojej Mamy [ swoją drogą Ona robi całe mnóstwo soków - porzeczkowy, aroniowy, agrestowy, różany ♥ ], raz z sokiem i cytryną, a jak już jest baaardzo źle, wybieram opcję na bogato: earl grey + sok malinowy + cytryna + miód. Jest moc!



4. Ulubiony jesienny zapach / świeca / perfumy.
_______________
Bardzo lubię ten specyficzny zapach opadających liści. Czy ja jestem dziwna? A w kwestii perfum będę monotematyczna - Eternity! Kto jeszcze nie wie, dlaczego, zapraszam do poprzednich postów ^^


5. Ulubiony szal, chusta.
_______________
Że jeden? Kto układał te pytania?! Szale, chusty, kominy, apaszki, wszystko, czym można owinąć szyję - u w i e l b i a m! Mogłabym całe życie chodzić okutana! Mam bardzo dużo tych cudów i każde jest eksploatowane. Obecnie najbardziej lubię dużą chustę w różowe i turkusowe rozmazane kwiaty na czarnym tle z Bershki [ łup przecenowy - z 59.90 zł na 9,90 zł ^^ ] oraz duży koronkowy szal z Zary [ też przecana - z 99 zł na 29.90 zł :D ], ale za tydzień pewnie coś innego będzie na tapecie :)



6. Ulubiona zmiana w przyrodzie.
_______________
Temperatura! W końcu jest dla mnie optymalnie i nie mam uderzeń gorąca co pół minuty jak baba z menopauzą ;) Jeszcze apropos przekwitania - lubię te wszystkie kolory naokoło, zieleń jest przereklamowana ;)


7. Ulubiony horror, film o duchach, film na Halloween.
_______________
Hmmm... horrorów nie oglądam. Jedyne, co mogłoby się dać podciągnąć pod tę kategorię, to The Nightmare Before Christmas, który to film zajmuje ciepłe miejsce w moim serduszku ♥


8. Ulubiony jesienny owoc / potrawa.
_______________
Jesienią często mam wielką ochotę na jabłka, ale od kilku lat hamuję te zapędy [ Narzeczony jest na nie uczulony :( ] i nie jem ich już tak często. Potrawa? Chyba rosół. Uwielbiam go robić i to jedyna zupa, którą gotuję, bo Narzeczony nie jada innych [ wybredny, nie? ;) ], chyba doszłam już do perfekcji ^^ Bardzo lubię też krem z dyni, który robi moja Mama, ale sama się w to nie bawię, krojenie dyni mnie przerasta ;)


9. Za co przebrałabyś się na Halloween.
_______________
Za nic, bo nie lubię tej okazji. Sztuczne przenoszenie obcych zwyczajów na nasz grunt jakoś do mnie nie przemawia w tym przypadku ;) Tak samo jak rzucanie czapkami na zakończenie studiów ;)


10. Co najbardziej lubisz w jesieni.
_______________
Najbardziej? To, że mogę w końcu ubierać swoje ukochane ciuchy! Kilka warstw w ziemistych kolorach, barwne chusty, wygodne botki [ bo botki to moje najukochańsze buty na świecie! ] i wyglądam jak człowiek :) Zdecydowanie wolę się opakować ciuchami niż chodzić w krótkich spodenkach i tiszercie ;) No i wieczory z herbatą i książką ♥
No i jak? Tez lubicie jesień?
Wpadło Wam coś w oko?
I pamiętajcie , podzielcie się ze mną swoimi odpowiedziami! :)

Mój codzienny makijaż ostatnich tygodni :)

Witajcie serdecznie! :)

Popadłam w makijażowy marazm i wciąż wałkuję tę samą tapetę od tygodni ;) Wiem, mało ciekawie, ale i tak Wam pokażę, co i jak :) Ostatnio stawiam na komfortowy, neutralny kolorystycznie makijaż, który pasuje do wszystkiego i jest łatwy w wykonaniu - taka wygodnicka jestem ;)



