Witajcie :)
Na spotkaniu blogerskim pod Lublinem w moje ręce trafił balsam do ust z Alchemii Lasu. Pierwszy raz o tej firmie usłyszałam za sprawą Kasi z bloga O wszystkim co cieszy... i od razu się zainteresowałam marką. Zakupy jednak odłożyłam, bo wiecie - zapasy [ ach, jak one mnie ograniczają! ;) ]. Na czerwcowym spotkaniu dostałam dwa kosmetyki marki i przyszło mi się nimi cieszyć szybciej, niż zakładałam.
Na pierwszy ogień, a w zasadzie na usta, poszedł balsam. Trafiła mi się wersja z geranium, malinami i marchwią. Bardzo się cieszę z tego balsamu do ust, bo sama o nim myślałam, układając sobie w głowie tę przyszłościową listę zakupową z Alchemii Lasu :)
Opakowanie - wolałabym sztyft, wygodnicka jestem, przyznaję. Tutaj jednak aluminiowa puszeczka pasuje do produktu, a i problemu z aplikacją nie ma. Ja zazwyczaj nie nakładam kosmetyku palcami, ale przytykam opakowanie do ust i pocieram o skórę, można powiedzieć, że całuję balsam ;) Przynajmniej jest higienicznie ;) Nakrętka łatwo się odkręca, bo jest perforowana, nigdy nie miałam problemu z otwarciem pojemniczka. Puszeczka nie obija się w torebce, praktycznie nie widzę śladów użytkowania, a codziennie noszę ją ze sobą. Naklejka z logo i nazwą również jest dość trwała, jedynie trochę się przybrudziła przez ten prawie miesiąc razem. Pojemność to 15 ml.
Zapach - jedna z pierwszych rzeczy, na które zwracam uwagę po otworzeniu każdego kosmetyku, też tak macie? Tutaj zapach jest naprawdę intrygujący! Bardzo mi się podoba, przypomina mi coś z dzieciństwa, ale nie potrafię tego zdefiniować, coś jak suszone zioła?. Kolega w pracy powiedział, że kojarzy mu się to z zapachem sklepu indyjskiego, z kadzidłami. Na pewno nie jest to zapach słodki i jednoznaczny, ale ja za nim bardzo przepadam. Lubię to, że utrzymuje się na ustach i czuję go przez jakiś czas.
Działanie - nie spodziewałam się niczego innego! Działanie jest naprawdę świetne! Balsam znakomicie pielęgnuje usta, otacza je jakby delikatną warstewką i zostawia miękkie na długi czas. Aha - nie barwi ust, pomimo intensywnego koloru w słoiczku. Bardzo lubię sięgać po niego w ciągu dnia zamiast zwykłej ochronnej pomadki [ dlatego mieszka codziennie w torebce ], ale zauważyłam, że genialnie spisuje się również jako baza pod szminki. Nakładam niewiele balsamu, zostawiam na kilka minut, potem nadmiar ściągam chusteczką i aplikuję szminkę - w ten sposób makijaż ust wytrzymuje dłużej :) Odkąd używam tego balsamu, zmniejszył się problem suchych ust i skórek, więc działanie jest nie tylko doraźne, lubię to! Na FB marki wyczytałam, że balsam chroni przed promieniowaniem słonecznym, to świetna wiadomość, w końcu mamy lato :)
Balsam do ust jest piekielnie wydajny, bo ja po prawie miesiącu codziennej kilkukrotnej aplikacji nie widzę nawet wgłębienia! Z racji tego, że na zużycie produktu mamy 4 miesiące, chyba zacznę go stosować również do skórek, przecież żal zmarnować taki kosmetyk!
Jeśli jesteście zainteresowane marką, polecam zerknąć na stronę marki na Facebook'u - są tam opisane wszystkie kosmetyki, dodatkowo zobrazowane przepięknymi, leśnymi zdjęciami :)
Znacie Alchemię Lasu?