Natura Siberica, odmładzający krem liftingujący do szyi i dekoltu ANTI-AGE | gadżet?

Witajcie :)

Jak tam Wasz poniedziałek? Ja mam wolne, więc korzystam z tego i piszę dziś do Was :) 



Pielęgnacja szyi to wstydliwy temat, u Was też? Przyznam, że zwykle zapominam o tym rejonie i nigdy nie poświęcam mu zbyt dużo uwagi. Dlatego też, kiedy pod choinką, w prezencie od Siostry Narzeczonego znalazłam krem do pielęgnacji szyi, w pierwszym odruchu chciałam podarować go swojej Mamie, niech sobie go używa, może przynajmniej więcej zmarch się nie pojawi ;) Pazerność jednak zwyciężyła i krem pojechał ze mną do domu. Tradycyjnie odleżał swoje w zapasach i w końcu, 5 lutego nastąpiło uroczyste otwarcie. Żartuję, wcale nie było uroczyste - po prostu siedziałam w łazience z maseczką na pysku, a przez to, że nie wzięłam czytnika ebooków ze sobą [ był dwa pokoje dalej, ale ja leniwa jestem... ], zaczęłam przeglądać kosmetyczne zapasy [ z jakiegoś powodu zawsze mnie to cieszy, ale w końcu pańskie oko konia tuczy ^^ ] i wyciągnęłam to smarowidło. Bez większych refleksji otworzyłam, a po zmyciu maseczki nałożyłam na szyję, a niech ma!



Krem jest w dużym, plastikowym pojemniczku [ 120 gramów ], chyba [ ale nie jestem tego pewna ] był pod nakrętką osłonięty sreberkiem. Konsystencja jest bardzo ciekawa, bo to jakby taki budyń, nie wiem, jak to opisać lepiej ;) Chodzi mi o to, że przy nabieraniu palce nie zanurzają się w produkcie, a jedynie jakby ślizgają po powierzchni, nabierając małą ilość. Dzięki temu kosmetyk jest bardzo wydajny, zresztą wcale nie potrzeba wiele, żeby go dokładnie rozprowadzić na skórze. Sprawia wrażenie jakby silikonowego, z taką łatwością się rozsmarowuje, ale szybko się wchłania, nie pozostawiając żadnej tłustej warstwy. Wydajność jest naprawdę zaskakująca, bo po niecałych dwóch miesiącach eksploatacji nie zużyłam nawet 1/3 kosmetyku. Zapach mi się podoba, jest lekki, ziołowy i "rosyjski" [ jeśli używałyście już kilku kosmetyków zza wschodniej granicy, wiecie, że zapachy mają wspólny mianownik :) ]. Cena waha się od 20 do 40 złotych, w zależności od sklepu internetowego.



A co do działania, to mogę stwierdzić, że bardzo dobrze nawilża i wygładza. Nie wiem, jak działa na zmarszczki i czy sformułowanie " anti - age " i inne wzniosłe przymiotniki w nazwie kremu to tylko chłyt marketingowy, ale muszę przyznać, że miło i komfortowo się go używa. Skóra nie jest napięta, ale gładka i taka aksamitna w dotyku, polubiłam ten efekt. Na tyle, że po aplikacji na szyję, zawsze potem nakładam kolejną porcję na dłonie :) Kremu używam codziennie wieczorem [ okej, opuściłam parę dni ], sporadycznie porankami.



Czy jest to kosmetyk niezbędny? Oczywiście, że nie. Równie dobrze możemy szyję smarować tym samym kremem, który idzie na twarz albo balsamem do ciała i też będzie dobrze. W moim przypadku jednak widzę, że krem skierowany do tego właśnie wycinku skóry wpłynął na systematyczność używania i mam nadzieję, że zanim dojdę do końca słoiczka, wyrobię sobie już nawyk dbania o skórę na szyi, która do tej pory była traktowana po macoszemu. 

