Empties #24 | w listopadzie się obijałam ;)

Witajcie serdecznie :)

Czy u Was też tak szaro i ponuro i nie macie nastroju na nic innego, oprócz siedzenia z ciepłą herbatą i książką? Jeśli tak, to bardzo proszę docenić moją dzisiejszą mobilizację - zrobiłam zdjęcia i napisałam post! :D


Nie przedłużając, zapraszam Was na szybki przegląd tego, co zużyłam w tym miesiącu [ w ogóle wow - udało mi się pierwszy raz od nie wiem kiedy napisać o zużyciach jeszcze we właściwym miesiącu! ^^ ]


płyn micelarny Garnier - ulubiony już, mam w użyciu kolejną butelkę. Znakomicie zmywa cały makijaż, nie straszny mu eyeliner czy ciemne cienie. Nie podrażnia mi oczu, za co wielki plus.

pianka do mycia twarzy Organic Therapy - służyła mi przez ponad 4 miesiące, codziennie rano. Uważam to za bardzo dobry wynik! Pianka pięknie pachniała, bardzo dobrze, ale delikatnie oczyszczała twarz. Zrecenzowałam ją na blogu jakiś czas temu :)

tonik energizujący Clarins - to już moja druga butelka tego toniku do twarzy. Niesamowicie wydajny, używałam go codziennie przez 5 miesięcy [ od 4 czerwca ]. Uwielbiam jego zapach i działanie, na pewno jeszcze powrócę :)



tonik do twarzy Pat&Rub - hojną odlewkę dostałam od Magdy z bloga Unappreciated już jakiś czas temu [ chwaliłam się nią ]. Byłam toniku bardzo ciekawa, więc jak skończyłam Clarins'a ze zdjęcia wcześniej, sięgnęłam po ten. Wystarczył mi na dwa tygodnie codziennego używania i bardzo dobrze się spisywał. Nie jestem jednak pewna, czy zapach mi się spodobał ;) Chyba muszę kupić pełnowymiarowe opakowanie i to zgłębić ;)

krem do twarzy z kwasem pirogronowym, azelainowym i salicylowym Bandi - męczyłam go już drugi sezon, ale w końcu zrezygnowałam i wyrzucam, mimo że jeszcze jest go trochę w opakowaniu. No ja po prostu nie widzę żadnego działania! No i nie pachnie fiołkami ;) Teraz używam toniku z kwasem migdałowym Norel i od razu jest różnica! :)

emulsja matująca z filtrem SPF 50 Vichy - to nie pierwsza i nie ostatnia tubka tego kremu z filtrem. Bardzo go lubię i na pewno będę powracać. Recenzja pojawiła się już dawno temu. Na razie mam inne filtry w użyciu :)


nektarynkowe mydło do rąk Balea - udało mi się je wygrzebać w sklepie z chemią niemiecką [ niestety nic innego z Balea nie było ;( ] za jakieś 5 zł i nie żałuję, bo bardzo to mydełko polubiłam, głównie za zapach :) Ale nie wysuszało rąk, co dla mnie jest atutem, bo po przygodzie z mydłami do rąk Ziaja zwracam na to większą uwagę.

antyperspirant w kulce Dry Comfort Nivea - czy ja cokolwiek muszę pisać? ;)

baza pod lakier Bio2 Vitamin Booster Bell - ulubiona baza pod lakier, chroni, przedłuża trwałość lakieru i pisałam o niej niedawno w poście o produktach, do których regularnie powracam.

