Ulubieńcy | MAJ '14

Dobry wieczór wszystkim :)

Końcem każdego miesiąca nastaje czas podsumowań, nie zabraknie ich i u mnie. Zacznę od przedstawienia Wam kosmetycznych ulubieńców kończącego się już maja.


Siódemka ostatnio patronuje moim postom [ pamiętacie siedmiu wspaniałych z kategorii usta? ], ale o ile w poprzednim poście była to liczba zamierzona, tak dziś zadecydował o niej przypadek ;) 

Pierwszym ulubieńcem jest płyn micelarny z Bourjois, po który w maju sięgnęłam pierwszy raz. Micel pozytywnie mnie zaskoczył, wyśmienicie się sprawuje i zmywa z twarzy wszystko, nie podrażniając skóry i nie pieniąc się na niej. Woda toaletowa Caudalie w wariancie The des Vignes [ białe piżmo + neroli + imbir ] całkowicie podbiła moje serce i używam jej codziennie od dnia zakupu. Zapach jest mocny i świeży, nawet Narzeczonemu się podoba [ a to nie lada wyzwanie! ] Aloe Sun BB Cream od Skin Food towarzyszył mi przez cały maj - świetny odcień, wystarczające krycie, ładny zapach i filtr SPF 20 PA+ składają się na bardzo dobry produkt i nie żałuję, że po zużyciu kilku próbek skusiłam się na pełnowymiarowe opakowanie :) Effaclar Duo + to powrót po latach. Produkt tak skuteczny, jakim go zapamiętałam, zauważalnie poprawia stan mojej cery. Nie widzę różnic w działaniu przy tym nowym, podobno ulepszonym składzie, więc bez obaw. Teraz zaskoczenie miesiąca: Ziaja, jaśmin w kremie, krem pod oczy 50+ [ bynajmniej nie SPF ;) ]. Krem poleciła mi Egri.Hempe i z ciekawości kupiłam go, nie było mi żal, bo to tylko 10 zł. Stosuję go grubą warstwą na noc i jestem bardzo zadowolona - dobrze nawilża, jest treściwy i nie podrażnia oczu. Odżywcza pomadka z peelingiem Sylveco szturmem wdarła się w moją pielęgnację ust i szybko z niej nie zrezygnuję - dzięki niej mogę nosić mocne kolory na ustach bez zamartwiania się o ich wygląd. Na koniec powtórka [ serio, nie zrobiłam tego celowo! ] z rozrywki, czyli produkt, który pojawił się w poprzednich ulubieńcach - to chyba o czymś świadczy? Mowa o różu do policzków Catrice z edycji limitowanej Rocking Royals, w którym po prostu świetnie się czuję :)

Znacie moich ulubieńców? 
Coś zachęciło Was do bliższego poznania? 
A może u Was któryś z mojej siódemki się nie sprawdził? 
Napiszcie w komentarzach! :)

Bocheńskie spotkanie blogerek :)

Dzień dobry :)

W ostatnią sobotę miałam przyjemność uczestniczyć w drugim ever spotkaniu blogerskim. Odbyło się ono w Bochni, gdzie od ponad roku mieszkam :) Z miłą chęcią zgłosiłam się na spotkanie i udało mi się zakwalifikować do ostatecznej listy. 


Na spotkanie do świeżo zrewolucjonizowanej przez Magdę Gessler restauracji dotarło nas 11. Przy dużej ilości wody [ było upalnie! ] i pysznego jedzenia rozmawiałyśmy i nawet nie wiedziałam, kiedy czas płynął ;) Nie obyło się bez żartów i kosmetycznych dyskusji.

Cieszę się, że mogłam poznać tyle ciekawych osób, a przez to i blogów :) I choć mam jeszcze problem z dopasowaniem niektórych twarzy do konkretnych adresów, na pewno za niedługo wszędzie trafię i skojarzę.

Miłą niespodzianką były niezapowiedziane prezenty od firm. Agnieszka dzięki firmie Promoto Promoto zaopatrzyła nas w ciekawe lakiery i gadżety do paznokci [ obiecuję, spróbuję wodnych naklejanek! :) ] w najbardziej uroczych torebeczkach, jakie dotąd widziałam [ swoją pokazywałam na gorąco na Instagramie ], a za resztę upominków [ naprawdę całą masę! Again - zapraszam na mój Instagram :) ] odpowiedzialna jest Dominika, która naprawdę świetnie ogarnęła temat i wywołała na naszych twarzach szerokie uśmiechy :)





Poplotkowałyśmy, pośmiałyśmy się, ostatecznie część z nas wylądowała jeszcze na pysznych lodach w kawiarni przy Rynku [ spoko, od firmy Soraya dostałyśmy preparaty z serii Body Diet, więc możemy jeść słodyczy do woli! ] i o 18 byłam już w domu :)

Bardzo dziękuję Iwonie, która całość zorganizowała oraz wszystkim Dziewczynom za miłe towarzystwo i świetną sobotę :)



