Moja wersja świątecznych paznokci :) | Golden Rose Rich Color 35 i Models Own Thunder and Lightening

Witajcie! :)


Już po świętach, siedzę dziś w pracy, ale w ramach przypomnienia świątecznego klimatu, pokażę Wam moje świąteczne paznokcie :) W zeszłym roku była to sama czerń [ tutaj możecie ją zobaczyć na tle naszej pomysłowej choinki / zasłony :) ], w tym dodałam odrobinę błysku, żeby nie było nudno :) Uwielbiam czerń, uważam, że pasuje do wszystkiego i dlatego też na kolację wigilijną ubrałam się od stóp do głów na czarno, jak zwykle zresztą ;) Tylko na usta dałam mocny róż, żeby całkiem pogrzebowo nie było, no i błysk na paznokcie, popatrzcie!

Bądźcie wyrozumiałe dla startych końcówek - zdjęcia robiłam wczoraj rano, czwartego dnia noszenia :)

Na paznokciach mam dwie warstwy idealnie kremowego czarnego lakieru Golden Rose Rich Color 35, na to jedną warstwę topu Models Own [ trzeba na niego uważać - jest bardzo lejący! ], a całość pokryta Seche Vite.










Jak się Wam podoba takie połączenie?
Co u Was było w Wigilię na paznokciach? :)

Duet Dove Advanced Hair Series | szampon i odżywka Pure Care Dry Oil

Hej :)

Długo zastanawiałam się, czy pisać ten post, bo sama do końca nie wiem, co sądzę o tych włosowych kosmetykach, ale postanowiłam się podzielić z Wami moimi rozterkami, może komuś jakoś pomogą w wyborze ;)


Kiedy widzę w drogerii nowe produkty do włosów, jestem bardzo zainteresowana, zazwyczaj oglądam opakowania, czytam wszystkie informacje, ale odkładam potem na półkę - jakoś mnie niezbyt jarają Syoss'y, L'Oreale i inne Shaumy ;) Tym razem było inaczej - rzuciły mi się w oczy nowe produkty od Dove, a że miło mi się używało balsamu do ciała z tej firmy [ jedwabiście odżywiający krem do ciała ], zdecydowałam się przygarnąć szampon i odżywkę z nowej linii Pure Care Dry Oil. Wydała mi się ciekawa, bo ma oczyszczać i wygładzać matowe, suche włosy, które po użyciu tych kosmetyków mają stać się do 5x bardziej jedwabiste Opakowania są bardzo fajne, podoba mi się pomysł z miękką tubą - to bardzo poręczne i wygodne :) Dodatkowo graficznie wypadają nieźle - podoba mi się dobór kolorów i jasne tubki.


Byłam mocno zaciekawiona działaniem, więc od razu odstawiłam na bok inne szampony i odżywki, chciałam przez jakiś czas używać tylko Dove, żeby móc ten duet porządnie zrecenzować - ale poświęcenie! ;) Po pierwszym myciu byłam zadowolona, włosy wyglądały ładnie, były miłe w dotyku. Niestety z każdym następnym myciem nie było już tak różowo, bo włosy stawały się sianowate, plątały się mocno, odżywka jakby nie działała, a po wysuszeniu były w dotyku trochę szorstkie i spuszone. Jedyne, co od początku mi się podobało, to, że włosy dłużej były świeże - nie wydłużył się mój czas pomiędzy myciem [ myję co 2 dzień ], ale tego drugiego dnia włosy wyglądały zdecydowanie lepiej. Po ponad tygodniu doszłam do wniosku, że nie ma sensu niszczyć sobie włosów szamponem i odżywką, wróciłam więc do odstawionych wcześniej rzeczy [ szampon Isana Med, Balea mango + aloes, odżywka Balea mango + aloes, maski do włosów Kallos Banana i Bomb Cosmetics ], a Dove postanowiłam używać od czasu do czasu. I to była świetna decyzja. Kiedy zaczęłam używać duetu Dove raz na jakieś półtora tygodnia, okazało się, że całkiem nieźle się zazwyczaj spisuje - włosy są podniesione u nasady, ładnie się układają po wysuszeniu, nie plączą się nadmiernie. Szampon [ nie jest lejący, ma całkiem gęstą konsystencję ] bardzo dobrze radzi sobie z olejami. Zostawia na włosach delikatny film, ale nie obciąża to potem kosmyków. Odżywka jest średnio gęsta, na tyle, żeby nie spływać z palców i włosów. Seria pachnie odrobinę korzennie, podoba mi się.  Czasem jednak zdarza się, że po zastosowaniu Dove włosy się buntują i są obciążone, spuszone - nie wiem, skąd to wynika, ale denerwuje mnie to... Przecież zawsze myję włosy tak samo, starannie spłukuję z nich wszystko, no po prostu nie ogarniam ;) Przypuszczam, że to wina oleju kokosowego w składzie, który u mnie nie robi furory, ale żeby efekt za każdym razem był inny? Sama nie wiem...