Co sądzicie o specjalnych kremach do szyi? Ma to według Was sens? 
Jak dbacie o swoje ? Piszcie! :)

Zużycia | LUTY

Witajcie :)

W końcu udało mi się zmobilizować do zrobienia zdjęć pustym opakowaniom i mogę się z nimi spokojnie pożegnać. W ramach tego pożegnania poświęcam im parę linijek tekstu tu, na blogu. Luty niby najkrótszym miesiącem w roku, a wyjątkowo dużo kosmetyków się skończyło. Ale to dobrze, zapasu stopniowo, baaardzo powoli się zmniejszają :)


Szampon Balea w wersji mango + aloes to mój niekwestionowany ulubieniec, mam już kolejne dwie butelki w zapasie. Maska bananowa Kallos sprawdza się na moich włosach świetnie, zarówno jako lekka odżywka na minutę, jak i maska na minut kilkanaście. Dodatkowo świetny, smakowity zapach, który przypomina mi kwaśne śmiejżelki ♥ Maska miodowa do włosów z Bomb Cosmetics nie wyłamuje się z tego zdjęcia - byłam z niej także zadowolona, bardzo dobrze odżywiała moje włosy i żałuję jedynie, że w opakowaniu było jej tak mało :)


Olejek Detox na noc od Caudalie to moje objawienie. Używałam go przez ponad pół roku, taki jest wydajny i rzeczywiście działał. Poświęciłam mu osobny, bardzo obszerny post, więc jeśli się zastanawiacie - idźcie poczytać :) Tonik oczyszczający Natura Siberica był przeciętny - całkiem przyjemnie pachniał i nie ściągał skóry po użyciu, ale powrotu nie planuję. Płyn micelarny Tołpa z serii Białe Kwiaty to mały koszmarek, nie polubiliśmy się, oj nie... Na koniec peptydowe serum pod oczy z Bielendy - zakup poczyniony na targach kosmetycznych w listopadzie, dzielnie służył mi przez 3 miesiące i jeszcze zostało go trochę w opakowaniu, ale data ważności od otwarcia to 2 miesiące i nie chciałam ryzykować. Bardzo byłam z niego zadowolona i nie wykluczam ponownego spotkania :)


Pasta do zębów Signal z grudniowego Joyboxa była taka sobie, ale wkurzała mnie bardzo tym, że wszystko, od szczoteczki po umywalkę, barwiła na niebiesko... Płyn do demakijażu Sisley nie podbił mojego serca, bo miał trudności ze zmyciem maskary z oczu, a to dla mnie niedopuszczalne. Żel pod oczy Flos - Lek - miły powrót. Kiedyś używałam tych żeli non stop :) Świetna opcja na dzień! Maskara My Secret jest całkiem dobra, zaryzykowałabym stwierdzenie, że sprawdzała się u mnie lepiej niż ta złoto fioletowa z L'Oreal ;)


Caudalie, brzoskwiniowy żel pod prysznic. Z tymi żelami to jest tak, że akurat jakimś cudem świata nie są. Nie mam super wrażliwej skóry, żeby zauważyć różnicę, myjąc się tak delikatnym myjadłem. Więc w tym przypadku, jak kocham Caudalie, to jestem na nie - żel słabo się pieni, jest galaretowaty i niewydajny. Zapach śliczny :) Peeling różano migdałowy z The Secret Soap Store to prezent od Eska, Floreska. Peeling był super, bardzo mocno zdzierał, tak jak lubię i pachniał przy tym różą ♥ Organique, peelingująca pianka pod prysznic w wersji Ice Tea pachniała bosko i miło się jej używało.To gadżet, nie na co dzień, ale fajnie od czasu do czasu sięgnąć po coś innego. U mnie najlepiej sprawdzało się używanie jej na suche ciało, a potem masowanie zwilżonymi dłońmi - masaż pierwsza klasa! Myślę, że kiedyś jeszcze sprawię sobie taką przyjemność :) Nuxe, Reve de Miel, balsam do ust to kultowy już produkt. Swojego słoiczka używałam chyba ponad rok, taka wydajna bestia z niego. Genialnie pielęgnuje usta nocą. Kupujcie! :)