Życzę Wam miłego poniedziałku! 
Ja wybieram się z moją Mamą z okazji Jej dnia na shopping do Krakowa :)

Siedmiu wspaniałych | USTA

Cześć! :)

Pomysł na dzisiejszy wpis podsunęła mi Black Raspberry [ Nie znacie? Wstyd! ], kiedy opublikowała u siebie post ze swoim top 5 z ustnej kategorii :) Ja nie umiałam się ograniczyć do pięciu pozycji, więc znajdziecie ich tutaj siedem. Siódemka to szczęśliwa liczba, dodatkowo na tyle duża, że nie musiałam się jakoś mocno ograniczać przy wyborze bohaterów dzisiejszego wpisu ;)

Usta nie są moim najmocniejszym punktem [ nic nie jest - oh well, życie ;) ] i dodatkowo często są wysuszone i popękane [ ave alergie przez cały rok! ], ale i tak lubię je podkreślać [ czy jest na sali ktoś, kto zrozumie kobietę? ;> ]. Staram się o nie dbać, jak mogę, stąd w arsenale mam całkiem niezły zbiorek pielęgnacyjnych specjałów dedykowanych ustom. Obok pielęgnacji trochę mazideł kolorowych, bo ich odmówić sobie nie potrafię i nie chcę - każdemu należy się coś od życia :)


Nuxe, Reve de Miel, Lip Balm. W eleganckim, 15 g słoiczku ze szkła, ukryty jest cudowny kosmetyk, który regeneruje, dogłębnie nawilża i zmiękcza usta. Pachnie cytryną i miodem, nałożony grubszą warstwą na noc działa cuda. Ratował mnie w zimie, ratuje i teraz, kiedy mam spękane usta od oddychania buzią. Naturalny skład, wysoka wydajność [ używam już pół roku albo i dłużej, a dopiero doszłam do połowy opakowania! ] i zauważalna już po pierwszym użyciu skuteczność - czego chcieć więcej? 15g / ok. 40 zł

Tołpa Botanic, Czarna róża, odżywczy balsam - miód do ust. Produkt w teorii podobny do opisanego wyżej Nuxe'a. W okrągłym plastikowym pudełeczku znajduje się delikatny, bardzo masełkowaty balsam o kwiatowym zapachu. Niestety, zapach mi nie podszedł, jest trochę cierpki i sztuczny, jak na mój gust. Działanie jednak rekompensuje ten minus - balsam bardzo nawilża usta i nadaje im zdrowy, naturalny błysk. O ile Nuxe trzymam zawsze przy łóżku, Tołpa mieszka na stałe w łazience i sięgam po nią kilka razy w ciągu dnia. Polubiłam nakładać ten balsam cienką warstewką na usta, a na niego kłaść kolorową szminkę - uzyskuję wtedy ładny, półtransparentny i błyszczący efekt zadbanych ust. Jestem ciekawa, czy uda mi się zużyć produkt przed końcem daty ważności, która wynosi jedynie 3 miesiące... 8g / ok. 17 zł

Wise, Lip Balm. To pomadka ochronna, którą udało mi się wygrać w rozdaniu u Ekocentryczki. Wise to szwedzka firma produkująca kosmetyki ekologiczne - muszę przyznać, że wcześniej o niej nie słyszałam, a Wy? Pomadka ma bajeczny skład, spójrzcie: olej jojoba, wosk pszczeli, masło kakaowe, masło shea, witamina E. Pomadkę noszę ze sobą codziennie do pracy i używam wedle potrzeby. Świetnie i na długo pozostawia usta odżywione, miękkie, nie ma potrzeby reaplikacji co 5 minut jak to czasami bywa. Jestem z niej bardzo zadowolona, spisuje się znakomicie :) 4,5 g / ok. 30 zł

Sylveco, odżywcza pomadka z peelingiem. Najnowszy dodatek do pielęgnacji ust, a już zdążyłam go pokochać. Bardzo podoba mi się pomysł na peeling w sztyfcie, jest to super wygodne - nie trzeba niczego nabierać, rozcierać - wystarczy przejechać kilka razy sztyftem po ustach i voila! :) Sylveco wpadło na świetny pomysł i jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to dość byle jakie opakowanie [ ale w końcu liczy się wnętrze, czyż nie? ]. Cukier trzcinowy, który jest drobno zmielony, bardzo skutecznie peelinguje usta. Siłę tarcia ustalamy indywidualnie, dociskając pomadkę. Na ustach po aplikacji zostaje trochę kryształków cukru, ale pocierając ustami, rozpuszczają się szybko, pozostawiając delikatną skórę naprawdę gładką i pod ochronną warstewką różnych olejków [ w składzie znajdziemy sojowy, z wiesiołka, z gorzkich migdałów, masło kakaowe ] i wosków [ pszczelego i carnauba ]. Polecam każdemu! 4,6 g / 8 zł