Przy właściwym, w moim przypadku nie za częstym stosowaniu, duet włosowy Dove sprawdza się bardzo dobrze, niestety jego nieprzewidywalność co do efektów trochę mnie odstrasza i już raczej nie kupię ponownie... Mam mieszane uczucia i w zasadzie ani Wam nie polecam, ani nie odradzam, może akurat na Waszych włosach sprawdzi się wyśmienicie, jak u Kasi Śmietasi? :)
Aha, kupiłam to duo na promocji, płacąc 14,99 zł za jedną tubkę. 

Znacie ten duet? 
A może inne serie Dove są lepsze, powinnam spróbować?

Caudalie, Polyphenol C15, Overnight Detox Oil || mój wybawiciel ♥


Witajcie serdecznie!

Caudalie to jedna z moich ulubionych marek kosmetycznych, wiecie o tym doskonale. Na blogu po wpisaniu hasła Caudalie pokaże się Wam kilkanaście recenzji ich kosmetyków, więc jeśli zastanawiacie się nad zakupem wody winogronowej, kremu sorbetu nawilżającego czy płynu micelarnego, zapraszam do poszperania i poczytania! Mam kilku swoich ulubieńców, wśród których niekwestionowany prym wiedzie woda winogronowa - mam ją u siebie zawsze i sama już nawet nie wiem, ile puszek zużyłam. Ostatnio eksperymentowałam z wodą termalną Uriage, jednak to nie to samo. Uriage nie dawała mi takiego uczucia nawilżenia i ukojenia jak Caudalie i choć nie była zła, wolę jednak wodę winogronową. Ale nie o tym dziś miało być! Dziś recenzja świetnego kosmetyku, do której zabierałam się naprawdę długo, sama nie wiem dlaczego ;)



Chciałabym przybliżyć Wam cudowny produkt - olejek do twarzy na noc z ostatniej linii marki, Polyphenol C15. Kilka miesięcy temu dostałam go jako gratis przy większych zakupach po dermokonsultacjach w mojej ulubionej aptece. Ależ się ucieszyłam z tego gratisu!
Overnight Detox Oil z serii Polyphenol C15 to w 100% naturalny olejek, który działa naprawczo na skórę podczas snu. Ma wspomagać regenerację komórek skóry i eliminować z niej szkodliwe toksyny. Cała zielona seria jest teoretycznie przeznaczona dla cer 30+, ale że ma głównie działanie antyoksydacyjne, ta bariera wiekowa jest raczej umowna, bo antyoksydanty są w cenie niezależnie od wieku ;) Olejek to głównie mieszanka 5 olejków eterycznych [ piżmo, lawenda, neroli, drzewo sandałowe i marchewka ] oraz 3 roślinnych [ różany, winogronowy i migdałowy  ], ale znajdziemy w nim też kilka innych, w tym mój ukochany rozmarynowy.