Tak to wszystko wygląda, teraz czas na opis :)
Po przygotowaniu twarzy [ serum + krem z filtrem ] nakładam na nią podkład lub krem BB. Przez pół roku używałam dzień w dzień kremu Aloe Sun BB Cream marki Skin Food, ale teraz już wygrzebuję resztki i wróciłam też do podkładu Rimmel Stay Matte w odcieniu 100 Ivory. Pod oczy nakładam ulubiony korektor Healthy Mix z Bourjois [ odcień 52 ], który świetnie radzi sobie z ukryciem wszystkich cieni i zmęczenia. Na powieki bazę pod cienie Lumene, a wszystko przypodrowuję. Puder mam niekoniecznie najlepszy, po tym jak skończył się Blot z MACa, sięgnęłam do zapasów i tak oto używam pudru Bourjois Healthy Balance [ odcień 52 Vanille ]. Jest dla mnie odrobinę za żółty, denerwuje mnie to i trzeba uważać, bo lubi tworzyć pudrową maskę. Na szczęście już się kończy i będę mogła sięgnąć po coś bardziej odpowiedniego :) Brwi podkreślam kredką z Catrice w odcieniu Date with Ashton. Lubię tę kredkę, jest łatwa w obsłudze, a kolor odpowiedni. Teraz czas na cienie do powiek. Zazwyczaj używam dwóch, w porywach do trzech. Zawsze jest to cielaczek z paletki Sleek Oh So Special od Eska, Floreska do rozjaśnienia dolnej powieki i wewnętrznych kącików oczu. Na całą powiekę nakładam ukochany matowy, jasnobury cień z Inglota o numerku 358 . Czasem w załamaniu ląduje jego ciemniejsza wersja, odcień 363. Na takie oko zawsze idzie kreska. Kreska musi być i już :) Tutaj pozwalam sobie na różnorodność, mam kilka kredek i eyeliner, czasem robię to czarnym cieniem. Na zdjęciu zobaczycie eyeliner Super Liner Perfect Slim z L'Oreal, który sobie bardzo chwalę, kredkę The Collosal Kajal z Maybelline od Agaty, ktora też jest fajna, bo ma mocny czarny kolor [ kredka, nie Agata. Agata jest blondynką ;) ], końcóweczkę brązowej kredki z Sephory [ będę płakać, jak się skończy :( ] i najnowszy nabytek - kredkę Gel Eye Pencil z Essence w ładnym, ciemnoturkusowym kolorze. Na linię wodną idzie cielaczek z Max Factora, na rzęsy przez ostatnie 2 miesiące nakładałam tusz [ nie polecam żadnego, bo już przedłużyłam rzęsy. Krótka przygoda z beznadziejnym tuszem sprawiła, że z chęcią wróciłam do bezproblemowych rzęs 1:1 :) ]. Teraz najważniejsze - róż do policzków! Bez różu nie wyjdę z domu! Mogę nie mieć pomalowanego oka, ale róż musi być i już! Już od dłuższego czasu mocno eksploatuję róż Glossy Rosewood z Glossybox'a któregoś wczesnego - zrobił go Kryolan, ma boski leko fioletowy odcień i idealnie się w nim czuję. Odświeża, trzyma się cały dzień, a efekt można stopniować. W dni, kiedy mam inny humor, sięgam po ukochany róż 006 Golden Sand Astora [ to już drugie opakowanie! ]. Idealnie się nim konturuje, nadaje twarzy świeżości i nie da się nim zrobić krzywdy ;) A usta? Na ustach niezmieniie idealna pomadka z MACa - Brave ♥ Moja miłość i w sumie na dzień dzisiejszy mogłabym mieć tylko tę szminkę :)

Z opisu wydaje się, że jest tego wszystkiego dużo, ale tak nie jest. To sprawdzony zestaw kilku kosmetyków, po które sięgam codziennie i mogę na nim polegać :) Cały makijaż zajmuje mi około 15 minut.





A na koniec jeszcze średnio obrazowa prezentacja na twarzy :)




Znacie któreś z moich kosmetyków makijażowych?
Podzielcie się ze mną tym, jak wygląda Wasz ulubiony makijaż ostatnio!

Dove - jedwabiście odżywiający krem do ciała | pozytywne zaskoczenie!

Cześć! :)

Ostatnio, buszując w Hebe, zawędrowałam pod regał z mazidłami do ciała. I niby nic nie potrzebowałam, bo mam jeszcze jakieś balsamy w zapasie, to jednak przeglądałam, co tam ciekawego na regale piszczy ;) Mój wzrok przykuła promocyjna etykieta przy pękatym słoiczku Dove. I tak pokrótce wygląda historia mojego zakupu :)


Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z pielęgnacją Dove [ dawno temu wygrałam zestaw ich kokosowych kosmetyków i dezodorant, ale na razie zużyłam tylko dezodorant, reszta grzecznie czeka w szufladzie ],byłam więc zainteresowana mocno i jeszcze tego samego dnia użyłam kremu. Na początku się zdziwiłam, bo [ w sumie nie wiedzieć, dlaczego ] byłam przekonana, że kupiłam masło do ciała, a okazało się, że w środku, pod sreberkiem zabezpieczającym [ punkt dla Was, Dove! :) ] kryje się lekki balsam. Samo opakowanie zasługuje na komplementy - jest okrągłe, lekko zwężane ku dołowi, świetnie się sięga do środka po krem, bardzo dobrze leży w dłoni i nie wyślizguje się podczas aplikacji. Pojemność to 300 ml. Zwykła cena wynosi ok 18 zł, ja w promocji kupiłam go za niecałe 15 zł.

