Norel | serum, krem i tonik z kwasami

   
Motywacyjnego kopa, którego dostałam przedwczoraj od Smarującej Agaty wciąż czuję na tyłku i to za jego sprawą [ kopa, nie tyłka rzecz jasna ] czytacie dzisiejszy post :)

Odkąd usłyszałam o firmie Norel, miałam chętkę na coś o nich. Najbardziej na tonik kwasowy, jak chyba każdy, bo to ich sztandarowy produkt. W ogóle marka wydaje mi się fajna - polska, profesjonalna, wszyscy chwalą - nic tylko brać. Tonik kupiłam na targach kosmetycznych jakieś półtora roku temu, potem przydarzył się krem do twarzy dostany na spotkaniu blogerek pod Lublinem, a na samym końcu serum, kupione na ostatnich targach kosmetycznych w listopadzie. Byłabym zapomniała - miałam jeszcze żel do mycia twarzy ze spotkania blogerek, ale dawno już go zużyłam i wyrzuciłam.


No i teraz najważniejsze - co ja sądzę o tych kosmetykach? Otóż mam odczucia mieszane, w kierunku negatywnych. Nie chce mi się dokładnie opisywać każdego z nich, będzie więc w kilku zdaniach.

Tonik kwasowy jest strzałem w 10, serio. Wiem, że teraz jest lepsze opakowanie, bo z pompką, kiedyś i ja będę je mieć. Na razie radzę sobie spokojnie z dozowaniem przez dziurkę. Tonik genialnie sprawdza się przy mojej tłustawej cerze i fajnie złuszcza to, co trzeba, bez jaszczurowatej wylinki. Jest na tyle delikatny, że można go stosować dość często [ ja mniej więcej co 3 dzień ], wklepuję go też pod oczy. Widzę ogólne wygładzenie i wyrównanie koloru, po prostu działa. Używam od połowy listopada 2014 i ledwo połowa za mną, nieźle.


Czego niestety nie można powiedzieć o kremie do twarzy. Jest to krem nawilżający z linii Sensitive, ma SPF 15. Ja wiem, że on nie do mojej cery, bo ani ona wrażliwa i naczyniowa, ale łudziłam się, że będzie dobrze nawilżał i nadawał się pod makijaż w okresie, kiedy mocniej się złuszczam [ w zimie oprócz toniku kwasowego stosuję też czysty kwas co 10 dni ]. Okazało się, że jest mega tłusty, przypomina mi konsystencją kremiki Ziai za 6 zł i prawie w ogóle się nie wchłania. No i makijaż nie trzyma się zbyt dobrze na nim. Powędruje chyba do Mamy albo koleżanki z wybitnie suchą cerą, może im będzie lepiej służył. Ogólnie używałam go może jakiś miesiąc.


Ostatnia rzecz to serum żurawinowe, napinające. Naczytałam się o nim peanów i listów dziękczynnych, a to się okazało dość byle jakie. Dawno się tak nie zawiodłam. Kosztowało chyba 50 zł, coś koło tego na targach. Po pierwsze nie podoba mi się zapach, który jest naprawdę sztuczny, nie wiem, co oni tam dodali. A działanie? Nijakie. Równie dobrze mogłabym serum nie używać. Jest żelowe i szybko się wchłania, a skóra po zastosowaniu jest taka sama jak przed. I nie pomogło tu systematyczne używanie od 14 grudnia, nie widzę napięcia, liftingu ani innych ujędrnień.

Jakoś mi odeszła ochota na dalsze poznawanie marki, nie dla mnie ona. A szkoda, bo interesowała mnie jeszcze ich nowa seria, Multivitamin się zwie, ale teraz żal mi kasy, bo jednak szanse są przeciwko mnie ;)

Kosmetyki z TkMaxx'a

Hej :)

Uwielbiam buszować po kosmetycznym dziale TkMaxx'a, przyznaję się bez bicia. Nie zawsze coś kupuję, ale najczęściej wychodzę z jakąś perełką. Koleżanki, które czasem mi towarzyszą w zakupach się dziwią, bo dla nich wszystkie te kosmetyki są zupełnie nieznane, nie kojarzą marek. Ja, od kilku lat pod wpływem blogów polskich i zagranicznych, jutubów także, jestem trochę w tym przeszkolona i potrafię wypatrzyć coś ciekawego. 


W ostatnim czasie złapałam tam kilka kosmetyków, mam je teraz w użyciu i pomyślałam sobie, że to ciekawy temat na post. Wyliczając, z TkMaxxowych półek zgarnęłam: odżywkę do włosów Yes to Carrots, krem do twarzy Sukin, antyoksydacyjne serum pod oczy Sukin, masło do ciała Soap & Glory, peeling do ciała Fresh Petals i duo lakierów Orly. Nie jest tego dużo, ale całkiem ciekawa gromada.