krem do rąk Thalgo - mały, ale niestety wydajny. Czemu niestety? Bo zapach bardzo mi się nie podobał :( Pachniał jakimiś algami i innymi glonami, zupełnie nie moje gusta zapachowe ;)


pasta do zębów Sparkly White Himalaya Herbals - ulubiona od wielu miesięcy i prędko jej nie zamienię! ;)

balsam New Charity Pot Lush - to maleństwo dostałam od Irenki i było fantastyczne! Pięknie pachniało i świetnie nawilżało skórki, bo do tego go używałam. Jeśli macie dostęp - kupujcie! Ja już żałuję, że nie mam Lush'a w Polsce ;)

olejek do włosów BC Oil Miracle Light Schwarzkopf - używałam na długość po myciu. Znakomicie chronił włosy i przyspieszał suszenie. Będę polować na pełnowymiarowe opakowanie :)

peeling do ciała Divine Scrub Caudalie - doszłam do wniosku, że nie będę chomikowac miniatur i sięgnęłam po ten uroczy słoiczek. Okazało się, że peeling jest fenomenalny i nie dość, że całkiem nieźle zdziera, to jeszcze tak wspaniale wygładza skórę, że nie mogłam w to uwierzyć! Po peelingu posmarowałam ciało suchym olejkiem z tej samej serii Caudalie i byłam w siódmym niebie! Nawet Narzeczony był zdziwiony, że mam taką miłą w dotyku skórę ;) Ach, wspomniałam już, że kupiłam pełnowymiarowe opakowanie tego cuda? ;>


Tutaj próbki. Ta największa saszetka to była arbuzowa maska algowa z Bielendy. Czemu tak późno odkryłam maski algowe? Tego nie wie nikt. Wiem jedno - chcę więceeeeej! ;) Krem z kwasem migdałowym Norel zachęcił mnie do kupienia pełnowymiarowego słoiczka i na pewno to kiedyś nastąpi. Dyniowa maseczka nawilżająca z Organique tylko utwierdziła mnie w chciejstwie tej serii - po próbkach stwierdzam, że muszę kiedyś dorobić się ich kremu nawilżającego i maseczki. Ostatnia saszetka to jakiś lotion z Misshy, zupełnie nie zauważyłam działania, dla mnie to było jak woda ;)

To już wszystkie moje zużycia listopadowe, wiem, że mało tego.
Tak, też byłam zdziwiona, ale liczę, że w grudniu uda mi się lepiej ;)
Piszcie, jak Wam poszło w tym miesiącu?
Znacie coś z moich zużyć?

Świąteczne pragnienia kosmetyczne, czyli moja wersja wishlist :)

Hej, hej! :)

Nic na to nie poradzę, że po prostu lubię tworzyć takie chciejlisty! Fajnie jest zobaczyć wszystkie swoje marzenia w jednym miejscu, może to też być podpowiedź dla bliskich. Nie przedłużając, przedstawiam Wam  kosmetyki i akcesoria kosmetyczne, które chciałabym zobaczyć pod choinką. Albo nawet niekoniecznie pod choinką, przecież sama też mogę je sobie sprawić, prawda? ^^


Organique, balsam do ciała z masłem sheam Herbata Oolong
Próbkę tego cuda dostałam od kochanej Irenki:* Sam balsam znam, miałam kiedyś jego wersję żurawinową, ale to dopiero herbaciany aromat zawrócił mi w głowie - pachnie przepięknie! Z chęcią przygarnę słoik pełen tego aromatycznego masełka.

Norel, Serum Żurawinowe Napinające
Kiedy przeczytałam u Arsenic o tym serum, zapragnęłam go! Nie dość, że opakowanie bardzo eleganckie i funkcjonalne, to jeszcze zawartość ma piękny skład i podobno działa! Chcę :) Prawie kupiłam na targach kosmetycznych, ale torba była już za ciężka ;)

Ebelin / Real Techniques, jajko do makijażu 
Kusi mnie spróbowanie nakładania makijażu za pomocą takiej gąbki już długo. Beauty Blender to za duży wydatek, najpierw chcę spróbować, czy podejdzie mi jakieś tańsze jajko ;) Mam nadzieję, że w końcu się zmobilizuję i któreś z tych dwóch będzie moje.