Clinique, Chubby Stick, Plumped Up Pink. Teraz kolorowe mazidła :) Uwielbiony, ukochany, najlepszy i najpiękniejszy. Jeśli ktoś kazałby mi [ szalony! ] wybrać jedno kolorowe mazidło na całe życie, postawiłabym na ten Chubby Stick, serio! Kolor, w którym się świetnie czuję, doskonała formuła i poręczne opakowanie = miłość. Żałuję jedynie, że mój odcień był limitowany ;( Rozpływałam się już nad tą kredką niejeden raz, również w osobnym, dedykowanym jej poście. 3 g / 79 zł

MAC, szminka, Plumful. Najnowszy kolorowy nabytek do ust, ale już uplasował sobie miejsce w ścisłej czołówce. Genialny, pudrowy i wcale nie jesienny odcień gości na moich ustach bardzo często, a świetne wykończenia [ lustre ] nie wysusza ust i nadaje im zdrowego błysku. Kolor można stopniować, co bardzo lubię. Prezentacja blogowa miała już miejsce, widziałyście? Jestem nią zachwycona! ♥ 3 g / 86 zł

Manhattan, Soft Mat, Lipcream, 56K. Mój pierwszy i najukochańszy matowy produkt do ust. Ma już chyba półtora roku i wciąż spisuje się znakomicie. Uwielbiam w nim to, że długo utrzymuje się na ustach, nie podkreśla nadmiernie suchych skórek i nie wchodzi zbytnio w załamania ust, jak to maty lubią robić. Kolor pomadki w kremie jest piękny i bardzo mój, świetnie się w nim czuję. Zjada się równomiernie. Ma wygodny, błyszczykowy aplikator i całkiem ładne, poręczne opakowanie. 6,5 ml / ok. 15 zł




Znacie któregoś z moich siedmiu wspaniałych? 
A może macie własnych ulubieńców, którymi chcecie się podzielić? 
Piszcie koniecznie! :)

Wyprzedaż :)

Dobry wieczór :)

Udało mi się dziś zaktualizować zakładkę z rzeczami do sprzedania i wymiany.

Zerknijcie, moż coś wpadnie Wam w oko? :)






Odnośnik jest w górnym pasku bloga :)

M·A·C, szminka | Plumful

Dzień dobry! :)

Już dawno nie byłam na tyle zachwycona produktem do makijażu, żeby chcieć go Wam jak najszybciej pokazać. Tym razem jednak mam taką potrzebę! Otóż za sprawą Dobrego Duszka [ Lipstick And Kids :* ] w me ręce wpadło 6 pustych opakowań po produktach MACa. W ramach akcji Back to MAC można zanieść stare opakowania i wymienić je na jedną szminkę.

Zastanawiałam się nad kolorami, oglądałam kilka szminek na blogach, ale żadna jakoś specjalnie nie zapadła mi w pamięć. Myślałam, że postawię na jakiegoś nudziaka, któego mogłabym używać na co dzień, bo szalonych kolorów mam kilka i za często nie eksploatuję, a szkoda by było, żeby szminka prawie za stówę leżała nieruszana miesiącami, prawda? ;)


Odwiedziłam dwa tygodnie temu salon MAC'a w Galerii Krakowskiej i poprosiłam panią o pomoc w doborze koloru. Ustaliłyśmy, że nie chcę nic krzykliwego, czerwienie i odważne różofuksje odpadają, idziemy raczej w pudrowy róż, ewentualnie coś przydymionego. No i nie chciałam wysuszającej usta konsystencji, bo nieustannie borykam się z suchymi skórkami. Oglądnęłam kilka kolorów, nawet mi się spodobały, a potem przypomniałam sobie o odcieniu Plumful, który widziałam już dawno temu u Nissiax, She - Wolf oraz u Czarnej Ines. No i to był strzał w 10!



Kolor ciemnej śliwki pomieszanej z bardzo dojrzałą maliną, tak bym go określiła. Idealnie mi pasuje i wcale nie uważam, że jest jesienny. Najbardziej podoba mi się w Plumful to, że nie jest kryjąca, jest jakby półtransparentna, więc nie da się nią zrobić sobie krzywdy. Można spokojnie reaplikować ją kilka razy, aż do uzyskania mocniejszego efektu, albo delikatnie przejechać po ustach i wklepać palcem, dla delikatniejszego wyglądu. Podoba mi się jednakowo w obu wersjach, a ta uniwersalność też u mnie punktuje :)

Musicie wybaczyć ogrom zdjęć, ale nie mogłam się zdecydować ;)





Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć, jak wygląda Plumful po dwóch godzinach noszenia:


Szminka Plumful ma wykończenie lustre, co znaczy, że jest błyszcząca na ustach. Jest też odrobinę pielęgnująca i nie odczuwam potrzeby nakładania pod nią balsamu ochronnego. Zjada się bardzo równomiernie po około dwóch godzinach, nie muszę się obawiać, kolor po prostu blednia na ustach, ale nawet taki wyblakły świetnie wygląda [ w ogóle ta szminka to "my lips but better" :) ]


Ja jestem z niej niesamowicie zadowolona i odkąd ją kupiłam, najczęściej używam do makijażu ust :)

Znacie Plumful?

