Cześć :)
Małe słowo wstępne : od kilku dni jestem mocno chora i funkcjonuję od coldrexu do coldrexu, wybaczcie więc moją nieobecność blogową... Dodatkowo, jakbym miała mało atrakcji, zaczęłam nową pracę, więc się intensywnie szkolę i nauczam nowej branży - bardzo mnie to cieszy i podoba mi się na tyle, żeby codziennie zawlec tam swoją chorą osobę :) Tyle tytułem wytłumaczenia, trzymajcie kciuki za moje zdrowie i nowe wyzwania zawodowe :)
Dziś chciałabym przedstawić Wam masełko do ciała, które kupiło mnie całkowicie... zapachem! :) Jest to w zasadzie jego jedyny atut, wyróżniający je na tle innych produktów tego typu. Chodzi o pistacjowe [ oł jes! ] masło do ciała Nip + Fab. Zapewne kojarzycie je z kanału Katosu, która przez wiele miesięcy masełko zachwalała. Skutecznie, bo i ja go zapragnęłam ;) Na szczęście znalazła się taka jedna, miła osóbka, która mi je przywiozła [ Monia! :* ]. Moja przyjaciółka znalazła upragnione masło w jednym ze sklepów w UK za niecałe 3 funty i mi je przywiozła. Radość była wielka, Monia może potwierdzić! :)
Masło pistacjowe Nip + Fab jest w ślicznym, pastelowo zielonym, odkręcanym słoiczku, ma pojemność 200 ml, a całość ogólnie bardzo ładnie się prezentuje - prosta grafika, duże litery - lubię to! :)
Wiecie, co jest bardzo fajne? Że masło ma dokładnie ten sam kolor, co opakowanie! :) Na zdjęciach tego nie widać, niestety, ale czasem łapię się na tym, że po odkręceniu wieczka przez ułamek sekundy zastanawiam się, gdzie jest moje masło ;) Na szczęście nigdzie się nie wybrało i zawsze grzecznie na mnie czeka.
Pistachio Sundae używam nieregularnie, zazwyczaj jest to raz w tygodniu, na przemian z innymi mazidłami do ciała. Dlaczego? Ano dlatego, że skład jest brzydki i na początku ma parafinę, która niestety nie działa dobrze na moją skórę. Zauważyłam jednak, jak już kilka razy pisałam, że jeśli dozuję sobie tę wątpliwą przyjemność obcowania z parafiną, nie wyrządza mi ona krzywdy :) I tak raz w tygodniu obywa się bez uszczerbku na stanie skóry, za to zmysł węchu znacznie zyskuje - otóż zapach pistacjowego masła jest boski! Lekko orzechowy, słodki i niepodobny do żadnego innego zapachu. Jest mocny i utrzymuje się na skórze naprawdę długo, co mnie bardzo cieszy. Często jeszcze następnego dnia czuję na skórze to pistacjowe cudo :)
Całkiem możliwe, że gdybym używała masełka codziennie, znudziłby mi się ten aromat, ale tak nie jest. Ten jeden dzień w tygodniu jest naprawdę bardzo relaksujący i wspaniale mi się zasypia, czując na skórze aromat pistacji według Nip + Fab :)
Inne właściwości masełka są zupełnie zwykłe, ale też dobre - łatwo się rozsmarowuje, nie pozostawia smug, wystarczy niewiele, żeby pokryć skórę. Wchłania się dość dobrze, a nawilżenie jest jako takie, nie ma co spodziewać się cudów po tym składzie.
Największą zaletą pistacjowego masła Nip + Fab jest niewątpliwie zapach, w którym zakochałam się bez reszty. Żałuję wielce, że dostępność w Polsce jest nijaka, bo byłby to częsty gość w mojej łazience :) Jeśli macie do niego dostęp, nie wahajcie się - warto, choćby dla boskiego zapachu!
Miałyście, używałyście? :)
Ja idę celebrować namiętny związek z Coldrexem, dobranoc ;)