Niekosmetyczne nowości świąteczne :)

Witajcie! :)

Pod poprzednim postem o kosmetycznych nowościach świątecznych i okołoświątecznych kilka Czytelniczek wyraziło chęć zobaczenia i tych niekosmetycznych. Oto one :) Nie jest to kompletna relacja prezentowa, bo np. patelnia grillowa i duży "rosołowy" garnek są już w użyciu ;)


Może najpierw prezenty "wnętrzarskie" ;) Narzeczony do Rodziców dostał piękny obrus i czerwone koronkowe rzeczy z Ikea - doniczkę [ ze sztuczną choinką, której sztuczność odkryliśmy dopiero po 2 dniach, kiedy chciałam ją podlać ;p ], duży świecznik, miskę na nóżce i głęboką miskę [ w niej są słodycze kilka zdjęć niżej ]. Bardzo lubię te drobiazgi z Ikea, ślicznie wyglądają. Mały świecznik - wiadereczko pochodzi z Home&You, dostałam go od Przyjaciółki Mamy w podziękowaniu za peeling cukrowy.


Koszulka ze znakiem Red John'a to prezent sytuacyjny od Brata. Kto ogląda The Mentalist, ten wie ;) I tak, mamy czarny humor - it runs in the family ;) Wybaczcie zmięcie, ale koszulka już była w użyciu, służy mi jako góra od piżamy :) Nie wiem, czemu wyszła na zdjęciu trochę żółta, w rzeczywistości jest biała.


Piękny, ciepły sweter z H&M ze złotą nitką gdzieniegdzie :) Ostatnio służy mi za tło do kosmetycznych zdjęć, więc możecie go kojarzyć :)


Ciekawy złoty naszyjnik z czarnymi kamykami to rzecz, której nie kupiłabym sama, ale myślę, że będzie świetnie wyglądał z bordowym golfem :) 


Wielka Domowa Księga Przepisów przyda się na pewno, jest bardzo poręczna, najbardziej spodobał mi się dołączony plik z listami zakupowymi, podzielonymi na działy :)


Ukochanego Earl Grey'a nigdy dość! ♥ To herbata, którą mogłabym pić hektolitrami :) Lubię zarówno tę klasyczną, jak i z różnymi dodatkami, najlepiej różanymi :)


Przepiśnik z Biedronki mam i ja! :))))) Jest taki, jak się spodziewałam - solidny, poręczny i fajnie zorganizowany w środku :) Chciałam czarno białą wersję, ale niestety już nie było, wedle słów Aniołka ;)


Mam już nawet pierwszy przepis w Przepiśniku :D Ciasto Zebra - ostatnio moje ulubione i przede wszystkim mega proste w wykonaniu. Przepis zaczęrpnęłam od Angel :)


Mnóóóóóóstwo słodyczy! Tutaj prawie wszystkie [ część już zniknęła ;) ], które ja i Narzeczony znaleźliśmy w naszych prezentach :)


Książka, o której myślałam wielokrotnie, ale nikomu o tym nie mówiłam ;) Mama Aniołek jednak dobrze wiedział, co lubię! :) Świetne przepisy, już nie mogę się doczekać, aż coś z niej zrobię :)


Kebsik też coś dostał :) Bariera do samochodu na pewno się przyda, zwłaszcza, że już planujemy jakiś dłuższy wyjazd wakacyjny :). Czy Wy też uważacie, że pies na zdjęciu jest zdziwiony? ;p



Jak się Wam podobają moje niekosmetyczne prezenty? :)
Wpadło Wam coś w oko? :)


P.S. Na paznokciach w tym poście mam 6 - dniowy czarny lakier z Golden Rose Rich Color, niezły wynik, prawda? Trzymał się dzielnie od przedwigilijnego poniedziałku :)

P.S. 2 Postaram się jeszcze napisać Wam coś jutro, gdybym  jednak nie zdążyła - bawcie się dobrze i do zobaczenia w Nowym Roku! :*

Zieleni i burych kolorów ciąg dalszy. Duet OPI i China Glaze :)

Cześć :)