Bumble and bumble, Hairdresser's Invisible Oil Heat/UV Protective Primer

Marka interesuje mnie od dawna, bo mam małą obsesję na punkcie włosów ;) Na początku bardzo chciałam coś z serii Thickening, ale ma ona w sobie alkohol denaturowany, więc odpuściłam, a potem usłyszałam o tej bazie, która podobno cuda czyni. Niech i uczyni na moich włosach, nie obrażę się ^^

The Body Shop, masażer do twarzy
Kiedy pisałam Wam o moim tygodniowym eksperymencie z masażem twarzy, kilka z Was wspomniało o masażerze z TBS. Przyznam, że temat mnie zaciekawił i zapragnęłam pojeździć sobie takim kolczastym wałkiem po skórze ^^

Zoya, Sansa
Nie wiem, czy to mile kojarząca się nazwa [ GoT, of kors ], czy niezaprzeczalny urok tego lakieru, ale mam na niego chęć! Na zdjęciach reklamowych nie zwrócił mojej uwagi, ale już na zdjęciach blogerek owszem. Niebanalny kolor, nie uważacie?

Barwa, Rose - masło do ciała
Zobaczyłam na jednym z blogów i zapragnęłam. No co ja poradzę, że kocham wszystko, co różane? ;) A smarowideł nigdy dość, zwłaszcza tych pięknie pachnących!



To na razie wszystkie chciejstwa.
Mam cichą nadzieję, że uda mi się je wszystkie zrealizować.
Trzymajcie kciuki! :)

Powroty | kosmetyki, które kupuję regularnie :)


Hej!

Wiele razy pisałam Wam, że mam kilka produktów, do których regularnie lub mniej powracam. Sygnalizowałam to zazwyczaj w jakimś poście ze zużyciami albo przy prezentowaniu zakupów. Pomyślałam, że może osobny post prezentujący te kosmetyki by Was zainteresował :)

Od razu zaznaczam, że nie znajdą się tu wszystkie produkty, które lubię kupować więcej niż raz - po prostu nie zawsze kupuję je non stop :) Tak jest na przykład z kremem do rąk Anida - bardzo go lubię, ale obecnie nie mam na stanie, bo używam kilku innych kremów. Inny przykład to tonik Clarins Wake Up Booster i szampon do włosów Equilibra. Jeśli pisałam już o danym kosmetyku na blogu, znajdzie się przy nim link do recenzji lub posty z opisem.



lakier bazowy Bell Bio2 Vitamin Booster - świeta baza, która chroni płytkę przed przebarwieniami i wzmacnia ją. Używam właśnie trzeciej buteleczki i na pewno nie ostatniej :) Jedno opakowanie wystarcza mi na około pół roku, a maluję paznokcie zazwyczaj dwa razy w tygodniu, więc wydajność jest naprawdę duża. Cena to około 12 zł, ja kupuję w drogerii Natura.

zmywacz do paznokci w żelu Donegal - uwielbiam! Nie wiem, ile opakowań już zużyłam ;) Najważniejsze - nie śmierdzi! No i zmywa. Czego chcieć więcej? :)

top coat Seche Vite - skoro już przy paznokciach jestem, to nie mogę nie wspomnieć o SV! Szeroko znany i lubiany, ja się nie wyłamuję ;) Testowałam już wiele topów, m.in Poshe i Sally Hansen Insta Dri, ale to Seche jest moim ulubieńcem i do niego zawsze wracam.



dezodorant w kulce Nivea, wersja Dry Comfort - jak dla mnie najlepszy na rynku drogeryjnych antyperspirantów. Zawsze go mam i często robię zapasy, kiedy jest w przystępnej cenie. Świetnie działa i chroni, jego zapach nie gryzie się z perfumami i ogólnie - kupujcie!

szampon Balea, Mango + Aloe Vera - lubię w kategorii włosowej testować różne rzeczy, takie mam małe hobby ;) Mam jednak wąskie grono produktów, które witam częściej niż raz ;) Właśnie do nich zaliczam ten szampon - wspaniale się pieni, genialnie pachnie [ jak to Balea ;) ], bez najmniejszych oporów zmywa oleje, a przy tym jest delikatny i zostawia włosy miękkie, nie splątane.