Skład: Caprylic/Capric Triglyceride*, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil*, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Rosa Canina Fruit Oil*, Citrus Aurantium Amara (Bitter Orange) Leaf/Twig Oil*, Daucus Carota Sativa (Carrot) Seed Oil*, Santalum Album (Sandalwood) Oil*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Citrus Aurantium Amara (Bitter Orange) Flower Oil*, Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil*, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract*, Linalool*, Geraniol*, Limonene*, Farnesol*.

*Organic origin.

Olejek ma 30 ml, znajduje się w bardzo eleganckiej butelce z grubego szkła w kolorze ciemnozielonym, charakterystycznym dla całej linii C15. Aplikator to precyzyjna pipeta zakończona zwężającym się dzióbkiem, który pozwala na zaaplikowanie dokładnie tylu kropel, ile chcemy. Szkło jest przezroczyste, więc na bieżąco można kontrolować ubytek olejku, a napisy nie ścierają się podczas użytkowania. Spokojnie można wrzucić olejek do wyjazdowej kosmetyczki, nic się nie rozleje, bo nakrętka jest szczelna i mocno trzyma. Strona wizualna jest moim zdaniem świetna i wyróżniająca się na tle innych serii Caudalie. Opakowanie jest równie ładne, co funkcjonalne, za co kolejny plus.
Detox Oil ma mocny zapach, trzeba to do razu stwierdzić, żeby nie było niedomówień. Przez to nie spodoba się każdemu. Wydaje mi się, że to kwestia indywidualna. Aromat jest naprawdę mocny, ale jeśli lubicie zapach toniku Pat&Rub albo olejku wzmacniającego do włosów Ikarov, za tym też będziecie przepadać :) Mocno ziołowy i specyficzny, ale przy tym piękny - ja wyczuwam lawendę, różę i rozmaryn i uważam, że to miesznaka wyjątkowa, odrobinę leśna [ kojarzycie zapach lasu podczas deszczu? ] Taaak, wiem - nie potrafię opisywać zapachów, ale chciałam choć trochę przybliżyć Wam moje odczucia :)

Olejek należy do tych suchych, więc nie musimy się obawiać tłustej warstwy na piżamie, poduszce czy męskim ramieniu. Producent zaleca aplikację 6 kropli na noc i tyle w zupełności wystarcza na całą twarz i trochę szyi. W przeciągu kilkunastu minut po aplikacji olejek wchłania się prawie całkowicie i jeśli mamy potrzebę, można nałożyć jakiś nawilżacz, ja tego nie robię.