Jak zapewne zauważyłyście, ostatnio przeżywam małe zauroczenie zieleniami na paznokciach. Pokazywałam Wam już zgniłego Golden Rose i żywą, trawiastą zieleń od Revlon'u. Dziś nie będę gorsza i pokażę Wam następną zieleń, która jednak, aby Was nie zanudzić, nie jest taka oczywista i wystąpi w akompaniamencie wątróbki. Wątróbki, zapytacie? Ano tak! Chodzi o lakier Foie Gras od China Glaze :) A nieoczywistą zielenią w dzisiejszym manicurze będzie OPI Nein! Nein! Nein! Ok Fine!, który znalazłam w mikołajkowej paczce od Naomi [ Mikołajki z Hexx - moje pudełko ].


Miniaturka z OPI ma 3,75 ml i jest przeurocza [ nawiasem mówiąc - czy Was też zawsze rozczulają takie maciupcie kosmetyki? ;) ]. Niestety, mini OPIki nie posiadają żadnej nazwy na sobie i jedyne, co nam pozostaje, to bawić się w zgadywanie. Mi w zidentyfikowaniu koloru pomogła Kasia Śmietasia, która ma go w swoich zbiorach :) Dziękuję :*

Jak usłyszałam nazwę: Nein! Nein! Nein! Ok Fine! , to momentalnie stanęła mi przed oczami scena z Bękartów Wojny [ mój ukochany film, widziałam go niezliczoną ilość razy! ], kiedy Hitler uderza ręką w stół i krzyczy nein nein nein nein, kojarzycie? :) 
Kolor pochodzi z Germany Collection i jest ciemną szarością podszytą zielenią [ a może na odwrót? ]. Nieoczywisty kolor, bardzo ciemny, ale nie wygląda na czarny, co w nim lubię, bo wiele ciemnych lakierów w zwykłym świetle wygląda na czerń.


Miałam ochotę na jakieś "ożywienie" na dłoniach, stąd wybrałam dwa kolory. Wydaje mi się, że całkiem ładnie się ze sobą komponują - ostatnio bardzo lubię takie barwy!
China Glaze w kolorze Foie Gras miałam na swojej liście, odkąd zobaczyłam go u Malowajki. Udało mi się go upolować na jednej z blogowych wyprzedaży za 10 zł :) Jest to przykurzony brąz z domieszką fioletu - cudo! :) Pochodzi z kolekcji Capitol Colors, inspirowanej Igrzyskami Śmierci.


Wybaczcie mi proszę niedociągnięcia przy skórkach - oczywiście zobaczyłam je dopiero na zdjęciach ;)


Obydwa lakiery świetnie kryją po 2 warstwach. Na zdjęciach jednak widzicie 3 warstwowy manicure. Dlaczego? Ano dlatego, że użyłam bazy Revlon Multi Care Base + Top Coat, która sprawia, że pierwsza warstwa lakieru rozjeżdża się na płytce, robiąc plamy, druga warstwa zachowuje się już troszkę lepiej, ale prześwity wciąż są mocno widoczne, dopiero trzecia warstwa ogarnia całość i jest okej. Bardzo żałuję tego zakupu i wciąż staram się dać szansę tej bazie, jednak jest po prostu do... niczego i musiałam kupić jakąś inną. Jedyne, co mam do powiedzenia o tej bazie, to: Nein! Nein! Nein! ;)


No czyż nie jest uroczy? :)


Jak się Wam podoba połączenie takich lakierów?
Lubicie takie bure kolory na paznokciach? :)

Kosmetyczne nowości świąteczne i okołoświąteczne :)

Cześć! :)

Witajcie po krótkiej, świątecznej przerwie :) Ostatnie dni upłynęły nam bardzo miło, rodzinnie, jedzeniowo i prezentowo. Wczoraj wróciliśmy już razem do domu, rozlokowaliśmy jedzenie, rozpakowaliśmy rzeczy i możemy wracać do codzienności :) Niestety, wczoraj wieczorem dostałam straszliwej migreny, w pewnym momencie aż płakałam z bólu. Narzeczony w panice chciał wzywać pogotowie, ale przeczekałam to. Dziś już czuję się lepiej, ale wciąż czuję takie ogólne osłabienie... Sama nie wiem, skąd tak nagle mnie dopadło... 

