Sephora | maska do twarzy na noc Green Tea

Dzień dobry :)

Przyznam szczerze, że blogowanie nie zaprząta mi głowy ostatnio prawie wcale, mam taki okres, że wolę usiąść z dobrą książką [ aktualnie Saga Sigrun Elżbiety Cherezińskiej - wczoraj zarwałam noc przez tę książkę! ], spotkać się z przyjaciółmi, ugotować coś dobrego [ obecny zachwyt: gulasz warzywny z indykiem marynowanym w miodzie i kardamonie z kuskusem ] albo wyjść na dłuższy spacer z psiskiem, niż ślęczeć w domu przed ekranem. To pewnie też dlatego, że w pracy spędzam przyklejona do monitorów [ pracuję na dwóch ;) ] ponad 8 godzin dziennie. Wiecie, korpo mnie wessało. 

Niemniej jednak pomyślałam sobie, że korzystając z sennej atmosfery niedzielnego poranka, wpadnę tutaj i coś napiszę. Znalazłam zdjęcia, które chciałam Wam już dawno pokazać i opisać, zabieram się zatem do roboty :)


To było chyba pod koniec września, kiedy w ramach jakiś zakupów zgarnęłam też i żelową maseczkę nocną do twarzy z marki własnej Sephory. Potem czekała do stycznia, aż sobie o niej przypomnę. Niepotrzebnie... Cena tej wątpliwej przyjemności to 15 zł.


Miałam wcześniej maseczkę w płachcie z tej linii zielonoherbacianej i byłam z niej zadowolona, naprawdę były efekty - zwężone pory, koloryt cery ujednolicony i gładkość. Tego samego spodziewałam się tutaj. Okazało się zupełnie na odwrót, na moje nieszczęście.


Maska spowodowała naprawdę widoczne rozszerzenie porów, zerknijcie na zdjęcia. Ja byłam w szoku, kiedy to rano zobaczyłam w lustrze, bo owszem, moje pory są zatkane i widoczne, ale żeby aż tak?! Dodatkowo, głównie na policzkach, pojawiły się przez noc bolące, zaczerwienione pryszcze. Przez następny tydzień było to wszystko zaognione, nie pomagał Effaclar Duo, tonik z kwasem, ani czyste masło shea, które zazwyczaj koi mi skórę. Dopiero po jakichś 3 tygodniach zaczęło się to wszystko uspokajać i znikać.


Zraziłam się do tych nowych maseczek Sephory, jedynie może pod oczy sobie jakąś jeszcze kupię. Z całą pewnością żelowych już nie tknę i Wam doradzam to samo!
Czasem zresztą niewarto eksperymentować i lepiej zostać przy sprawdzonych kosmetykach - ja teraz już nawet nie zerkam na maseczki w drogeriach, mam swoje glinki i maskę algową :)

Miłej niedzieli!

10 komentarzy:

  1. O fak, niewesoło. Cóż ona za syf miała w składzie, że Ci zrobiła takie kuku?? Ja właśnie niedawno kupiłam Sephorową błotną, którą wiele osób porównuje do Glam Glowa. Mam nadzieję, że skończy się lepiej niż u Ciebie (bo Glam Glow i tak nie zamierzam kupować, jeszcze mnie nie pogięło :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu nie wiem, już chyba nie chcę wiedzieć, co ona miała w środku...
      Tak, słyszałam o tej błotnej z Sepho. Daj znać, jak ona działa, może jak wykończę słój aloesowej algowej, to po nią sięgnę, jak będzie po co ;)

      Usuń
  2. oj nie, ale pielegnacja sephory nigdy mnie nie kusila

    OdpowiedzUsuń
  3. Ło masz!u mnie pewnie byłoby to samo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A to Ci bubel - dlatego na na noc nie lubię ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Masakra, miałam różową wersję i nic mi nie dała, ale też takiej krzywdy jak tobie nie zrobiła 👎🏻

    OdpowiedzUsuń
  6. A zastanawiałam się nad kupnem tej maseczki, ale teraz już wiem, żeby tego nie robić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam maskę różaną i jestem z niej zadowolona. Myślę, że sporo zależy od wersji, czasem jeden składnik może przesądzić o reakcji skóry.

    OdpowiedzUsuń
  8. Blotna z Sephory jest swietna, szkoda, ze ten maluch okazal sie takim bublem :<

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, wkurzyłabym się! Nie tego się oczekuje od maseczek, zdecydowanie!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :)


Proszę o kulturę wypowiedzi, komentarze obraźliwe oraz reklamowe będą usuwane.