płyn micelarny Garnier - ach, jak się cieszę, że go poznałam! Kupiłam ostatnio trzecią butelkę, to chyba o czymś świadczy? Podoba mi się w nim wszystko - od działania, ceny, aż po opakowanie i pojemność :)



regenerujący płyn do higieny intymnej Tołpa - kupiłam przypadkiem w promocji w Hebe i zostałam już przy nim. To już chyba moja czwarta butelka. Wygodne opakowanie ze świetną pompką, wysoka wydajność [ wystarcza mi na 3 miesiące codziennego używania ], naturalny skład - lubię to!

pasta do zębów Himalaya Herbals - wspominam o niej prawie co miesiąc przy okazji posta ze zużyciami. Świetna pasta bez fluoru, na długo odświeża oddech i od wielu miesięcy nie eksperymentuję już w temacie past.

woda winogronowa Caudalie - kto czytał choć dwa wpisy na moim blogu, wie, że jestem wielką fanką Caudalie. Ich oferta prawie w całości mi pasuje, lubię testować nowości i kupować ich kosmetyki. Woda winogronowa to moje małe wielkie odkrycie i jest stale obecna w mojej pielęgnacji twarzy. Teraz wyłamałam się i spróbowałam Uriage, ale jak widzicie na zdjęciu - już mam puszkę Caudalie :)



róż do policzków Astor - prawdziwe cudko. Poznałam go dzięki Agacie Smarującej  i właśnie dotarłam do denka drugiego już od niej opakowania. Delikatny, ale widoczny, ja używam go jako bronzera i spisuje się cudnie, utrzymuje cały dzień i jedyne, czego mogłabym chcieć, to dożywotni zapas ;)

perfumy Calvin Klein, Eternity - ulubiony zapach od nie pamiętam kiedy. Wracam regularnie i za każdym razem kocham tak samo :) Widać to zresztą po zużyciu - wejdźcie na zalinkowany wpis, tam jest pełna buteleczka, a było to dokładnie 3 miesiące temu ;)

podkład Chanel, Vitalumiere Aqua - to podkład, który magicznie upiększa cerę. Nie zakrywa zbyt dobrze niedoskonałości, ale po nałożeniu go na twarz skóra wygląda po prostu na zdrową, wyrównaną kolorystycznie i bardzo wypoczętą. Cieszę się, że do niego wróciłam.

emulsja matująca z filtrem, Vichy - mam na swoim koncie już kilka tubek tej emulsji. Bardzo dobrze się sprawdza jako baza pod makijaż, co ciężko powiedzieć o większości filtrów. Matowienie jest widoczne, za co kolejny plus. Wydajność i ochrona też są ważne. Polecam gorąco :)

wzmacniający olejek do włosów, Ikarov - oczywiście jestem rasową sierotą i zapomniałam umieścić go na zdjęciu, wybaczcie! To fantastyczna mieszanka olejowa, którą co drugi dzień aplikuję na skórę głowy w celu wzmocnienia włosów [ znów zmagam się z okresowym wypadaniem ] i przyspieszenia porostu. Zapraszam do przeczytania posta, który o nim naskrobałam prawie rok temu, bo nieskromnie powiem, że jestem z niego dumna i wydaje mi się całkiem rzeczowy i konkretny ;)



Te kilkanaście przedstawionych kosmetyków to nie cała gromadka, którą kupuję więcej niż raz, może jeszcze kiedyś napiszę o pozostałych, co Wy na to?

Myślę, że nie jestem jedyną osobą, która pozostaje wierna świetnie działającym kosmetykom, podzielcie się więc swoimi w komentarzach, chętnie poczytam i może znajdę kolejny kosmetyk wart wracania? :)

Za co lubię blogosferę, czyli post równoważący ;)

Dzień dobry!