Najważniejsze - czy olejek działa? I to jak! Ja jestem z a c h w y c o n a ! Mogę się podpisać obiema rękami i nogami pod zapewnieniami producenta, nawet rzęsami mogę spróbować ! Nie znam jeszcze olejku z Kiehl's, ale myślę, że ten tutaj to jego godny przeciwnik! Na początku stosowania nie zauważałam jakichś spektakularnych efektów i nawet, szczerze mówiąc, byłam zawiedziona. Tyle się o nim naczytałam, tyle superlatyw wysłuchałam od przedstawicielki marki i pań z apteki. Używałam jednak dalej, na swoje szczęście. Otóż po mniej więcej 3 tygodniach regularnego używania [ co 2 dzień na noc ] zauważyłam, że moja skóra się zmieniła. Znacie to takie pozytywne zdziwienie, kiedy patrzycie rano w lustro i jest okej, a nawet lepiej? Kiedy zastanawiacie się, czy nałożyć podkład, czy tylko przypudrować twarz? Taaak, do niedawna i dla mnie było to tylko w strefie marzeń ;) 
Olejek świetnie działa na moją mieszaną cerę. Znakomicie sprawdza się również teraz, kiedy stosuję tonik z kwasem migdałowym. Nie było tak, że poprawę zauważyłam już po dwóch użyciach - to nie taki kosmetyk. Zresztą takie chyba nie istnieją? Oprócz fotoszopa, of kors ;) Po prostu moja skóra zaczęła być jaśniejsza, koloryt stał się bardziej wyrównany, a wszelkie zaczerwienienia, które trzymały się dotąd zazwyczaj kilka dni, w ciągu nocy po prostu bledną i następnej już znikają. To samo z pryszczami - jeśli jakieś wychodzą, ich żywotność to jeden dzień. Znacznie zmniejszyły się i rzadziej pojawiają też te najgorsze krostki na linii żuchwy, choć nie wyeliminowałam ich do końca - tam liczę, że zadziała kwas :) Moja twarz zrobiła się miękka w dotyku, naprawdę gładka i mam wrażenie, że taka bardziej zwarta, jędrniejsza  -wiecie, o czym piszę :) Co mnie bardzo cieszy, to fakt, że olejek eliminuje oznaki zmęczenia i nawet jeśli spałam tylko kilka godzin, rano wyglądam na wypoczętą, a cera nie jest ziemista i szara. W pełni doceniłam te antyzmęczeniowe właściwości, kiedy we wrześniu byłam mocno przeziębiona, ale nie mogłam wziąć wolnego w pracy [ gorący okres... ] - dopóki się nie odezwałam albo nie smarkałam, nikt nie wiedział, że jestem chora - nie byłam przesadnie blada, twarz nie była napuchnięta i nawet udało mi się uniknąć podrażnienia nosa od smarkania :)
Olejku Caudalie używałam też eksperymentalnie przez tydzień, do codziennego masażu twarzy [ więcej o tym przeczytacie w osobnym poście ], więc jeśli obawiacie się potencjalnego zapchania przy częstszym stosowaniu - nie ma czego :) Mam wręcz wrażenie, że dzięki eterycznym olejkom w składzie, Detox Oil przez noc wyciąga zanieczyszczenia ze skóry i zmiękcza ją, odżywia tak, że rano wstaję z odnowioną cerą, serio! :)



Kolejnym niezaprzeczalnym plusem olejku detoksykującego jest jego niesamowita wydajność. Naprawdę nie spodziewałam się, że będę go tak długo używać! Na dzień dzisiejszy zostało mi jeszcze 1/3 w buteleczce, a przecież go nie oszczędzam. Na początku używałam go co drugi dzień, obecnie co trzeci. Zapisałam sobie pierwszą aplikację - 30 czerwca. Tak, używam go już ponad 5 miesięcy! Widzicie, jaka to wydajna bestia?



Olejek kosztuje około 100 zł, warto polować na promocje lub dermokonsultacje. Na stronie Caudalie znajdziecie lokalizator aptek, sprawdźcie więc, czy nie macie gdzieś blisko możliwości stacjonarnego kupna. Myślę, że jest wart każdej złotówki i sama z całą pewnością będę do niego wracać! W ogóle cała seria jest godna polecenia [ nie używałam jeszcze kremu pod oczy, czeka na swoją kolej :) ], dla mnie jednak to Detox Oil jest jej gwiazdą i uwielbiam go najbardziej ♥

Znacie ten olejek do twarzy? Jak Wasze wrażenia?
A może macie inny ulubiony olejek na noc?
Piszcie!


Bleh... Bania Agafii, fitotermalna maska do ciała | kosmetyczna tragedia na dobranoc...

Dobry wieczór!

Dzisiaj na szybko, o mojej małej kosmetycznej tragedii. Ponieważ rano niestety idę do pracy [ w następną niedzielę również, ale już się nie dobijajmy... ], chciałam sobie zrobić małe spa przed snem. Zaczęłam od czekolady, któą pokazywałam na Instagramie, skończyłam oczywiście w łazience, wybierając przeróżne fajne rzeczy do wysmarowania się. Wygrzebałam z szuflady z zapasami wzmacniająco - odmładzającą fitotermalną maskę do ciała z Banii Agafii. Podobno ma poprawiać krążenie krwi, normalizować przemianę materii i chronić skórę przed zmianami związanymi z wiekiem. Podobno też nadaje się do pielęgnacji każdego typu skóry.