Kulka Nivea nikogo nie dziwi, prawda? ;) Mleczko do ciała Yves Rocher z limitowanej edycji o zapachu karmelizowanej gruszki było nie lada gratką - fantastyczny zapach, przyjemna, lekka konsystencja. Kto nie załapał się na gruszkę, niech żałuje! Facelle po raz enty, do wszystkiego :) Balsam do ciała Lumene z serii Angry Birds rozczarował mnie mdłym zapachem, nie polubiłam go i dlatego nawet nie rozcięłam opakowania pod koniec ;) Płatki ze zmywaczem Ebelin też mnie wkurzyły, tłuste są niemiłosiernie. Balsam do ciała w kostce z Orientany miał przepiękny zapach, uwielbiałam go i rekompensował mi nawet to, że kostka była dość twarda i ciężko się rozpuszczała. 


Kontynuowałam w lutym zużywanie próbek i poszło mi całkiem nieżle, Zużyłam kilka sztuk rekonstruktora do włosów JMO, lubię ten produkt :)


Nauczona doświadczeniem z poprzedniego miesiąca, nie ładowałam na twarz miliona różnych próbek. Z tych tutaj na uwagę zasługuje krem pod oczy Eternal Gold z Organique, który kiedyś na pewno kupię, bo to już nie pierwsza jego próbka, którą miałam. 

Tak oto prezentują się moje zużycia lutego w kwestii kosmetyków. Jak na moje oko, całkiem dużo tego nazbierałam i cieszę się, że zużywanie idzie mi w miarę płynnie :)

Do zobaczenia / napisania następnym razem! :)

OTO FOTO | WEEKENDOWE

Hello!

Nie mam weny ani ochoty na pisanie recenzji kosmetyków, jakoś tak wyszło. Kupowanie nadal mnie cieszy, więc w tym temacie się nie zepsułam, spokojnie ;) Myślę, że potrzebuję chwili odpoczynku, żeby zebrać myśli do kupy i sklecić coś porządnego. Ale dziś będzie coś nieporządnego, ot takie mamrotanie pod zdjęciami ;) Ten sport uprawiam głównie na Instagramie, ale nie zawsze mogę tam wszystko napisać - serio, więcej niż dwa zdania to dla mnie mordęga na dotykowym telefonie ;) No to dzisiaj macie namiastkę Instagrama [ nawet postarałam się o kwadratowe zdjęcia! ^^ ] z obszerniejszymi opisami :)


Na początek wybrałam zdjęcie " z pierdolnięciem " ;) Musiałam, po prostu musiałam przedstawić Wam mój nowy kubkowy nabytek. Czyż nie jest fantastyczny? Ten napis to powinnam mieć wytatuowany na czole! Ogólnie całe to zdjęcie to plany na weekend - herbata i książki. Zupełnie nie mam nastroju na ambitne lektury, nie potrafię się ostatnio skupić i sięgam tylko po lekkie, niezobowiązujące historie. Oh well, życie ;)


Skrzywdziłam to zdjęcie, wiem. Ale co ważne, widać ;) To łupy z szalonej promocji -50% w Superpharm'ie. Kupiłam peeling enzymatyczny z Dermiki za 9,99 zł, ukochany płyn micelarny Garniera [ o, może chcecie porównanie różowej i zielonej wersji? ] za 10,50 zł, krem pod oczy za jakieś 10 zł, no i Seche Vite za 12,99 zł. Drugi był za grosz, bo miałam punkty na karcie, więc bardzo spoko transakcja. A, jeszcze nić dentystyczna, może tym razem uda mi się nie zapomnieć o nitkowaniu ;) A saszetki na dole to próbki, zawsze je dostaję w Superpharmie, wystarczy zapytać :)


Makaron z przyjaciółką! Żałuję, że już nie pracujemy razem, bo dogaduję się z nią jak z nikim innym :D To ten rodzaj toksycznej przyjaźni, w którym jedna drugą bardziej obraża, ale bez tego ani rusz :D Dwie godziny nieustannego paplania to zdecydowanie za mało, konieczna jest szybka powtórka :)