Lakierowa oddawajka na fejsbuku :)

Dzień dobry :)

Zaglądam tu dziś tylko na chwilkę, żeby napisać Wam o lakierowej oddawajce. Tym razem rozdanie przebiega na fejsbuku, więc tam zapraszam wszystkich chętnych :)





Miłego dnia!

Oto Foto #6 | Niedzielny wypad do Puszczy Niepołomickiej :)

Hej! :)

Dziś niestandardowe wydanie z cyklu Oto Foto. Post powstał totalnie spontanicznie, bo pomyślałam, że podzielę się z Wami zieloną energią, choćby ze zdjęć :)

Już od jakiegoś czasu planowaliśmy wycieczkę do Puszczy Niepołomickiej, bo [ wstyd się przyznać! ] jeszcze nigdy tam nie byliśmy. Chcieliśmy początkowo pojechać rowerami, ale jeszcze nie miały pozimowego przeglądu, więc po prostu zapakowaliśmy siebie i piesło do auta i pojechaliśmy :)


Znaleźliśmy małą, boczną drogę prowadzącą do Puszczy, zaparkowaliśmy auto i zagłębiliśmy się w zieleń :) Świetnie tak odciąć się choćby na chwilę od codzienności i trochę od cywilizacji ;) 


Kebab był wręcz obezwładniony nowymi zapachami i doznaniami leśnymi - wąchał wszystko dookoła i łapał co chwilkę jakieś tropy, a wyglądał przy tym, jakby tańczył na ścieżce ;) 








Chłonęliśmy zieleń i zapach lasu, żeby mieć zapas na cały pracowity tydzień :) Po spacerze Kebab był mocno zmęczony i usnął w aucie ;)



Wy też naładowałyście w weekend akumulatory? :)
Miłego tygodnia! :)))

Lumene, Arctic Spa | kosmetyki do pielęgnacji ciała


Witajcie :)

Wahałam się dziś, o czym Wam napisać. Pytałam na fejsbuku i większością [ 4:2 ] głosów z kolorówką wygrała pielęgnacja, choć stawiałam w duchu na zgoła inny wynik ;) Zgodnie z życzeniami, dziś post pielęgnacyjny, a w nim 4 krótkie recenzje.

Na początku lutego udało mi się wygrać na fejsbukowej stronie Lumene zestaw ich nowej linii, Arctic Spa. Bardzo mnie ta wiadomość ucieszyła, a kiedy kurier zapukał do drzwi [ żartuję, najpierw zadzwonił, bo kurierzy to sierotki i nie umieją trafić do mnie, choć w tym żadnej filozofii nie ma ;) ], z radością odebrałam paczkę i zabrałam się za rozpakowywanie i wąchanie :) Dziś, po bliższym poznaniu całej serii, przybliżę Wam każdy produkt.

Seria Lumene Arctic Spa składa się z czterech produktów: żelu pod prysznic, balsamu do ciała, peelingu do ciała i masła do ciała. Bazą nowej serii ARTIC SPA Lumene Finland jest wyciąg z dzikiej nordyckiej bawełny. Ta wyjątkowa roślina rośnie w ekstremalnych warunkach na kwaśnych mokradłach i torfowiskach dalekiej północy. Choć sama wygląda na bardzo delikatną doskonale radzi sobie w niesprzyjających warunkach pogodowych. Zawiera cenne dla skóry składniki takie jak cukry, polifenole (silne antyutleniacze) oraz minerały. Wyciąg pozyskiwany z dzikiej nordyckiej bawełny działa na skórę nawilżająco, odżywczo i ochronnie, jednocześnie zostawiając na niej uczucie miękkości i gładkości. [źródło]



Lumene Arctic Spa, Body Butter - masło do ciała, które polski dystrybutor poleca nakładać na całe ciało, a angielska naklejka wskazuje aplikację na najbardziej suche miejsca na ciele - dłonie, łokcie i pięty. Z racji, że masełko ma małą pojemność - 100 ml - zdecydowałam się używać go wyłącznie do dłoni i sprawdza się do tego celu wyśmienicie. Masełko zamieszkało obok mojego komputera i kilka razy dziennie jest aplikowane na dłonie. Ma śliczny, delikatny zapach jakby kwiatowy [ na polskiej naklejce jest mowa o zapachu piwonii,ale wydaje mi się, że czuję nie tylko kwiatowe nuty ], ale nie duszący, bardziej świeży. Utrzymuje się on na dłoniach przez kilkanaście minut, co jest bardzo przyjemne. Masełko wchłania się wręcz błyskawicznie, nie pozostawiając tłustej warstwy, od razu po aplikacji można spokojnie pisać na klawiaturze, bez obaw o tłuste ślady na klawiszach. Skóra jest miękka i odżywiona oraz bardzo miła w dotyku. Dzięki temu, że masła używam tylko do dłoni, produkt jest całkiem wydajny. Cena to 65,90 zł