Pomyślałam sobie, że w sumie może dziś spróbuję, należy mi się coś od życia ;) Maskę tę trzeba trzymać na ciele 10 minut, ale ciekawa byłam efektów, więc na wilgotną skórę po prysznicu nałożyłam tę maskę Ma ładny, lawendowy kolor, pachnie jakąś glinką i przyjemnie się ją nakłada. Nałożyłam i stałam jak ten burak pod prysznicem i myślałam sobie, że na pewno zmarznę przez te 10 minut. Otóż nie! Gdzieś po 2 minutach skóra na ciele zaczęła mnie mocno piec, czym prędzej więc zaczęłam zmywać to cholerstwo. Jak zmyłam, całe ciało miałam rozpalone i czerwone. Wymyłam się więc delikatnym Facelle z aloesem, potem stałam pod lodowatą wodą przez kilka minut, ale to niestety nic nie dało. Piszę teraz posta na stojąco, tak boli mnie skóra...Czuję się, jakbym miała poparzone całe ciało, a dodatkowo jakby ktoś wbijał mi naraz milion igiełek wszędzie. Włożenie piżamy było niezłą męką, a jak będę za chwilę spać, naprawdę nie wiem...  

Skład: Aqua, Isopropyl Palmitate, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Kaolin, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter Cetearyl Glucoside, Echinacea Purpurea Extract, Persicaria Hydropiper Extract, Rhodiola Rosea Root Extract, Organic Oenothera Biennis (Evening Primrose) Oil, Origanum Vulgare Flower Extract, Sodium Cocoyl Glutamate, Carbomer, Hydroxyethylcellulose, Sodium Cetearyl Sulfate, Parfum, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Capsaicin, Citric Acid.

Tym pozytywnym akcentem kończę.
 Życzę Wam dobranoc, a sobie snów o wannie pełnej kostek lodu.... 
Trzymajcie kciuki, żeby ta alergiczna reakcja szybko zniknęła...
I NIE KUPUJCIE pod żadnym pozorem fototermalnej maski do ciała Banii Agafii...

Dobranoc!

Luźny post #13


Hej ho! :)

Kiedyś bardzo lubiłam publikować posty z tej serii, a potem wszystko jakoś się rozlazło w czasie i tym oto sposobem ostatni post był we wrześniu - shame on me! ;) Postaram się to nadrobić, bo niezłą frajdę sprawia mi szperanie w sieci za zdjęciami. 
Mój folder z inspiracjami pęka w szwach, a ostatnio jeszcze mu dołożyłam kilka fotografii, czas się więc nimi podzielić! Tematyka jesienno - zimowa, jakżeby inaczej. Będą buty [ mieć choć jedne z nich.... ], sentencje życiowe i rzecz jasna, psinki :) Oglądajcie!































No i jak?
Co spodobało się Wam najbardziej? :)

Pielęgnacja okolic oczu | Uriage, Garnier, Bielenda Professional, Eucerin, Maxmedical

Witajcie! :)

Czy też macie tak, że szczególnie zwracacie uwagę na pielęgnację jakiejś części ciała? U mnie to właśnie okolice oczu [ włosy też, ale nie o nich dziś ;) ]. Nie szczędzę czasu ani pieniędzy na specyfiki, które mają pomóc i ulepszyć wygląd mojej skóry pod oczami.

Muszę na wstępie zaznaczyć, że moje oczy są dość delikatne i podatne na podrażnienia, pieczenie, a rano lubią być podpuchnięte. Pojawiają się pierwsze zmarszczki [ głównie od śmiania się i mrużenia oczu ].
Noszę okulary korygujące wadę wzroku, więc nie mogę sobie pozwolić na te przeciwsłoneczne [ kiedyś nosiłam przez lata soczewki, ale teraz się odzwyczaiłam ], aby uniemożliwić promieniom słonecznym dostęp do delikatnej skóry. Kompensuję to wzmożoną pielęgnacją tego obszaru. Jesteście ciekawe, jak ona wygląda?


