Hej, hej! :)
Kiedy kilka lat temu spędziłam pewien czas we Francji, dopiero zaczynałam interesować się bardziej kosmetykami. Dlatego też kilka kosmetyków z Francji zapadło mi w pamięć, również ze względów sentymentalnych - między innymi marka własna Sephory czy żele pod prysznic Bourjois. Miałam też styczność z marką Le Petit Olivier, kiedy więc zobaczyłam ich produkty na półce w krakowskiej drogerii Mediq, od razu zdecydowałam się na zakup. Zachęcała również cena - około 14 złotych za sztukę.
Zdecydowałam się na linię z brzoskwinią i kwiatem winorośli, do włosów normalnych, głównie dla zapachu, po którym oczekiwałam wiele [ nauczona wspaniałą serią brzoskwiniową z The Body Shop ]. Okazało się, że się nie zawiodłam, bo zapach jest śliczny - świeży, lekki i mocno brzoskwiniowy, wcale nie chemiczny.
A same produkty? Też niczego sobie! To naprawdę dobry, drogeryjny duet :) Szampon ma lekką konsystencję, znakomicie się pieni już przy pierwszym myciu [ często nawet nie myję już drugi raz ] i delikatnie oczyszcza włosy. Daje radę nawet olejom. Włosy po umyciu nie są szorstkie i nie plączą się, mam wrażenie, że są wręcz trochę nawilżone i dzięki temu nie potrzeba wiele odżywki. Butelka szamponu jest standardowa, wygodnie się ją trzyma i nie ma problemu z nalaniem odpowiedniej ilości płynu na dłoń.
Odżywka znajduje się w miękkiej tubie, bardzo lubię takie stojące na głowie rozwiązania :) Nie jest zbyt gęsta, w sam raz do codziennego używania. Należy jednak wziąć pod uwagę, że może obciążać włosy, dlatego też trzeba pamiętać o oszczędnym dozowaniu. Ja zawsze mam z tym problem, bo lubię na bogato ;) Na moje długie już włosy wystarczy ilość wielkości średniej śliwki [ zawsze mam problem z porównywaniem ;) ], raczej nie więcej, bo wtedy włosy mogą być oklapnięte. Trzymam zawsze kilka minut, żeby odzywka mogła choć trochę zadziałać. Pozostawia włosy gładkie i pachnące, bardzo ładnie się błyszczą w słońcu.
Polubiłam tę dwójkę do codziennej pielęgnacji włosów. Nie są to produkty, które diametralnie poprawią stan włosów, ale są na tyle lekkie i przyjemne w używaniu, że bardzo lubię po nie sięgać porankami. Podoba mi się ten doraźny efekt, który dają - włosy sypkie, błyszczące, a baby hair ujarzmione.
Jeśli macie dostęp do włosowych kosmetyków LPO, zachęcam do spróbowania, zawsze to jakaś odmiana :) Mi w oko wpadło jeszcze różane mydło w kostce i jaśminowa mgiełka do ciała, będę polować na te kosmetyki :)
O całkiem fajny duet.
OdpowiedzUsuńNie widziałam ich u siebie nigdzie :< A propos sentymentów i brzoskwiniowo-morelowych szamponów to akurat używam Garnier Ultra Doux o zapachu moreli właśnie, który bardzo miło kojarzę z dzieciństwa, kiedy mama myła mi nim włosy. Formuła być może nie ta sama, nawet nie mam jak porównać, ale zapach...identyczny <3
OdpowiedzUsuńJuż czuję ten zapach! Ciekawy duet, godny uwagi :)
OdpowiedzUsuńCiekawy duecik,no i ten zapach,mmmm.....
OdpowiedzUsuńZ ta marką jeszcze nie miałam do czynienia :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam wszystko, co francuskie, ale tego nie znam:)
OdpowiedzUsuńNIe znam tej marki, ale produkty wydają się być interesujące :)
OdpowiedzUsuńFirmy nie znam ale ciekawie te produkty przedstawilas :)
OdpowiedzUsuńNa co dzień mam zwyklaka - odżywkę z Syoss i maskę nadającą objętość z Garniera. Do zadań specjalnych jednak fryzjerskie maski, KMS California robi dobrze moim włosom, ale kosztuje jakby był z diamentami. Może jednak połysk po odżywce mnie przekonuje? :> Ale Ty masz gęste włosy, moja cienizna potrzebuje naprawdę lekkich produktów, nada się?
OdpowiedzUsuńJuz same opakowania pieknie sie prezentuja :)
OdpowiedzUsuńO ile się nie mylę widziałam te kosmetyki w Sekrecie Urody - następnym razem muszę się im przyjrzeć, a może nawet zaprosić do domu :*
OdpowiedzUsuńUwielbiam zapach brzoskwiniowy więc brałabym! ;D
OdpowiedzUsuńLubię francuskie kosmetyki :) Pozdrawiam i obserwuję!
OdpowiedzUsuńNie znam tej firmy ale zobaczę przy okazji
OdpowiedzUsuń