Agni odwiedziła mnie na kawę i ploty, a ja perfidnie ją wykorzystałam i kazałam robić sobie wzorki na paznokciach ;) Ale patrzcie, jak bosko wyszło! ♥


W Krakowie na zakupach z przyjaciółką była przerwa kawowa i dostałam od pana z Coffee Heaven serduszko na kawie. Ale ciiii, nie mówcie Narzeczonemu ;) Przy okazji polecam ich ciasto " pleśniaczek " :)


Moje małe, 33 kilowe szczeniątko przycupnęło na poduszce. Powiedzcie, że to normalne, że mam ochotę mu zrobić krzywdę z miłości? ;) I tak, posiadam babciną poszewkę na poduszkę - nie kryję się z tym ;)


Agni pokazała mi stronę Arcy - dziełka na FB. No i musiałam zamówić sobie te bransoletki, jak zobaczyłam, że są matowe! Do tego ceny całkiem spoko, a jakość bardzo dobra - polecam :)


W apteko - drogerii Mediq w Galerii Krakowskiej można dorwać takie fajne miniatury kosmetyków Anida. Używam aktualnie pełnowymiarowego opakowania emulsji micelarnej do mycia twarzy i jestem bardzo zadowolona - nie podrażnia, nie przesusza, wręcz delikatnie nawilża skórę. Coś czuję, że spróbuję reszty.


To jest jakaś porażka. Revitalash ma produkt do włosów, to odżywka w piance. Tę próbkę dostałam od Eska i ostatnio wygrzebałam z zapasów. A kiedy przeczytałam, że oryginalny produkt ma 46 ml i kosztuje ponad 400 zł, pomyślałam, że to MUSI być coś fenomenalnego! No ale nie jest. Piankę ciężko zaaplikować na skórę głowy, włosy po niej są sztywne nawet po rozczesaniu, robi się taka skorupka. Niby są odbite od nasady, ale mam wrażenie, że są oblepione, a na głowie mam hełm. Użyłam tylko raz i następnego nie będzie. Coś mi tu nie pasuje, bo skóra głowy zaczęła mnie po tym bardzo swędzieć i chociaż myłam już głowę dwa razy od użycia tego wątpliwego cudu, dalej mam ten problem :(


A na koniec rozmazana ja z dziwną miną. Bo niby czemu nie? ;)



Życzę Wam udanego weekendu i mnóstwa odpoczynku.
I idę leżeć do góry brzuchem!

Garść [ a nawet dwie ] nowości :)

Witajcie!

Long time no see, tęsknił ktoś? :D


Zrezygnowałam z cyklicznych postów zakupowych i rozliczania się przed sobą i Wami z zakupów, trochę mnie to męczyło, jeśli mam być szczera. Jednak raz na jakiś czas fajnie jest się pochwalić i tak właśnie postanowiłam zrobić dziś :) Zobaczycie poniżej trochę kosmetycznych zakupów z ostatnich kilku tygodni. Na bank o czymś zapomnę, bo nie spisuję tego skrupulatnie ;) No i też nie będę Wam pokazywała zapasów dezodorantu, wiadomka ;)


M·A·C - mgiełka fix+ i puder Prep + Prime
Kończył mi się puder do twarzy Smashbox, zdecydowałam się więc na zakup sypańca z MACa, bo wiele dobrego o nim słyszałam i kusiła duża pojemność :) Pierwsze wrażenia na plus, choć zauważyłam, że w porównaniu ze Smashboxem, szybciej zaczyna mi się świecić nos, ale i tak jest to po mniej więcej 10 h, więc nie mam na co narzekać ;) A mgiełka fix+ to mała zachcianka, tak na spróbowanie. Chciałam zobaczyć, czy uda mi się z jej pomocą przedłużyć trochę trwałość makijażu. O ile psikanie na skończony makijaż w celu scalenia i odświeżenia go się nie sprawdziło, bo psika wielkimi kroplami, to jako " baza " pod makijaż radzi sobie świetnie. Kilka minut przed nałożeniem podkładu psikam sobie 3 razy na dłoń i wklepuję produkt w cerę. Taki sposób bardzo mi pasuje, a zauważyłam, że makijaż dłużej dobrze wygląda. Puder kosztował 100 zł, mgiełka 42 zł.