Z powodu braku sił, zamiast recenzji pokażę dziś Wam kosmetyczne nowości, które przywędrowały do mnie w ramach Świąt i nie tylko :)


Prezent, w którym maczałam palce ;) Babcia nie wiedziała, co mi kupić, więc Jej pomogłam :) Divine Oil Caudalie jest mój! ♥ W zestawie mam jeszcze miniaturkę peelingu Divine Scrub i balsamu brązującego Divine Legs. Bardzo się cieszę z tego zestawu, bo na pełnowymiarowy olejek miałam ochotę już od długiego czasu.


Mama do prezentu dorzuciła mi zestaw miniatur z LRP, który kiedyś dostała przy zakupach i mały żel pod prysznic z Biodermy


Hojna i kochana Lipstick And Kids jeszcze przed Świętami podarowała mi szampon Baikal Herbals Objętość i Siła, a pod choinką znalazłam od Niej szampon Joico K - PAK Reconstruct i olejek K - PAK Color Therapy. Szampon z Joico już raz użyłam i jestem zachwycona - moje włosy stały się po nim jakby grubsze :) 


Jadąc do domu na Święta, zapomniałam oczywiście suchego szamponu, więc zaopatrzyłam się w moją ulubioną ostatnio wersję Batiste do ciemnych włosów. Olejek nabłyszczający do włosów z Equilibrii był na mojej liście już od jakiegoś czasu, kupiłam go w promocji na eZiko za ok 16 zł :) Postanowiłam odświeżyć sobie kolor na włosach, więc z pomocą przyjaciółki Zuzi [ :* ] nabyłam farbę z L'Oreal w odcieniu 5.03 Świetlisty Brąz i jestem bardzo zadowolona [ kolor wyszedł ciemniejszy niż miałam, ale nie czarny i ma ładny połysk :) ]


Olejek do demakijażu kupiłam po tym, jak Lipstick And Kids uświadomiła mnie, że micel i żel do twarzy nie są w stanie całkowicie usunąć silikonów z produktów do makijażu. Wybrałam Missha Flower Bouquet Cherry Blossom Fresh Cleansing Oil. Używam do od połowy grudnia i bardzo polubiłam - jest wydajny, świetnie zmywa makijaż. Zestaw miniatur Lierac  Premium kupiłam w Hebe [ w opakowaniu brakuje saszetki suchego olejku Lierac, bo już go zużyłam ;) ]. Mały żel do mycia niemowląt z Babydream kupiłam z myślą o myciu twarzy - najpierw chciałam wypróbować produkt, stąd 50 ml opakowanie.


Skończyła mi się baza pod lakiery do paznokci, sięgnęłam więc po wzmacniające serum do osłabionych paznokci od Bell - dziś będzie pierwsze użycie :) Olejki mandarynkowy i pomarańczowy kupiłam w przyjemnej cenie, będą służyły do peelingów. Pastę do zębów Himalaya Herbals Sparkly White kupiłam po przeczytaniu wpisu u Króliczka Doświadczalnego nt szkodliwości fluoru w pastach do zębów - polecam!. Ta pasta nie ma fluoru i można ją dostać w drogeriach Natura.


Mydło w płynie Fa kupiłam ze względu na promocję i zapach - grejfrutowy. Rzeczywiście pachnie ślicznie, prawie jak żel pod prysznic grejfrutowy z TBS :) Jeśli lubicie prawdziwy zapach tego owocu, polecam Wam zaopatrzyć się w to mydełko :) Oliwka do ciała Babydream ma przyjazny skład bez parafiny i fajnie nawilża ciało po prysznicu. Zmywacz do paznokci w żelu z Donegal bardzo lubię, to już moje 3 opakowanie. Odżywcze serum do paznokci z Biowaxu przygarnęłam, zamieniając punktu z karty Lifestyle w Superpharm, ale nie jestem zadowolona  - denerwuje mnie aplikator.