Skład: Water, Cyclopentasiloxane, Sorbitol,: Caprylic/Capric Triglyceride, Stearic acid,, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Hybrid’ Oil, lsohexadecane, Glycol Stearatell Dimethicone, Collagen Amino Acids,: lsomerised Linoleic Acid, Lactic Acid,, Potassium Lactate, Sodium PCA, Urea,’ Serica, Hydrolyzed Silk, Dimethicono1,1 Stearamide AMP, Glyceryl Stearate, CetyP Alcohol, Polysorbate 80, Triethanolamine,: Carbomer, Xanthan Gum, Sodium, Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Tauratei Copolymer, Menthol, Perfume,’ Methylparaben, Propylparaberbl Phenoxyethanol, Sodium Benzoate,’ Alpha-lsomethyl lonone, Benzyl Alcohol,: citronellol, Coumarin, Hydroxyisohexyc ‘3;Cyclohexene Carboxaldehyde, Limonene, Linalool, Cl 77891

Krem jest biały i puchaty, bardzo przyjemnie się go aplikuje na skórę. Wystarczy niewiele, żeby dobrze nawilżyć ciało, szybko się wchłania, pozostawiając skórę rozluźnioną i mięciutką. Nie ma mowy o tłustej powłoce czy białych mazach - naprawdę nie mogę mu nic zarzucić :) Moja skóra na ciele nie jest problematyczna, czasem wyskakuje mi podrażnienie po depilacji na łydkach, ale generalnie jest normalna. A, właśnie - kremu można spokojnie używać tuż po depilacji, nie piecze i delikatnie łagodzi podrażnienia. Bardzo polubiłam zapach tego kosmetyku Dove - jest ciepły, ale nie duszący, pachnie odrobinę jak kosmetyki dla dzieci i odrobinę jak krem Nivea - świetna mieszanka, przywołująca na myśl dzieciństwo i bezpieczeństwo. Tak, wiem, jak to brzmi, ale ten zapach mnie uspokaja ;) Żałuję jedynie, że nie utrzymuje się odrobinę dłużej na ciele, ale dzięki temu nie ma zagrożenia, że będzie się gryzł z perfumami czy innymi pachnidłami :) Krem pomimo swojej lekkiej konsystencji, jest całkiem wydajny - otworzyłam go ostatniego dnia sierpnia i używam codziennie od tamtego czasu [ okej, raz czy dwa użyłam masła TBS ;) ], a jeszcze zostało go na kilka aplikacji :)


Generalnie nie spodziewałam się wiele po tym zakupie, bo zazwyczaj takie bezmyślne kupowanie nieznanych kosmetyków kończy się u mnie niewypałem , a tu taka niespodzianka! Z chęcią będę powracała do tego kremu, bo jest bardzo komfortowy w używaniu, świetnie działa na moją skórę, a zapach jest super sympatyczny :)

Znacie odżywiający* krem do ciała z Dove?
Może polecicie mi coś innego tej marki?

* swoją drogą dziwi mnie polska nazwa tego kremu:  jedwabiście odżywiający krem do ciała... Czy tylko mi się wydaje, że powinno być jedwabisty, odżywczy krem do ciała ? ;)

Kobo LILAC | Chmurkowość idealna :)

Dobry wieczór! :)

Dawno już nie pokazywałam Wam żadnego lakieru do paznokci i mam całą górę zaległości do nadrobienia w tym temacie ;) Lody przełamię najnowszym nabytkiem - lakierem Kobo w odcieniu 41 Lilac. Kiedy tylko zobaczyłam go u Cattie, poczułam do niego miętę [ choć miętą to on nie jest i nawet koło niej nie stał ;) ]. Podczas nieplanowanej wycieczki do mojej Natury natknęłam się na niego, dodatkowo było -40% na całą markę Kobo, więc nie mogłam go nie przygarnąć!


Długo szukałam tego lakieru w Naturach. Najpierw w mojej nie było go w ogóle przez dłuuugi czas, potem w Krakowie natknęłam się kilka razy na ten odcień, ale wszystkie buteleczki były porozwarstwiane, aż w końcu, kiedy kilka dni temu przypadkiem weszłam do Natury w moim mieście, niespodziewanie natknęłam się na niego i promocję :D
Za 7,5 ml buteleczkę zapłaciłam 3,99 zł.