Otóż absolutną podstawą jest dla mnie bardzo dokładny demakijaż [ to w ogóle podstawa całej pielęgnacji ;) ] powiek i skóry wokół oczu. Odkąd noszę przedłużane rzęsy, używam do demakijażu wyłącznie płynu micelarnego [ zresztą nigdy nie lubiłam tłustych dwufazówek ]. Mój ulubiony płyn micelarny ostatnich miesięcy to ten z Garnier [ +100 dla mojego gapiostwa - nie załapał się na zdjęcia ;) ]. W duecie z micelem występują patyczki kosmetyczne - ja wybieram te z Cleanic, z jedną stroną zakończoną spiczasto, na pewno je kojarzycie. Dzięki temu lepiej manewruje się patyczkiem tuż przy rzęsach i w kąciku oka. Z reguły na jedno oko zużywam dwa patyczki, jeśli mam mocniejszy makijaż,  czasem nawet cztery - po prostu muszę mieć pewność, że wszystko porządnie zmyłam.



Po zmyciu całej twarzy psikam skórę wodą winogronową lub termalną, nie zasłaniam okolic oczu - lubię odświeżenie, jakie daje taka mgiełka.Obecnie używam wody termalnej Uriage. Od niedawna zaczęłam używać peptydowego ujędrniającego serum na okolice oczu z profesjonalnej linii kosmetyków Bielendy. Jest przeznaczone do użytku profesjonalnego, najlepiej w zestawie z zabiegiem mezoterapii lub sonoforezy, ale pani ze stoiska marki na targach kosmetycznych powiedziała, że można używać w domu, wklepując serum opuszkami palców. Wyraźnie napina ono skórę wokół oczu, ale nie ściąga jej za mocno - mam uczucie takiej jakby wodnej, lekko lepkiej powłoczki. Serum wchłania się w kilka minut i można aplikować krem pod oczy, ma bardzo ciekawy skład [ na dole ] i ładny, delikatny zapach róży. Ja od ponad 3 miesięcy używam kremu firmy Eucerin - Hyaluron Filler. To świetny, naprawdę bogaty kosmetyk, który jest jednocześnie lekki dla skóry, ale mocno treściwy - wystarczy naprawdę odrobina. Skóra wchłania go bardzo szybko, bez problemu nadaje się pod makijaż. Zostawia skórę jedwabistą i wygładzoną. Jedyne, co zauważyłam, to to, że naprawdę nie ma co z nim przesadzać w kwestii nakładanej ilości - wystarczy tyle, co główka szpilki, żeby odżywić okolicę oka. Kilka razy zdarzyło mi się rano nałożyć więcej i korektor rolował się na kremie. Ale to nie mankament produktu, ale wyłącznie moja wina. Krem Eucerin towarzyszy mi już długo, dlatego mogę go już zrecenzować - to świetny krem, który rzeczywiście odrobinę wypełnia zmarszczki - te mimiczne są w mojej ocenie płytsze. Bardzo na plus zaliczam zawarty w kremie filtr SPF 15 - zawsze coś :) Skóra pod oczami szybciej się regeneruje - kiedyś po zbyt małej ilości snu chodziłam cały dzień z podpuchniętymi oczami, a odkąd używam tego kremu, taka większa opuchlizna wchłania się w kilka godzin po wstaniu. Niesamowicie wydajny, co rekompensuje jego wysoką ceną, która standardowo wynosi ponad 80 zł. Ja swój upolowałam w promocji za prawie połowę sumy - 44 zł. Mogę go zaliczyć do grona najlepszych podocznych kremów, jakie stosowałam.