To już moje wszystkie kosmetyczne nowości [ niekosmetycznych nie pokazuję, żeby Was nie zanudzić ;) ] z ostatniego czasu, nie planuję już konkretnych zakupów, chociaż nie wykluczam, że na coś się skuszę, w końcu w Sephorze mamy - 25% na kolorówkę, a w Superpharm - 40 % :) 

Piszcie, jakie u Was kosmetyczne nowinki się pojawiły?
Zainteresowało Was coś z moich nowości?

Święta !


Wy wiecie, że ja Wam wszystkim dobrze życzę! :*




P.S. To 200 post! :) Mam dziś kolejny powód do świętowania :))))

Idealna kremowa czerń? Bardzo proszę! Golden Rose Rich Color 35

Cześć :)

Zaskoczę Was, nie pokażę kolejnej zieleni ;) Na razie... ;)
Dziś kilka słów i zdjęć mojej idealnej czerni. Chciałam czerń głęboką, totalnie kremową, bez żadnych domieszek, shimmerów, poświat i innych cudów. Planowałam zakup Essie Licorice, ale natrafiłam na Golden Rose Rich Color o numerku porządkowym 35. Doszłam do wniosku, że nie zaszkodzi wydać tych 6 zł i spróbować, prawda? Takim oto sposobem przygarnęłam moją czerń idealną :) Serię Rich Color bardzo lubię, miałyście już okazję oglądać inne z niej lakiery: zgniłą zieleń 112, wrzosowy 103 i niezapominajkowy 38.


Golden Rose znów nie zawiodło - lakier idealnie kryje po 2 warstwach, nie smuży, ma idealną konsystencję, która nie zalewa skórek i szeroki pędzelek, tak jak lubię.


35 jest idealnie kremowa, bardzo elegancka, a dłonie z tą czernią wyglądają na zadbane i wypielęgnowane. Długo szukałam czarnego lakieru, który dałby mi taki efekt :)


To, co widzicie na zdjęciach, to stan lakieru po 3 dniach od pomalowania - zauważalne są lekko starte końcówki.


Lakier, jak zwykle zresztą, kupiłam za 5,90 zł w krakowskim Firlicie na Karmelickiej. To już taki mój mały rytuał, że kiedy jestem w okolicy, zaglądam zawsze do tej drogerii w poszukiwaniu nowego odcienia moich ulubionych lakierów :)


Kiedy ostatnio rozmawiałam z Megdil o tym, który lakier będzie nam towarzyszył podczas Wigilii, wymieniłam czerwień / bordo i żywą zieleń. Teraz jednak skłaniam się ku czerni ;) W końcu nic tak nie będzie pasowało do czarnej koronkowej sukienki, jak czarne paznokcie, nie sądzicie? :) Black is such a happy color! :) Oczywiście najbardziej chciałabym renifery i świąteczne szlaczki jak u Lipstick And Kids, ale cóż - umiejętności brak ;)



Podoba się Wam czerń na paznokciach?
Macie swój ulubiony czarny lakier? :)

Manufaktura prezentowa :)

Cześć! :)

Dziś na luzie przychodzę do Was, żeby pogadać o prezentach. Macie już wszystko kupione, przygotowane? Zapakowane też? :)

U mnie już wszystko jest, jestem z siebie dumna w tym roku, bo prezentów przygotowywałam więcej, ale myślę, że całkiem nieźle mi to wyszło. Chociaż okaże się w Wigilię, czy obdarowane osoby podzielają moje zdanie ;)

W tym roku postanowiłam do kobiecych prezentów [ panów nie dyskryminuję, ale coś czuję, że mogliby nie wiedzieć, co z takim prezentem zrobić ;) ] dorzucić coś kosmetycznego od siebie, ręcznie zrobionego. Jak już zapewne się domyślacie, chodzi o peelingi do ciała :) Generalnie bardzo lubię takie peelingi robić, rozdawać i oczywiście używać, więc tworzenie było samą przyjemnością. Przygotowałam sobie z zapasem wszystko, co będzie mi potrzebne - znalazłam i zamówiłam słoiczki z nakrętkami, wydrukowałam etykiety na papierze samoprzylepnym i przystąpiłam do mieszania zawartości.