Cattie pisała u siebie, że miała z tym odcieniem sporo kłopotów - konsystencja była za rzadka i schnięcie trwało wieczność. Rzeczywiście, przy pierwszej warstwie lakier jest bardzo lejący i trzeba uważać, żeby nie rozlał się przy skórkach, ale już druga warstwa nakłada się lepiej i niweluje wszystkie prześwity pozostawione po pierwszej, dosyć lichej ;) Co do wysychania, to ja zawsze używam Seche Vite, nie inaczej było w tym przypadku. Całość wyschła po kilku minutach i niedługo po malowaniu mogłam iść nastawiać pranie w  pralce ;)


Odcień jest przepiękny - idealnie chmurkowy, rozmarzony i czysty. Dłonie wyglądają w nim elegancko, ale nie krzykliwie - widać, że coś się dzieje, ale bez szaleństw ;) 


W rzeczywistości lakier ma w sobie kroplę fioletu, niestety nie udało mi się tego uchwycić na zdjęciach :(



Jestem zauroczona odcieniem tego lakieru, naprawdę! Odkąd pomalowałam paznokcie, wciąż patrzę na ręce ;) Myślę, że będzie wyglądał pięknie zarówno na krótkich, jak i długich paznokciach. Co do trwałości, to wytrzymał bez najmniejszego uszczerbku ponad 3 dni, a potem przemalowałam z nudów paznokcie ;)


Jak się Wam podoba Kobo Lilac?
Skradł Wasze serce?
Jeśli tak, pędźcie do Natury! :))

Empties #21 | Tyle stracić!

Hej, hej! :)

Przyznaję, późno pojawia się ten wpis ze zużyciami. Po prostu tyle tego nazbierałam w sierpniu, że na samą myśl o opisywaniu przechodziły mnie ciarki ;) Ale zmobilizowałam się, przysiadłam i oto jestem wraz z postem o tym, z czym się pożegnałam w sierpniu. Przygotujcie się, jest tego niemało ;)


Tym razem zacznę nie od włosowych produktów, ale od wyrzutków. Przetrzebiłam kolorówkę dość mocno [ a i tak zostało mi jej tyle, że mogłabym pół rodziny obdarować ;) ] i wytypowałam rzeczy do wyrzucenia. Są tu moje ulubione swego czasu lakiery z Sephory [ jeszcze w starej szacie graficznej ] i inne buteleczki z emaliami, wszystkie zgluciałe i niezdatne do użytku. Są próbki podkładów, beznadziejny tusz do rzęs z Bourjois, stare cienie do powiek i pierwszy w życiu zużyty do samego końca róż do policzków z Astora, prezent od Agaty Smarującej :)


Tutaj ciąg dalszy czystek, tym razem próbkowych ;) Zużyłam kilka odlewek podkładów [  żaden mnie nie zachwycił ], jakieś kremy do twarzy i balsam do ust z Tołpy. Był fajny, polubiłam go mimo nie do końca odpowiadającego mi zapachu, ale musiałam wyrzucić prawie pół opakowania, bo skończył mu się termin przydatności [ tylko 3 miesiące ]. Saszetki z John Masters Organics z miodowo hibiskusowym rekonstruktorem są świetne i mam kolejne w zapasie, moje włosy są mi za to wdzięczne ^^


Gąbka Calypso znakomicie sprawdza się do zmywania z twarzy maseczek i peelingów, zawsze mam jedną pod ręką :) Ulubionego żelowego zmywacza do paznokci z Donegala chyba nie muszę nikomu przedstawiać? Podobnie jak z kulką Nivea? ;)
Ten fioletowy pisaczek był odżywką do paznokci z Czterech Pór Roku i prezentem urodzinowym od Agni z Kosmetycznie i życiowo. Fajnie spisywała się ta oliwka i polubiłam wygodne opakowanie z pędzelkiem. Maseczka do twarzy Van Der Hoog Romantic Roses od Kasi Śmietasi była f a n t a s t y c z n a ! Duża saszetka wystarczyła mi na 4 aromatyczne użycia :) Zapach ślicznych, wcale nie chemicznych róż, świetne działanie oczyszczające i uspokajające sprawiły, że najchętniej używałabym maseczki codziennie. Niestety, nie mam jej więcej, ale myślę, że poproszę Kasię o pomoc w zakupie i będę się nią mogła w przyszłości jeszcze cieszyć :)


Płyn micelarny Garnier to ulubieniec micelarny ostatnich tygodni - bardzo go polubiłam i planuję kolejne butelki :) Pisałam o nim w ostatnich ulubieńcach. Serum Caudalie Vinosource nie było złe, ale bardzo przeciętne - zawiodłam się na nim, ale opisywałam to w osobnej recenzji, widziałyście? Ziaja, jaśmin w kremie to polecenie Egri.Hempe, za które dziękuję! Bardzo fajny krem pod oczy, bogaty i gęsty, fajnie nawilżał, nie podrażniał okolic oczu, a dzięki niskiej cenie [ ok. 10 zł, śmiesznie, nie? ] nie miałam skrupułów przed używaniem tak, jak lubię - czyli napaćkaniem grubej warstwy na noc ^^ Pomadka ochronna Alverde - dostałam ją już całe wieki temu od Anne Mademoiselle i bardzo lubiłam - towarzyszyła mi przez wiele miesięcy w torebce. Rokitnikowy krem do rąk Planeta Organica spisywał się bardzo dobrze - nawilżał dłonie na długo i wystarczyło naprawdę niewiele, żeby pokryć całe dłonie. Aplikację umilał ładny zapach :)