Bumble and Bumble, primer do włosów
To było moje wielomiesięczne chciejstwo, umieściłam ten primer w liście marzeń przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia. W końcu, podczas ostatniej promocji -20% w Sephorze, wybrałam się po ten produkt i kupiłam go za 87 zł [ normalna cena to 109 zł ]. Wciąż go poznaję i zaczyna nam się coraz lepiej współpracować. Klucz w tym przypadku to umiar, na moje długie włosy wystarczy dosłownie 6 psiknięć. Zauważyłam, że ładnie wygładza włosy i przyspiesza ich wysychanie.


Caudalie - tonik, szampon, mała woda winogronowa, 2x pianka do mycia twarzy
Straciłam głowę dla Caudalie, już nie pierwszy raz. Nikogo chyba nie dziwi ta ilość, prawda? ;) Oprócz szamponu do włosów, znam wszystkie te kosmetyki i z radością do nich powracam :) W gratisie dostałam masło do ciała, które nie załapało się na zdjęcie. Przy okazji polecam Wam zerknąć na stronę internetowej apteki Gemini, można w świetnych cenach dorwać tam produkty Caudalie, bo mają ich wyprzedaż :)


Essie Maximillian Strasse - Her i Parka Perfect
Na Maximillian miałam ochotę od dawien dawna i żałowałam, że nie kupiłam, kiedy był bez problemu dostępny. Udało mi się go jednak znaleźć w fajnej cenie 14,99 zł w jednym ze sklepów internetowych i do pary dobrałam my Parka Perfect za 7,99 zł, żal było nie brać w takiej cenie. Kiedy przyszły, okazało się, że w zasadzie są identyczne, Parka jest ciut ciemniejsza i ma delikatny shimmer. Nic to, bo obydwa są piękne :)

oliwka do skórek w żelu Silcare
Wzięłam jako dodatek do Essie, bo kończy mi się Regenerum, a lubię ostatnio dbać o skórki, nie chciałam więc przerywać dobrych nawyków :)

Zoya - lakier Jana i Tiana
Nie mam wielu lakierów Zoya, ale każdy z nich bardzo lubię. Te lakiery mają genialną jakość, niepowtarzalne kolory i tylko cena jest wysoka :( Skłania to jednak do dokładnego przemyślenia zakupów, więc nie ma tego złego :) Tym razem dzięki pomocy Agni, przywędrowała do mnie Tiana z wiosennej kolekcji marki, a sama na allegro wyczaiłam kilkanaście kolorów w przyjemnej cenie- 19,90 i stąd właśnie wzięła się chciana od dawien dawna Jana.


Kiko, podwójny róż do policzków w odcieniu 03 Rosewood and Azalea
Agata, ta od smarowania, wysmarowała jakiś czas temu post o produktach Kiko. Bo wiecie, Agata ma to szczęście, że mieszka w Warszawie, gdzie jest pełno sklepów, których nigdzie indziej w Polszy niet. No i zmolestowałam Agatę i pomogła mi w zakupie i od kilku tygodni jaram się moim pierwszym kosmetykiem do makijażu z wytłoczonym wzorkiem ^^ 

Avene, Cold Cream, balsam do ust
Spacerowałam kiedyś po Superpharmie i akurat była promocja na Avene [ ach, jakiego mam farta! ;) ]. Wzięłam więc balsam do ust za 15 zł. Przecież to nieważne, że mam pisiont innych mazideł, prawda?!

matowa pomadka Golden Rose 02
Ten kolor chodził za mną od jakiegoś czasu, a jak okazało się, że mam te szminki w sklepie pod nosem, bez wahania kupiłam. I zapłaciłam tylko 10 zł, czyli nawet taniej niż na stoiskach firmowych - żyć, nie umierać!

masażer do twarzy TBS
Był na wspomnianej wyżej liście zachciankowej. Używam go około dwa razy w tygodniu, zazwyczaj kiedy nakładam na twarz jakiś olejek. Miziam się po twarzy przy jakimś serialu i jest to całkiem odprężające! :)


Bielenda, olejek do demakijażu
Zasponsorowany przez Mamę ^^. Na razie grzecznie czeka na swoją premierę w szufladzie, więc na jakiekolwiek wrażenie musicie poczekać kilka miesięcy [ w kolejce jest olejek myjący z Biochemii Urody i masło do demakijażu z Sephory ].