W świątecznym peelingu cukrowym jest na bogato. W końcu Święta! :) Do zrobienia zawartości tych 7 słoiczków zużyłam prawie 1,5 kg trzcinowego cukru, ponad torebkę mielonego cynamonu i imbiru, duuużo oleju kokosowego, trochę oleju z dzikiej róży, trochę winogronowego, kilka kropli ekstraktu waniliowego i cytrynowego, wrzuciłam też odrobinę masła shea i suszonej lawendy, a całość doprawiłam suchymi olejkami z Nuxe i Caudalie, dla dodania głębi aromatom. Nieskromnie Wam powiem, że peelingi pachną obłędnie i żałuję, że nic nie zostało dla mnie ;)

Mam nadzieję, że taki ręcznie robiony dodatek ucieszy każdą obdarowaną, trzymajcie kciuki, żeby tak było!

Jak się Wam podoba mój pomysł na świąteczny, niebanalny prezent?
Też przygotowujecie prezenty własnymi rękami? :)
Pochwalcie się!

Pierwsze pudełko PinkJoy

Cześć!

Odwiedził mnie dziś pan kurier i przyniósł pudełko PinkJoy, które zamówiłam na początku grudnia, więc stawiam się dziś po raz drugi z relacją :) Przeczytałam o tym nowym przedsięwzięciu u xkeylimex, o tutaj. Bardzo zaciekawiło mnie to, że pudełka mają być tematyczne i w ramach jednej edycji przedstawiać kosmetyki danego państwa. Interesujące, prawda? Przeczytałam, że w pierwszej edycji mają znaleźć się kosmetyki rosyjskie, co mnie mocno zaciekawiło, bo bardzo lubię niektóre włosowe rosyjskie specyfiki i sam język :)  Dodatkowo spodobało mi się, że w każdym pudełku zawsze ma być od 3 do 5 pełnowymiarowych kosmetyków i zdecydowałam się na zamówienie pudełka, którego koszt to 49,90 zł [ przesyłka kurierem DHL w cenie ]. Dziś odebrałam paczkę i z niecierpliwością zabrałam się do odpakowywania, z aparatem w ręku :)

Zapraszam do oglądania :)


Pudełko z miękkiego kartonu [ na bank ręcznie robione! :) ] było owinięte w folię bąbelkową i zapakowane do tekturowego pudełka - wszystko było bardzo dobrze zabezpieczone - podoba mi się taka dbałość o szczegóły. Pudełeczko było przewiązane sznurkiem, a na wieczku ma uroczą ozdóbkę z życzeniami świątecznymi. Pierwsze wrażenia wizualne bardzo pozytywne :)


Po zdjęciu wieczka mamy zawartość przewiązaną wstążką, z kartą informacyjną na temat produktów, czyli podobnie, jak we wszystkich innych kosmetycznych boxach.


No i zawartość :) Pudełko wypełnione po same brzegi, aż miło patrzeć :) Pamiętam, jak w Glossy musiałam grzebać w ścinkach, żeby znaleźć miniaturowe produkty - tutaj nie ma takiej "zabawy" ;)


Tutaj widzicie całość na zbiorowym zdjęciu. Ogólnie jest 5 kosmetyków pełnowymiarowych oraz 2 próbki kremów z firmy Go Cranberry, która ostatnio mnie zainteresowała, więc się z nich cieszę.