Balea, żel pod prysznic Carambloa Lambada - polubiłam, jak wszystkie żele Balea, bo krzywdy nie robią :) Ten jednak miał dość słaby zapach i nie grzeszył wydajnością, nie kupię ponownie. Zresztą to limitka, więc i tak nie kupię ;) Żel do higieny intymnej Soraya był średni - nie podszedł mi zapach i wydajność. Facelle - wiadomo, w łazience musi być :) Używam do włosów i zgodnie z przeznaczeniem. A krem mocznikowy Pilarix świetnie sprawdzał się do stóp, w związku z tym był nawet w jednych ulubieńcach [ o, tu. ], a ja kupiłam nowe, większe opakowanie :)


Dwie farby do włosów Garnier. Kupiłam, bo raz na kilka miesięcy mam ochotę odświeżyć sobie kolor na głowie, taki mam kaprys ;) No i wyszło czarne ;) Już się spłukało, ale na początku byłam mocno zła. Potem zaczęłam dostawać komplementy nt ciemnych włosów, wszyscy nagle mówili, że mi one urosły, że ładne, zdrowe itd ;) No i teraz zastanawiam się nad utrzymywaniem ciemnego koloru. Batiste w wersji Tropical - lubię go, jak zresztą większość wariantów tych szamponów. Przydatne i zawsze muszę mieć pod ręką :)


Planeta Organica, rokitnikowa odżywka do włosów - bardzo fajny produkt, moje włosy polubiły tę lekką odżywkę. Niby lekka, ale fajnie ujarzmiała puszące się włosy, nawilżała odpowiednio po oczyszczającym szamponie i nadawała się do olejowania na odżywkę. Tani, wydajny produkt. Joico, szampon do włosów K- PAK. Poświęciłam mu już kiedyś osobny post, to moja druga butelka. Szampon świetnie myje, zostawia włosy wygładzone i jakby grubsze. Na pewno jeszcze kiedyś do niego wrócę :) No i na koniec ulubieniec włosowy wszech czasów - Equilibra, aloesowy szampon. Kocham go i to już moja któraś z kolei butelka. Będę go kupować aż do śmierci [ no chyba, że go wycofają... tfu, tfu - przez lewe ramię! ].

Jak już pisałam w poście z zakupami sierpnia, zużyłam więcej niż kupiłam. Cieszy mnie to, bo jest szansa, że uda mi się uszczuplić zapasy i pozbyć nawyku chomikowania wszystkiego w hurtowych ilościach ;)

Jak Wam poszło ze zużyciami?
Pochwalcie się!

Bielenda, łagodny 2 - fazowy płyn do demakijażu oczu *

Witajcie :)

Dziś porozmawiamy o demakijażu oczu. Przez pół roku [ ale byłam zdziwiona, że tak długo, jak policzyłam ;) ] nosiłam przedłużane rzęsy. Sprawy tuszów do rzęs odeszły w zapomnienie tak bardzo, że nawet ani jednego nie miałam na stanie, kiedy zdecydowałam powrócić do korzeni, czyli własnych lichych rzęs ;) Tak naprawdę to nie była podniosła decyzja, nie miałam czasu jechać do salonu w Krakowie i po prostu kupiłam tusz do rzęs [ czy naprawdę musiałam wybrać najgorszy w całym Rosmannie? ... ]. Kupiłam, zaczęłam używać i nastał problem - płyn micelarny, którego ówczas używałam, nie radził sobie prawie wcale z maskarą... Do mojej głowy wpadł kolejny genialny pomysł - kupię dwufazę! Nic to, że nigdy nie przepadałam za takimi formułami, przecież dwufaza na bank rozpuści tę krnąbrną maskarę!