Petal Fresh Organics, nawilżająca odżywka do włosów Aloe Citrus
Również od Mamy - sponsora. Zaciekawiła mnie ta naturalna firma, odżywka jest całkiem spoko, nadaje włosom miękkości. Odrobinę drażni mnie nieco sztuczny zapach, ale nie utrzymuje się na włosach.

płatki bawełniane z chińskiego ebaya
Po filmiku Nissiax o tonikach zapragnęłam spróbować jej sposobu na tonik jako maseczkę. Zamówiłam więc za parę groszy na ebay'u opakowanie bawełnianych płatków i testuję. Podoba mi się taki sposób, bo skóra jest potem rzeczywiście odprężona i lepiej nawodniona :)


Balea - 2x żel pod prysznic, 5 szamponów, odżywka do włosów
Hmmm... Pamiętacie post o włosowych nowościach Balea? No więc po jego napisaniu rzuciłam się na allegro i zamówiłam sobie co nieco. Jak paczka przyszła, cieszyłam się niczym świnka na deszcz :D 


Facelle, wersja z aloesem
Musiałam kupić jakieś myjadło do włosów bez silikonów, żeby wymyć kłaczęta przed hennowaniem. Facelle jest tani, dobry i wielofunkcyjny. Zauważyłam, że po tej aloesowej wersji włosy pięknie się błyszczą :)

LRP, Effaclar Duo +
Moja cera ostatnio wariuje. Najpierw eksperymentowałam z różnymi próbkami i się na mnie obraziła, teraz jest wizualizacją mojego życiowo - pracowego stresu i zmęczenia, ech :( Tak czy siak, Effaclar jako jedyny jest w stanie to okiełznać, zakup był więc nieodzowny.

krem pod oczy Palmers
Post o tym kremie pod oczy jest jednym z najczęściej wyświetlanych na blogu [ zdziwko! Nie wiem, czy to recenzja taka wspaniała, czy po prostu niewiele o nim w sieci? ;) ]. A sam krem jest naprawdę bardzo dobry i dlatego też zdecydowałam się do niego powrócić. Tym bardziej, że było promo i kupiłam go za jakieś 28 zł.


Maybelline, Affinimat, puder
kupiłam, żeby w torebce mieć coś na awaryjne sytuacje, kiedy już zejdzie dziesięciogodzinny mat z Perp + Prime ;) To chyba jakaś nowość, ale nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, bo jakoś dawno nie spoglądałam w stronę drogeryjnych pudrów ;)

Inglot, puder do konturowania 505
Cudo! ♥ Po porażce z Kobo Inglot spadł mi jak z nieba! To znaczy kupiłam go sobie na blogowej wyprzedaży, ale wiecie, czuję, jakby to było objawienie, z nieba zstąpienie itd ;) Jest dla mnie genialny kolorystycznie, nie złazi, nie robi plam - kocham!

Eveline, Argan i Vanilla, luksusowy krem- serum do rąk i paznokci. 
Z tym luksusem to bym nie przesadzała, ale fakt faktem - krem jest dobry. Miałam miniaturę i kupiłam sobie duże opakowanie. Zakochałam się w zapachu, a i działa bardzo przyjemnie, szybko się wchłaniając i zostawiając ręce mięciutkie. 

Tak właśnie prezentują się moje nowości.
Piszcie, co Was zaciekawiło, będę wiedziała, co opisywać na blogu :)



P.S. Zastanawiam się ostatnio nad założeniem Disqus na blogu, co sądzicie? :)