Lumene Arctic Spa, Body Scrub - peeling do ciała w tubce, który ze względu na bardzo malutkie, ale liczne drobinki nie jest super inwazyjnym zdzierakiem, ale bardzo dobrze radzi sobie ze ścieraniem. Drobinki są zatopione w gęstym kremie o pięknym, charakterystycznym dla linii, zapachu, więc nic nie spływa i niepotrzebnie się nie marnuje. Polubiłam się z tym produktem, bo zostawia skórę idealnie gładką, nie podrażnia, nie wysusza, a podprysznicowe ścieranie jest naprawdę przyjemne i nie brudzi wszystkiego naokoło ;) Widziałyście go już w ulubieńcach marca i kwietnia. Peeling wystarczy na kilkanaście użyć. Cena za 200 ml to 49,90 zł

Lumene Arctic Spa, Shower Cream - kremowy żel pod prysznic z wygodnym otwieraniem typu press. Gęsty i przez to wydajny, dobrze pieni się na gąbce, nie wysusza skóry. Niestety, jego największą wadą jest zapach. Wąchając go z opakowania, jest dokładnie taki sam, jak u reszty produktów z linii, niestety kiedy myję ciało, przybiera dziwną, mocną woń, która kojarzy mi się z ... farbą do włosów. Na początku myślałam, że sobie to ubzdurałam, ale za każdym razem, kiedy po niego sięgałam, sytuacja powtarzała się. Dyskwalifikuje go to u mnie. Cena za 250 ml to 49,99 zł

Lumene Arctic Spa, Body Lotion - balsam do ciała w identycznej jak peeling tubce. Wygodne opakowanie, śliczny zapach serii, który tutaj nie zmienia się podczas używania, szybkowchłaniający się, o kremowej, lekkiej konsystencji. Bardzo dobrze nawilża ciało, nie zostawia lepkiej warstwy. Skóra po jego użyciu jest miękka i bardzo delikatnie pachnie przez kilka godzin, zapach nie gryzie się z perfumami. Całkiem wydajny, nie potrzeba dużo, żeby nasmarować całe ciało. Nie podrażnia w ogóle [ testowałam na świeżo ogolonych nogach ]. Cena za 200 ml to 52,50 zł


Ogólnie serię oceniam na plus, spodobał mi się zapach i świeży design opakowań, kosmetyki działają bardzo dobrze, niewiele im mogę zarzucić. No może ceny, które są, jak na mój gust - wygórowane. Moimi ulubieńcami z tej czwórki są masło do ciała i peeling.


Znacie produkty do pielęgnacji ciała z Lumene?
Miałyście do czynienia z serią Arctic Spa?

Łazienka pęka w szwach! | zakupy kosmetyczne kwietnia

Witajcie czwartkowo! :)

Kwiecień upłynął w blogowym świecie pod znakiem wielkich promocji, okazji i dzikiego szału. Były targi kosmetyczne, no i nie było chyba drogerii, która nie zaproponowałaby na coś przynajmniej -40% ;) Przez to pewnie plany zakupowe większości z nas legły w gruzach, albo choć trochę się posypały, jak moje. Cóż, życie ;)

Jak zawsze, przeważa w moich nowościach pielęgnacja, kolorówki jest mniej. Niektóre rzeczy [ jak zobaczycie na pierwszym zdjęciu ;) ] kupiłam na zapas, inne z potrzeby [ dezodorant, półprodukty do peelingu, itp. ].


Żele pod prysznic... Myślę, że moje aktualne zapasy żeli wystarczą co najmniej na rok ;) Przyznaję, to moje małe uzależnienie. Do wesołej gromadki dołączyły w kwietniu: rokitnikowy żel pod prysznic Planeta Organica [ 360 ml! ], żel Luksja grejfrut + granat [ 375 ml, boski zapach i cena 3,99 zł :D ] oraz nowość na rynku - żel Le Petit Marseiliais o zapachu mandarynki i limonki.


Zmywacz do paznokci ważna rzecz, w ten nawilżający od Sally Hansen zaopatrzyłam się na targach kosmetycznych na początku miesiąca.Kupiłam też wtedy dwa malutkie kremy do rąk z OPI, ale zapomniałam o nich przy robieniu zdjęć, możecie je zobaczyć w mojej relacji z targów :) W małej drogerii znalazłam duży asortyment Mariona i wzięłam Spray regenerujący włosy z octem z malin oraz dwie podwójne saszetki zabiegu laminowania [ pół już zużyłam ]. Spray na razie mnie nie zachwycił, ale dam mu jeszcze szansę.