O poranku, po umyciu twarzy, skórę pod oczami budzę roll - on'em z żelem ze świetlika Maxmedical. Miałam kiedyś podobny wynalazek z Yes to... Blueberries, ale markę wycofano z Sephory - smuteczek. Ten egzemplarz kupiłam za kilka złotych [ z tego, co pamiętam, niecałe 5 zł ] w internetowej aptece doz.pl przy okazji innych zakupów. Żel szybko wchłania się w skórę, a masaż zimną, metalową kulką pomaga zniwelować tę pierwszą, poranną senność :) Następnie aplikuję krem Eucerin, który przedstawiłam dokładnie powyżej i potem już tylko makijaż :)
Raz na jakiś czas [ ostatnio zdecydowanie za rzadko ] zaparzam kubek mocnej zielonej herbaty i chowam go do lodówki. Następnie przez kilka dni co rano maczam w zimnej herbacie waciki i kładę je na powieki - opuchlizna świetnie znika, spojrzenie jest odświeżone, a skóra  delikatnie rozjaśniona.

Na pewno pojawią się głosy, że nie powinnam w wieku 25 lat używać produktów przeciwstarzeniowych. Ale ja tak nie uważam. Mam zdanie, że należy skórze dostarczyć możliwie jak najwięcej odżywczych składników, żeby mogła skorzystać z tego, co jest jej w danym momencie potrzebne. Zresztą jaki jest sens używania produktów anti - ageing, jak już się zestarzeję? ;)

Czy mam jakieś super sposoby na dbanie o okolice oczu? Raczej nic odkrywczego, ale pamiętajcie o wklepywaniu kremu / serum pod oczy od zewnętrznego kącika oka. No i właśnie - wklepywanie. Działa jak delikatny masaż i na pewno to lepsze rozwiązanie niż jeden ruch smarujący ;) Warto też nie naciągać nadmiernie powiek przy demakijażu lub rysowaniu kresek. Ale na pewno o tym wszystkim wiecie, prawda? :)


Napiszcie w komentarzach, jakie Wy macie sposoby na dbanie o okolice oczu. 
Jakich kosmetyków używacie, co możecie mi polecić? 
Czekam na Wasze zdanie!


Składy:

płyn micelarny Garnier: Aqua, Hexylene Glycol, Glycerin, Disodium Cocoamphodiacetate, Disodium EDTA, Poloxamer 184, Polyaminopropyl Biguanide

peptydowe serum ujędrniające Bielenda Professional: Aqua, Urea, Glycerin, Citrus Aurantium Dulcis Fruit Extract, Rosa Damascena Flower Water, Alcohol Denat., Palmitoyl Tripeptide-5, Acetyl Hexapeptide -8, Rhododendron Ferrugineum Leaf Cell Culture Extract, Sodium Hyaluronate, Lactobionic Acid, Lactic Acid, Sodium Lactate, Hydroxyethylcellulose, Isomalt, Lecithin, Didosium EDtA, Sodium Benzoate

krem pod oczy Eucerin Hyaluron Filler: Aqua, Glycerin, Butyrospermum Parkii, Isopropyl Palmitate, Panthenol, Caprylic/Capric Triglyceride, Hydrogenated Coco-Glycerides, Octyldodecanol, Butylene Glycol, Glyceryl Stearate Citrate, Stearyl Alcohol, Cetyl Alcohol, Dimethicone, Glycine Soja, Tocopherol, Sodium Hyaluronate, Sodium Carbomer,Caprylyl Glycol, Trisodium EDTA, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Phenoxyethanol, Methylparaben, Parfum 

roll - on pod oczy ze świetlikiem: Aqua, Glycerin, Propylene Glycol, Aesculus Hipocastanum Extract, Euphrasia Officinalis Extract, Hydrolyzed Caesalpinia Spinosa Gum, Caesalpinia Spinosa Gum, Phenoxyethanol / Ethylhexylglycerin, Hydroxyethylcellulose, Globularia Cordifolia Callus Culture Extract, Xanthan Gum, Allantoin, Biosaccharide Gum-1, Sodium Hyaluronate