Yes To Carrots, odżywka do włosów - swego czasu te kosmetyki były dostępne w Sephorach, ale niestety je wycofali, teraz są już nie do dostania u nas. A szkoda, bo ostatnio na Instagramie mignęła mi seria kokosowa :( Odżywka ma pół litra, więc objętość godna, ma fajne wciskane zamknięcie, można ją postawić na głowie, a plastik jest miękki, więc nie ma problemu z wyciskaniem produktu. To fajowa codzienna odżywka, która, obojętnie od nakładanej ilości, nie obciąży włosów. Ładnie pachnie, wygładza włosy i jest po prostu przyjemna w użyciu. Teraz żałuję, że nie wzięłam jeszcze wersji ogórkowej, ale cóż - nie można mieć wszystkiego ;) Cena ; 34,90 zł / 500ml

Soap and Glory, Righteous Butter, masło do ciała - kiedy jakoś przed Świętami zobaczyłam w TkMaxxie kosmetyki tej firmy, chciałam wziąć wszystkie! Ale potem opamiętałam się, bo niewiele z nich znałam - były jakieś chusteczki do demakijażu, krem pod oczy, wyszczuplające balsamy i coś jeszcze. Zdecydowałam się na coś, co kojarzyłam i nie żałuję - masło ma  g e n i a l n y  zapach ♥ Udało mi się też wybrać niemacane ^^ Świetnie nawilża na długi czas, ma mega gęstą konsystencję, doprawdy masłowatą i bardzo żałuję, że już pół słoiczka za mną. Cena: 44,90 zł / 300 ml 

Petal Fresh, peeling do ciała - peelingi bardzo lubię, kiedy więc zobaczyłam ten dość duży słoik ze znajomej mi firmy [ miałam od nich odżywkę do włosów i była całkiem niezła ], capnęłam od razu. Ten peeling to taki codzienniak, bo drobinki [ pumeks i zmielona ziarna czegośtam ] są malutkie i zatopione w rzadkiej masie, ale przyjemnie masuje skórę. Nie jest to wielkie zdzieranie, oj nie, ale naprawdę przyjemne. Skóra jest potem odczuwalnie wygładzona i nie przesuszona. Zapach intrygujący, ale delikatny. Cena: 34,90 zł / 500 ml


Sukin, antyoksydacyjne serum pod oczy - wielki, jak na swoje przeznaczenie, bo aż 30 ml kosmetyk. Miał lekką konsystencję, funkcjonalne opakowanie z pompką, nie uczulał i nie podrażniał. Używałam go chyba równe pół roku [ taki jest też termin przydatności ] i nie zużyłam całości, ale i tak nieźle mi poszło. Przy regularnym stosowaniu [ w moim przypadku na noc ] zauważyłam, że skóra pod oczami jest lepiej odżywiona, delikatnie wygładzona i szybciej dochodzi do siebie, jeśli za krótko spałam [ always! ]. To nie cudotwórca, ale miło się go używało. Cena: 34.90 zł / 30 ml

Sukin, Rose Hip, nawilżający krem do twarzy - kupiłam razem z serum pod oczy, ale zaczęłam używać dopiero niedawno. To kolejny kosmetyk o wielkiej pojemności i stosunkowo krótkim czasie zużycia - 120 ml na pół roku. Challenge accepted :D Krem pachnie bardzo delikatnie, ma lekką, jakby wodnistą konsystencję i nie potrzeba go wiele, żeby dobrze nasmarować skórę. Szybko się wchłania, nie pozostawia białych smug i wysycha na półmatowo, podoba mi się to. Najlepsze jest jednak to, że jest doskonałą bazą pod makijaż, zauważyłam naprawdę dużą różnicę w trwałości tapety odkąd go używam, a nie zmieniłam nic oprócz kremu w ostatnim czasie. Cena: 34,90 zł / 120 ml

Orly, zestaw dwóch lakierów do paznokci Glitterbomb i Taffy - jestem łasa na lakiery Orly, przyznaję. Podobają mi się ich buteleczki i łatwość, z jaką się nimi maluje [ lakierami, nie buteleczkami ]. Mam kilka w kolekcji i wszystkich używam. Przygarnęłam więc i te dwa, logiczne przecież. Brokat zawsze się przydaje, zwłaszcza, że chwilę przed zakupem tej pary wywaliłam do śmieci zgluciały top Circus Confetti z Essence, potrzebowałam zamiennika. Nudziak jest dość przezroczysty, bo to chyba lakier do frencza, ale 4 warstwy [ tylko dla cierpliwych :p ] wyglądają bardzo ciekawie. Cena: 34,90 zł / dwupak

A Wy często kupujecie kosmetyki w TkMaxxie?