Tutaj trochę kolorówki. Z Bourjois na pierwszej promocji w Rossmanie zgarnęłam puder Healthy Balance w odcieniu 52 Vanille oraz korektor Healthy Mix w odcieniu 52 Medium Radiance. Puder wciąż czeka na swoją kolej, ale korektor już stał się moim ulubieńcem. Za obydwa produkty w promocji zapłaciłam około 21 zł, więc było warto :) Aloe Sun BB Cream z firmy Skin Food zdążyłam już poznać dzięki próbkom, więc wiedziałam, że będzie to udany zakup. Krem spisuje się świetnie, nie ma różowych ani żółtych tonów, a przy tym nie wygląda trupio na twarzy, dopasowuje się do odcienia skóry. Jest lekki, ale zadowalająco kryje. Kupiłam, jak zwykle, na ebay'u za około 30 zł. Kolejny produkt ze Skin Food'a to olejek do demakijażu Black Sugar Cleansing Oil o ślicznym, cytrynowo słodkim zapachu, również z ebay'a.


Lakierowo całkiem skromnie, przygarnęłam tylko Orly w wymarzonym odcieniu Pure Porcelain oraz OPI w kolorze My Boyfriend Scales Walls. Dodatkowo na spróbowanie wzięłam miniaturki top coat'u i Rapidry z OPI. Wszystko na wspomnianych już targach :)


Rokitnikowy krem do rąk Planeta Organica kupiłam w komplecie z pokazanym wyżej żelem pod prysznic - bardzo spodobał mi się ten zapach :) W EcoSpa uzupełniłam zapasy, kupiłam również różany susz do peelingów. A dezodorant Nivea Dry Comfort to już standard ;)


No i ostatnie już zdjęcie. W tylnym rzędzie nabytki targowe ze stoiska Cattier - W tubce maseczka z glinki zielonej z rozmarynem i miętą, a w pudełeczkach glinka żółta i różówa. Żółtą już kończę i jestem zachwycona jej działaniem, na pewno napiszę więcej :)
W pierwszym rzędzie olejki z EcoSpa. Zdecydowałam się na wspaniale pachnący olejek różany [ drogie było to maleństwo 5 ml! ], i trzy oleje o pojemnościach 50 ml: jojoba, awokado [ obecnie w użyciu do włosów i twarzy - bardzo dobrze się spisuje ] oraz z pestek moreli. W EcoSpa zamówiłam również pojemniki na peelingi, ale nie mam już żadnego, żeby Wam pokazać ;)

To już wszystkie kosmetyczne grzechy, które popełniłam w kwietniu ;) 

Znacie te produkty?
A jak u Was? Dałyście się ponieść fali promocji? :)

Wyniki rozdania Różanego Peelingu Cukrowego :)

Dzień dobry! :)

Dziś pora na wyniki rozdania. Wzięło w nim udział 20 osób, miło mi, że peeling cieszył się takim zainteresowaniem. W przyszłości na pewno będa jeszcze podobne rozdawajki, może tym razem na FB? :)

Nie przedłużając, oto który numerek wylosowała internetowa maszyna:


A numerek ten na mojej bardzo profesjonalnej liście należy do:


Moja Droga! Serdecznie gratuluję i czekam na Twoje dane adresowe :)

Pozostałym uczestnikom dziękuję za udział!
Miłego dnia! :)

Gadżety kuchenne | Empik

Hej! :)

Wczoraj po wizycie u lekarza [ spoko, badałam tylko krew ;) ] wstąpiłam do małej galerii handlowej tuż obok przychodni. Wstąpiłam w wiadomym wszystkim celu, ale nie o tym dziś ;) Odwiedziłam również Empik. Lubię ten sklep, ale nie ze względu na książki, tylko akcesoria. Odkąd Empik zaczął promować i sprzedawać różne domowe dodatki - pudełka, kubki, zestawy piknikowe, poduszki i całą masę innych rzeczy [ ostatnio nawet akcesoria do fittnesu ], często chodzę tam, aby je pooglądać. Tak też było i wczoraj. Od razu w oczy rzuciła mi się przeceniona o 50% kolekcja Herbs Garden. 


Składa się na nią* naprawdę dużo gadżetów kuchennych, ale nie wymienię Wam wszystkich, bo nie pamiętam ;) Były specjalne doniczki na zioła, krótkie nożyczki do ucinania ich, silikonowy pojemnik do obierania czosnku, łapki do gorących naczyń, ściereczki, młynek do ziół [ dziwne ;) ] oraz to, co ja przygarnęłam.

*Na stronie Empiku możecie zobaczyć, co jeszcze wchodzi w skład tej kolekcji, ale tam, nie wiedzieć czemu, ceny nie są obniżone...


Do domu zabrałam:
- siekacz do ziół [ z 49,90 zł na 24,95 zł ]
- skrobak do cytrusów [ z 14,90 zł na 7,45 zł ]
- nożyczki do ziół z pięcioma ostrzami [ 29,90 zł na 14,90 zł ]

Za wszystko zapłaciłam 47,35 zł.