Pokażę Wam teraz każdy produkt z osobna i przytoczę kilka słów z karty informacyjnej :)


" Czysta Linia ", peeling do twarzy, 50 ml. Zawarte w peelingu drobiny pestek moreli wygładzają i delikatnie stymulują regenerację komórek skóry, a rumianek pomaga zmniejszyć podrażnienia i zaczerwienienia.  
Lubię mocne peelingi, a ten na taki wygląda, więc chyba się polubimy :) Zapach ma podobny do morelowego peelingu z Sorai. W składzie morela jest na drugim miejscu, podoba mi się to. Nie jest to jednak kosmetyk naturalny - skład jest długi, znajdziemy w nim parafinę i kilka innych kwiatków, choć są też różne oleje [ kukurydziany i sojowy ], więc nie powinno być tak źle :) No i na opakowaniu jest informacja, że to scrub n.1 w Rosji :D


" Shilajit " odżywczy krem do skóry normalnej i tłustej, 42 ml. Shilajit inaczej zwane Mumio znane jest w medycynie wschodniej ludowej od ponad trzech tysięcy lat. Substancja ta, pozyskiwana na Syberii jest niezwykle bogata w minerały, mikro i makroelementy oraz kompleks witamin. Ma cudowny wpływ na skórę (...). 
Wygooglowałam i okazuje się, że to mumio to wydzielina powstająca w niektórych masywach górskich, występująca w głębokich grotach skalnych na dużych wysokościach. Krem wygląda typowo aptecznie - aluminiowa tubka z malutką zakrętką, niczym maść z wit. A ;) Skład taki sobie, a mumio jest dopiero na 9 miejscu. Nie wiem, czy użyję tego kremu do twarzy, może będę stosować go do rąk lub nóg? Na ulotce jest też napisane o możliwości użycia kremu jako maski oczyszczająco - odżywiającej na twarz.


" Karina " żel z kompleksem aminokwasów i mikroelementów, 39 g. Przezroczysty żel, idealny do codziennej pielęgnacji skóry twarzy i szyi, zarówno dla cery tłustej jak i normalnej. Dzięki specjalnie opracowanej formule jest bogaty w aminokwasy i pierwiastki śladowe, wspomaga naturalną równowagę nawilżenia skóry, zmiękcza ją i uelastycznia. 
Można stosować zamiast kremu lub pod niego.  Żel znów zamknięty w aluminiowej tubce, ma śliczny kwiatowy zapach [ bardzo kojarzy mi się z zapachem balsamu do włosów na kwiatowym propolisie od Babuszki Agafii ]. Spróbowałam go na dłoni - szybko się wchłania i pozostawia skórę miękką, gładką. Skład niestety również i w tym przypadku nie powala, bo są silikony i parabeny. Nie wiem, czy będę używać do twarzy ze względu na silikony.


" Piwo i pszenica " odżywka do włosów 200 ml. Zawarte w odżywce piwo intensywnie wzmacnia włosy, zmniejsza łamliwość, nadaje połysk i przyspiesza ich wzrost. Bogata w składniki odżywcze i witaminy pszenica pomaga odbudować strukturę włosa na całej długości i zapobiec rozdwajaniu końcówek. Włosy stają się mocne, elastyczne, lśniące i lepiej się układają. 
Biorąc pod uwagę, że piwo i pszenica znajdują się na 12 i 13 miejscu w składzie, a parfum na 3, na cuda z opisu nie liczę, ale liczę, że odżywka będzie zmiękczać włosy i ujarzmiać puszenie. Ma lekką formułę, nie powinna więc obciążać włosów. Ma bardzo ładny, delikatny zapach.


" Silikon " ochronny krem do rąk, 75 ml. Krem został stworzony, by chronić skórę dłoni nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach. Specjalna silikonowa formuła tworzy na skórze niewidzialną barierę ochronną zarówno przed bardzo niskimi temperaturami, chłodnym wiatrem, jak i przed działaniem kwasów, soli i zasad czyli substancji zawartych w niemal każdym stosowanym w domu środku czystości. 
Krem będzie dodatkiem do gwiazdkowego prezentu dla Taty. Od kilku lat już na różne uroczystości daję mu rosyjskie kosmetyki [ a to pastę do zębów, a to szampon ], a on się cieszy i duka sobie etykietki ;) Krem [ uwaga, niespodzianka! ;) ] zapakowany w aluminiową tubkę ala maść z wit. A. Ma ładny kropkowy design :) Skład znów dość niefajny, pierwsze 3 składniki to woda, Dimethicone, parafina. Myślę jednak, że Tacie będzie pasował, bo dodatkowo zapachem przypomina mi glicerynowe kremy do rąk z wczesnej młodości :)