Takim oto sposobem nabyłam łagodny 2 - fazowy płyn do demakijażu oczu z Bielendy z olejkiem awokado, palmowym i kokosowym. Był na promocji za jakieś 5,50 zł i jego jaskrawy żółto - zielony kolor przyciągał wzrok, więc same rozumiecie ;)

Płyn mieści się w fajnej, poręcznej buteleczce o pojemności 140 ml, ma wygodne zamykanie na klik. Opakowanie jest przezroczyste, widać więc zużycie, a radość z patrzenia na mieszanie się dwóch warstw jest bezcenna ^^


Płyn jest tłusty i nie zmywa do końca. Tak w sumie mogłabym zacząć i skończyć tę recenzję, ale pomęczę Was jeszcze trochę ;) Otóż z cieniami do powiek na bazie radzi sobie świetnie - wystarczy przyłożyć nasączony płynem płatek i po sprawie. Jeśli chodzi o tusz [ Maybelline Rocket Volum' Express ], jest już inaczej. Topornie, opornie i syzyfowo ;) Coś tam na waciku zostaje, ale żeby cała maskara zeszła z rzęs, muszę porządnie potrzeć oko i to dwoma wacikami - jeden nie daje rady. Taaak, przytrzymywałam wacik na oku przez dłuższą chwilę, żeby płyn mógł rozpuścić wszystko. Ale nie ma różnicy pomiędzy pięciosekundowym trzymaniem nasączonego wacika, a trzyminutowym. Serio... No i jak już zmyję całkiem oczy i dokonam demakijażu reszty twarzy i przychodzi czas na mycie buzi żelem, okazuje się, że tusz nie jest zmyty do końca. Niejednokrotnie po umyciu buzi i spojrzeniu w lustro witała mnie czarna panda pod oczami... No i jak pandy kocham, bo to pocieszne zwierzaki, tak na swojej twarzy ich nie toleruję... 


Dodatkowo płyn Bielendy nie należy do wydajnych - zostało mi już mniej niż 1/3 buteleczki, a używam go jedynie od 25.08. Słabo, oj słabo. Raz zmywa, a raz nie. Jest okej, ale jak już zmywam makijaż raz, nie lubię potem tego poprawiać...

Decyzję już powzięłam - w tym tygodniu umawiam się na przedłużenie rzęs, a niewypał w postaci dwufazy i tuszu lądują w koszu. Nie ma litości! ;)


Jak jest u Was z demakijażem oczu?
Stawiacie na dwufazy, czy wybieracie micel?
No i jeśli macie sposoby na uparte maskary, koniecznie mi napiszcie! :)


* Post z dedykacją dla Eska, Floreska, któremu ostatnio brakuje marudzenia! :*

Kosmetyczny nieurodzaj ;) | zakupy z sierpnia

Witajcie! :)

W sierpniu jakoś tak się stało, że niewiele kosmetyków przybyło mi do kolekcji, sama nie wiem, dlaczego tak się stało - może to brak czasu na porządne zakupy, albo po prostu brak potrzeby? Sama nie wiem ;) Kilka rzeczy jednak wpadło w moje ręce i chciałam je Wam dziś pokazać. Zakupowy bilans sierpnia jest ujemny - zużyłam więcej kosmetyków niż kupiłam, nieźle, co? ^^


Zacznę chyba od najciekawszych nowości, oczywiście pielęgnacyjnych,bo takie u mnie co miesiąc, jak wiecie, przeważają. Jak tylko usłyszałam o peelingujących piankach pod prysznic od Organique, wiedziałam, że na jakąś się skuszę. Padło na peelingującą piankę o zapachu mrożonej herbaty. Za piankę zapłaciłam w sklepie firmowym 34,90 zł.
Następną nowością jest miodowa maska do włosów Bomb Cosmetics, którą zapragnęłam po recenzji Pączka w pudrze. Maska ma prześliczne opakowanie i mam nadzieję, że sprawdzi się na moich włosach. Na razie czeka na swoją kolej. Kosztowała trzydzieściparę złotych w Minti Shopie.



Zmywacz do paznokci rzecz ważna, kupiłam więc kolejne opakowanie lubianego przeze mnie zmywacza w żelu o zapachu mango z firmy Donegal. Jest delikatny, skutecznie zmywa i nie śmierdzi tak bardzo, jak reszta. Postanowiłam zafarbować włosy [ robię to raz na kilka miesięcy, zazwyczaj co pół roku ] i kupiłam dwie farby z Garnier w kolorze 4 Brąz . Wyszły czarne i byłam trochę zła, ale teraz już się wypłukały i wyglądają znośnie. Przyznam, że zastanawiam się nad ciemniejszymi włosami teraz, bo po farbowaniu dostałam bardzo dużo komplementów! :)