Oglądamy z Narzeczonym dużo amerykańskich programów kulinarnych [ m.in. Top Chef, MasterChef, Hell's Kitchen, Kitchen Nightmares, Gordon's Great Escape ] i często podpatrujemy w nich fajne sposoby, narzędzia. Siekacz do ziół i skrobak do cytrusów to właśnie takie podpatrzone narzędzia, a chciejstwem na nożyczki zaraziła mnie Mama, która ma je już od kilku lat :)


Wszystkie gadżety są bardzo porządnie wykonane, dobrze się je trzyma i nimi operuje, a krojenie ziół to czysta przyjemność :) Siekacz z deseczką pozwoli na szybkie przygotowanie świeżych składników do sosów, pesto czy sałatki. Nożyczki zdadzą egzamin przy krojeniu szczypiorku / cebulki na kanapki lub wierzch sałatki, a skrobak do cytrusów na pewno przyda się Narzeczonemu, kiedy będzie dla mnie robił cytrynowca [ Tak! Mój facet piecze! I to jak :D ].



Oczywiście musiałam już wypróbować nowych kuchennych pomocników! :) Tną sprawnie, ostrza nie są tępe i mam nadzieję, że będą nam długo służyć :)


Lubicie takie kuchenne gadżety? 
Czy może zupełnie Was to nie interesuje? :)


P.S. Jeszcze dziś możecie zgłaszać się do mojego rozdania - informacje u góry paska bocznego :)


Jeszcze tylko dziś!

Dziś ostatni dzień zgłoszeń do rozdania z Różanym Peelingiem Cukrowym!
Wzięłaś już udział? :)



Miłego dnia! :)

Empties #14

Cześć :)

Ja wciąż się kuruję po zabiegu wyrwania ósemki, ale dziś miałam już na tyle siły, żeby wstać z łóżka i zrobić zdjęcia moim kwietniowym zużyciom.  Wiem, wiem, że pora obiadowa teraz, ale może akurat ktoś w otchłaniach internetów trafi do mnie zamiast do kuchni / na grilla? ;) 
Do boju więc! :)

W ubiegłym miesiącu zużyłam 12 pełnowymiarowych kosmetyków i garść próbek - zadowalający wynik.
Na pierwszy ogień pójdzie pielęgnacja twarzy tym razem.


L'Oreal, Ideal Soft, Oczyszczający Płyn Micelarny. Kupiłam go, ponieważ micel z Biedronki zaczął mnie piec w oczy i potrzebowałam odmiany. Wahałam się pomiędzy tym a Garnierem, ale ten akurat był na promocji w SP, więc się skusiłam. Już do niego nie wrócę, bo to przeciętniaczek. Oczy, owszem, zmywał dobrze i nie piekł. To chyba jego jedyna zaleta, bo już z makijażem twarzy miał problemy - nie zmywał podkładu, a rozmazywał go po twarzy [ najgorzej było z Color Stay'em i Stay Matte'm ], jedynie lekki krem BB zmywał jako tako. Pienił się na twarzy i przez swoją nieskuteczność był niewydajny. 

Biały Jeleń, Hipoalergiczny Żel do Mycia Twarzy. Zachęcona pozytywną recenzją na którymś z blogów, sięgnęłam po niego w Hebe, bo kosztował tylko 5 zł. Używałam go półtora miesiąca, ale to zawdzięczam wyłącznie swojej zaradności - zmieniłam zakrętkę typu press na pompkę z toniku Caudalie. Gdybym tego nie zrobiła, żel wystarczyłby mi pewnie na dwa tygodnie, tak nieekonomiczne jest opakowanie. Konsystencja galaretkowata, ciężko się rozprowadzało na skórze. Niestety nie zapewniał mi uczucia świeżości i gdybym nie stosowała przed żelem płynu micelarnego i olejku do demakijażu, z pewnością nie radziłby sobie z oczyszczaniem twarzy. 

Lirene, Tonik nawilżająco - oczyszczający. Ulubieniec. Z przyjemnością do niego wracam od czasu do czasu, nie mam mu nic do zarzucenia - świetnie działa, świetnie pachnie i moja skóra go po prostu lubi! 


Cosmabell, Foot Peel, Intensywny zabieg złuszczający. Skarpetki z kwasem wygrałam już dawno temu u Angel. Dałam je w prezencie mojemu Tacie, ale kiedy po kilku miesiącach wciąż ich nie użył - odebrałam mu i sama poddałam stopy zabiegowi ;) Teraz już zrzuciłam większość skóry, jeszcze tylko trochę "obłażę", ale generalnie jestem zadowolona ze skarpetek :) Nie poradziły sobie u mnie z największymi zgrubieniami skóry, ale wybaczam im to [ tak to jest, jak się nie dba przez zimę o stopy ;) ].