To już cała zawartość pudełeczka. Bardzo spodobało mi się urocze opakowanie, widać, że pakowanie zostało potraktowane poważnie i uważnie :) Na plus także ilość pełnowymiarowych kosmetyków - jest ich 5. Podobają mi się także dorzucone próbki. Dostawa kurierem bezproblemowa i szybka. Na każdym produkcie jest naklejka z polskimi instrukcjami użycia. Z kosmetyków na pewno użyję odżywki do włosów i peelingu, krem  do rąk idzie do Taty, natomiast co do reszty jeszcze się zastanowię, bo składy nie powalają

Wolałabym naturalniejsze składy, takich się zresztą spodziewałam - rosyjskie kosmetyki dostępne na naszym rynku [ np Natura Siberica, Babuszka Agafia, Planeta Organica i inne ] przyzwyczaiły mnie do delikatnych i napakowanych ekstraktami formuł. Dodatkową rzeczą, która rzuciła mi się w oczy, jest zła interpunkcja na karcie informacyjnej - przecinki pojawiają się w dziwnych miejscach. Mam na tym punkcie zboczenie, więc łatwo to wyłapuję w tekście ;)

Ogólnie rzecz biorąc - jestem zadowolona, że zamówiłam pudełko i mogłam spróbować czegoś nowego, na pewno znajdę zastosowanie na kremy do twarzy [ może macie jakieś pomysły? ], podoba mi się zadbanie o każdy szczegół opakowania i wysyłka przed Świętami. Z chęcią zabiorę się za testowanie produktów. Nie wiem jeszcze, czy zamówię kolejne pudełko.

Jak się Wam podoba pierwsze PinkJoy?
Zamówiłyście, macie w planach? :)

Krakowskie spotkanie blogerek, 14.12.2013

Witajcie :)

Dziś chciałam napisać kilka zdań o spotkaniu blogerek, w którym wzięłam udział w ostatnią sobotę. 


Pierwszy raz uzestniczyłam w takim wydarzeniu i byłam trochę zestresowana, nie wiedziałam, czego się spodziewać ;) Kiedy Alicja z bloga Nails Revolutions ogłosiła u siebie, że organizuje takie spotkanie w Krakowie, od razu się zgłosiłam.  Plan był taki, że spotkanie będzie kameralne i bez specjalnych fajerwerków [ czytaj: prezentów ;) ]. Uczestniczyło w nim ostatecznie 14 dziewczyn, w tym ja i :






Część blogów Dziewczyn znałam już wcześniej, inne były dla mnie nowością. Powiem szczerze, że na miejscu miałam niemały problem z dopasowaniem twarzy do bloga! Spotkanie odbyło się w restauracji Krakowskie Metro, miałyśmy tam zarezerwowane dwa stoliki, które przez większą część czasu były pokryte kosmetykami, głównie lakierami do paznokci. Siedziałam pomiędzy stolikami, przez to trochę ciężko uczestniczyło mi się w rozmowach, ale cóż - przyszłam prawie ostatnia ;) Atmosfera była sympatyczna i radosna, choć mnie trochę trema wzięła. 

Alicja zaskoczyła nas tym, że jednak zorganizowała prezenty, za co ją bardzo podziwiam, spisała się naprawdę na medal :) Podarunki są bardzo ciekawe, na pewno się nie zmarnują. Dostałyśmy między innymi wiele paznokciowych dziwadełek, których, prawdę powiedziawszy, nie potrafię obsługiwać i nawet nie mam jeszcze pomysłu na nie.

Miałam szansę porozmawiać z kilkoma sympatycznymi osobami, dowiedziałam się, że w moim mieście nie jestem jedyną blogerką [ Agni, kawa aktualna? :) ].












Alicji dziękuję za zaproszenie i trud włożony w organizację wydarzenia, a Dziewczynom za interesująco spędzony czas :) Cieszę się, że mogłam wziąć udział w tym spotkaniu.

Miłego dnia! :)