Regenerujący płyn do higieny intymnej Tołpa to mój ulubieniec. Kończę właśnie przeciętny płyn z Białego Jelenia i zaopatrzyłam się w znany i lubiany produkt, bo był na promocji w Hebe. Nie dość, że dobrze działa, to jeszcze jest wydajny - to lubię :)Dwufazowy płyn do demakijażu oczu z Bielendy kupiłam pod wpływem impulsu - od kilku tygodni znów maluję rzęsy tuszem i potrzebowałam czegoś, co skutecznie ten tusz z moich rzęs usunie [ akurat micel z Garniera mi się skończył ], padło więc na ten płyn. Jest okej, ale trzeba się namachać, żeby wszystko dobrze zmyć.  Z kategorii zachcianek - krem do rąk Crabtree&Evelyn o zapachu miodu i kwiatu brzoskwini. Wypatrzyłam go w TkMaxxie za 24 zł [ normalna cena to 73 zł ] i przygarnęłam bez zastanowienia :)


Krem do ciała Dove to nieprzemyślany zakup w Hebe. Był na promocji za kilkanaście złotych, spodobał mi się duży, okrągły słoik, a że nigdy nie próbowałam pielęgnacji z Dove - wzięłam :) Oczekiwałam czegoś bogatszego, ale na ostatnie ciepłe dni ten krem jest w sam raz. Bardzo ładnie pachnie i żałuję, że zapach nie zostaje ze mną na dłużej. Perfumy CK Eternity to temat, który chyba ostatnio wałkuję w prawie każdym poście, wybaczcie ;) Dziś już ostatni raz ;) Udało mi się upolować na Truskawce 100 ml w świetnej cenie - 87 zł. Wzięłam i teraz na nowo jestem zakochana - stara miłość nie rdzewieje! :)


Czas na kolorówkę! Jak zawsze najskromniej, ale i tak nie wiem, kiedy [ i czy w ogóle ] ja to wszystko zużyję ;) Nie miałam czasu jechać do Krakowa i przedłużyć rzęs, jak to robiłam przez ostatnie miesiące, wpadłam więc na genialny pomysł kupienia tuszu do rzęs ;) Tak, też byłam zdziwiona, że żadnego nie miałam w zapasach! Padło na tusz Maybelline Rocket Volum' Express. Zakupu żałuję - tusz jest beznadziejny. Prawie nie unosi rzęs, objętości nie widzę, raczej sklejenie i oblepienie... Teraz, po prawie 4 tygodniach codziennego używania jest lepiej, tusz zasechł trochę i lepiej się nim operuje, jednak wciąż nie jest dobrze... Pomadka w kredce Celia Lips on Top o numerku 1 to spontaniczny zakup w krakowskim Firlicie. Kosztowała nieco ponad 11 zł i jestem z niej bardzo zadowolona. Chubby Stick od Clinique to to nie jest, żeby nie było, ale bardzo fajnie wygląda na ustach - wybrałam neutralny, blady brzoskwinioróż i dobrze się w nim czuję. Pomadka trwała nie jest, ale dobrze mieć ją w torebce - nigdy nie wiadomo, kiedy przyda się nam trochę koloru :) Ostatnie nabytki to dwa lakiery - w TkMaxxie wypatrzyłam Models Own w odcieniu Thunder and Lightening [ 14,99 zł ], a China Glaze w odcieniu What a Pansy kupiłam w Minti Shopie [ 16 zł ].

To są wszystkie moje zakupy z sierpnia, prawda, że niewiele? :)
Jak Wam poszło? Poszalałyście, czy byłyście raczej ostrożne?
Piszcie!

Ulubieńcy LIPIEC + SIERPIEŃ

Witajcie! :)

Piszę do Was z łóżka, bo choroba mnie dopadła :( Rano byłam w pracy, ale tuż po powrocie Narzeczony zarządził prysznic i wylegiwanie się w ciepełku, nie polemizuję więc i cieszę się donoszoną herbatą, laptopem na kolanach i książką. W międzyczasie piszę post, bo stęskniłam się za blogowaniem! Gorączka mi już spadła, zrobiłam więc szybciutko [ żeby Narzeczony się nie skapnął ^^ ] zdjęcia kilku kosmetykom i oto piszę do Was! :D
Myślałam nad postem o zużytych kosmetykach, ale ich ilość mnie przerosła - fotografowałabym to chyba do nocy! Wybrałam w tej sytuacji ulubieńców, a że miałam sprecyzowane produkty, poszło szybko i przyjemnie :)


W ulubieńcach ostatnich dwóch miesięcy znalazły się produkty, które dzielnie służyły mi prawie każdego dnia, a dzięki ich działaniu odnotowałam znaczącą różnicę w wyglądzie skóry, włosów, makijażu i zapachu :) Zapraszam Was na szczegółową prezentację tych 7 produktów [ 7 - jak to się szczęśliwie składa :) ].