Babydream, Oilwka pielęgnacyjna dla niemowląt. Kupiłam z ciekawości, czy pobije Hipp. Moim zdaniem są sobie równe, a ja będę wybierać tę, ponieważ jest po prostu tańsza ;) Świetny skład, świetna cena i działanie skłądają się na godny polecenia produkt, który zresztą znalazł się w lutowych ulubieńcach, o tutaj.

Joico K-PAK Reconstruct Shampoo. Szampon, który bardzo polubiłam. Wydajny, znakomicie odżywiał włosy i sprawiał, że wyglądały ładniej. Więcej o nim mogłyście już poczytać w niedawnej recenzji - klik. 

Davidoff, Cool Water Wave, Eau De Toilette. Wielka [ 100ml ] woda toaletowa, którą dorwałam w okazyjnej cenie w SP. Służyła mi przez wiele miesięcy i polubiłam mocno ten zapach, mam jeszcze miniaturkę. Trwałość pozostawia trochę do życzenia, ale w końcu to tylko woda toaletowa.


Caudalie, Creme Gourmande Mains Et Ongles. Krem do rąk, który służył moim dłoniom przez kilka miesięcy. Widocznie pielęgnował dłonie, pozostawiał je miękkie i gładkie. Pisałam o nim już tutaj.

The Secret Soap Store, Krem do rąk 20% masła shea. Pomarańcza. Ten krem był hitem. Pachniał wyśmienicie ♥ i długotrwale nawilżał dłonie. Wystarczyła odrobinka, żeby nawilżyć powierzchnię rąk. O nim również już pisałam, o tu.

Himalaya Herbals, Sparkly White, pasta do zębów. Ulubiona, wracam do niej regularnie, jak mogłyście się już zorientować ;)

Bania Agafii, serwatkowy szampon pielęgnacyjny, ochrona koloru. Kolejna ze 100ml saszetek rosyjskich. Ten szampon akurat nie zrobił na mnie wrażenia, był bardzo rzadki i wystarczył mi na dwa użycia, słabo. Mył dobrze, ale wydajność nie zachęca do ponownego zakupu.


Joico, maska do włosów. Dostałam tę odlewkę os Extension Beauty [ :* ]. Wystarczyło mi jej na kilka użyć, bo wcale nie potrzeba dużo, żeby pokryć całe włosy. Świetnie nawilżała i wygładzała włosy, były po niej mięsiste i lśniące.

Caudalie, Eau de Beaute. No cóż... Z bólem, ale to piszę ;) Niestety to produkt do niczego... Nie zauważyłam żadnego rozjaśnienia cery ani innych właściwości. Eliksir miał ładny ziołowy zapach i na tym kończą się jego zalety. Nie rozumiem dziwnie wysokiej ceny, skoro za zdecydowanie mniej można kupić inny produkt Caudalie, który spisuje się fenomenalnie - wodę winogronową...

Caudalie, The Des Vignes, woda perfumowana. Tę perfumetkę kupiłam w krakowskiej aptece za 12 zł, a w domu na kartoniku przeczytałam, że to próbka nie do sprzedaży... Niemniej zapach bardzo mi się spodobał, nosiłam tę miniaturkę w torebce i teraz, kiedy się skończyła, z przyjemnością kupię sobie pełnowymiarową wodę :)

Lierac, serum Premium. 10 ml miniaturka wystarczyła mi na kilka tygodni stosowania [  z przerwami, więc nie umiem jednoznacznie stwierdzić ]. Świetny, lekki produkt, który błyskawicznie wchłaniał się w cerę, zmiękczając ją i wygładzając.

Clinique, Take The Day Off, Cleansing Balm. Od Eska, Floreska dostałam hojną próbkę [ 15ml ] tego produktu. No i przepadłam! Te 15 mililitrów wystarczyło mi na 18 użyć [ !!! ] i przez ten czas zdążyło mi zrobić konkretne chciejstwo ;) Balsam świetnie rozpuszcza cały makijaż, nic nie stanowi dla niego problemu. Nie podrażnia mojej mieszanej skóry, nie wysusza jej i nie powoduje powstawania zaskórników i pryszczy. Jestem na tak! A nawet na TAK! ;)


 Próbka kremu pod oczy Go Cranberry nie zachęciła mnie do kupna - krem jest lejący i lekki. Kuracja laminująca do włosów z firmy Marion jest całkiem przyzwoita, jeśli macie do niej dostęp, to warto spróbować.Włosy są po niej miękkie, sypkie i wygładzone. Krem pod oczy z Organique był fenomenalny! Mała próbka [ 3ml ] wystarczyła mi na ponad 2 tygodnie codziennego używania na noc. Krem był gęsty, treściwy i znakomicie odżywiał i nawilżał okolice oczu. Mam na niego ochotę! Natomiast krem pod oczy SVR nie zrobił na mnie większego wrażenia.


To już wszystkie moje kwietniowe wyrzutki. 
Jak Wam poszło? 
Znacie coś z przedstawionych tu kosmetyków? :)