Clarisonic, Mia 2 - soniczną szczoteczkę do twarzy dostałam od Narzeczonego na urodziny. Od tamtej pory używam nieprzerwanie, wieczorem co drugi dzień - tak jest dla mojej skóry optymalnie. Nie dość, że uzależniłam się od odprężających wibracji Mii, to jeszcze zauważyłam, że skóra jest czystsza [ nie to, że na szczoteczce zostaje makijaż, bo wcześniej zawsze oczyszczam twarz micelem i olejkiem do demakijażu, chodzi mi bardziej o to, że powstaje mniej zaskórników ], gładsza, a działanie kremów, olejków i wszelkich twarzowych mazideł jest wyostrzone, wzmocnione [ chyba złe słowo wybrałam - ogólnie chodzi o to, że jest lepiej ;) ]. Uzależniający gadżet :)

John Masters Organics, Rosemary & Peppermint Detangler - odżywka do włosów, którą upolowałam na Truskawce za 43 zł, czyli połowę normalnej ceny. Warto? Jak najbardziej! Wystarczy niewielka ilość, żeby włosy odżywić [ zużycie, które widzicie na zdjęciu, to wynik 12 zastosowań na moje włosy o długości za łopatki ], a miły i świeży zapach mięty [ wcale nie takiej, jak zazwyczaj w miętowych kosmetykach! ] orzeźwia i delikatnie chłodzi skórę głowy - na upały jak znalazł! Włosy są wygładzone i ładnie się układają. 

The Body Shop, Passion Fruit Body Butter - masło do ciała, które kupiłam podczas świetnego weekendu w Warszawie [ Esku, Agatko - buziaki! ]. Przywodzi na myśl miłe chwile i fantastycznie pachnie - marakuja to obok rozmarynu mój ostatni bzik zapachowy ;) Zużyłam już ponad połowę masła, które rzeczywiście zasługuje na to miano - jest gęste, zbite i treściwe. Na naprawdę długo nawilża skórę, zostawiając ją gładką i miękką w dotyku. Całkiem fajny skład i przyjemna promocyjna cena [ 39 zł ] - ja jestem zadowolona!

Garnier, Płyn Micelarny 3w1 - kupiłam z ciekawości, kiedy mój ulubiony dotąd BeBeauty zaczął podrażniać mi oczy, a L'Oreal się nie sprawdził. Świetny, mega wydajny płyn, który doskonale wszystko zmywa. Widzicie na zdjęciu już [ niestety ] pustą butelkę, ale lada dzień zaopatrzę się w nową! 

MAC, pomadka w odcieniu Brave - MIŁOŚĆ, proszę Państwa, MIŁOŚĆ! Dziś śmiało mogę to napisać - uzależniłam się od tej pomadki. Już nawet nie wiem, jak mogłam się wahać przy zakupie! Idealny dla mnie odcień, satynowe wykończenie i fakt, że pasuje do wszystkiego, składają się na moją idealną szminkę. Już nawet nie mam ochoty szukać innej i próbować innych odcieni, serio ;) [ btw, pomadka była również w czerwowych ulubieńcach, teraz dopiero zdałam sobie z tego sprawę ;) ]

Caudalie, Polyphenol [ C15 ], Overnight Detox Oil - no przecież nie mogłoby zabraknąć Caudalie w ulubieńcach, prawda? ;) Ten olejek dostałam jako upominek przy dermokonsultacjach, zaczęłam używać jakieś 3 miesiące temu. Długo nie widziałam efektów, ale po jakimś czasie przy regularnym używaniu [ co 2 dzień na noc ] pokazał swoją moc. Jestem zachwycona, skóra jest wypoczęta, nawilżona i taka zwarta [ nie wiem, jak to wyrazić, ale wiecie, o czym piszę? ], zauważyłam też rozjaśnienie  - po prostu zdrowo wygląda. Nawet teraz, kiedy jestem przeziębiona, w ogóle tego nie widać na mojej twarzy. Olejek to mieszanka 5 olejków eterycznych [ piżmo, lawenda, neroli, drzewo sandałowe i marchewka ] i 3 roślinnych [ różany, winogronowy i migdałowy  ], która regeneruje skórę, przyspiesza jej procesy odnowy i usuwa zmęczenie. Potwierdzam! Dodatkowo to antyoksydacyjne cudo jest super wydajne - używam co drugi dzień od trzech miesięcy, a zużyłam dopiero 1/3 buteleczki o pojemności 30 ml. Na jedno użycie wystarcza niecałe pół pipety [ która działa bez zarzutu i świetnie dozuje słomkowy olejek ]

Calvin Klein - Eternity - perfumy, które są moimi ulubionymi od lat. Pisałam już o nich w poście o tym, czym pachnę - widziałyście? Ukochany zapach, którym otulałam się dzień w dzień przez ostatnie tygodnie ♥


Mam nadzieję, że spodobali się Wam moi ulubieńcy?
Znacie te kosmetyki?
Podzielcie się ze mną w komentarzach tym, co ostatnio skradło Wasze serce! :)