Równowaga w przyrodzie musi być, z chęcią więc powitałam pomysł Kasi, aby napisać post o tym, za co cenię blogi. Mam nadzieję, że będzie się Wam go czytało równie dobrze, co ten o denerwujących mnie zjawiskach! :) Takie pochwalne posty mam już na swoim koncie, bo lubię pisać o tym, że jest dobrze [ to taka mała kontra, żeby nie było, że tylko narzekam! ]. Był już tekst o blogowaniu [ sierpień '13 ] oraz o tym, że blogerki piją alkohol [ czerwiec'14 ] - czytałyście? 


fantastyczne znajomości
To punkt pierwszy i najważniejszy, przynajmniej dla mnie. Dzięki blogowaniu poznałam kilka naprawdę świetnych osób, niektóre mogę nazwać nawet przyjaciółkami. Inspirują, motywują, służą ciepłym słowem w złe dni, a nawet konfesjonałem i alkoholem, wymieniamy się kosmetykami i radami. Kilka z blogowych przyjaciółek spotkałam już na żywo, jedna miesza w tym samym mieście, od innych dzielą mnie setki kilometrów, ale udało nam się uskutecznić tête-à-tête. Oby więcej takich spotkań!

inspiracje
Kiedyś siadłam i przeglądnęłam pierwsze wpisy na blogu. O matko, jakie dupne zdjęcia robiłam i jak bardzo nie wiedziałam, jak dobrze opisać dany produkt! ;) Dzięki innym blogom nauczyłam się robić lepsze zdjęcia, ciekawiej je aranżować [ choć i tak mam bardzo ograniczoną wyobraźnię ;) ] i wciąż dążę do tego, aby było lepiej. Sprzętu nie zmieniłam, uczę się pracować z tym co mam i chyba powoli idę do przodu :)

porady kosmetyczne
Moje włosy i skóra wyglądają dużo lepiej, odkąd poznałam blogi kosmetyczne. Szperam codziennie w poszukiwaniu jakichś nowych, ciekawych kosmetycznych rozwiązań, które wpłyną na mój wygląd. Nie wiem, w jakim stanie byłyby dziś moje włosy, gdyby nie olejowanie. A skóra bez dokładnego, wieloetapowego demakijażu? Nawet wolę sobie nie wyobrażać ;) Lubię to, że zawsze mogę Was o dany produkt dopytać, zestawić ze sobą kilka recenzji i uzyskać szerszy obraz.

nowinki kosmetyczne
Przed blogowaniem nie zdawałam sobie chyba sprawy z ogromu ilości marek kosmetycznych. Owszem, byłam całkiem biegła w tym temacie, ale nie aż tak! Blogi zapoznały mnie z kilkoma fenomenalnymi kosmetykami, których pewnie sama bym nie znalazła, albo nie spojrzała w ich stronę ;) Również dzięki blogowaniu poznałam świetne marki, których kosmetyki uzupełniają codzienną pielęgnację / makijaż.

profesjonalna wiedza
Nie wiesz, jak ukręcić wcierkę na wypadające włosy albo olejowe serum do twarzy? Nic prostszego - wystarczy wejść na odpowiedni blog, gdzie autorki, mające na ten temat szeroką i specjalistyczną wiedzę, wytłumaczą to krok po kroku. Jest kilka blogów, które po prostu kipią rzetelnymi informacjami i rozwiewają wszelkie kosmetyczne wątpliwości.

wyprzedaże blogowe
Kwestia gustu, ja akurat lubię zaglądać do wymiankowych / wyprzedażowych kącików na blogach, sama w ten sposób puściłam w świat kilka kosmetyków. Lubię polować na okazje, taką mam naturę i kiedy widzę lakier Orly za 8 zł, uśmiecham się od ucha do ucha ^^

No to pozachwalałam :)
Na pewno o czymś zapomniałam, piszcie więc w komentarzach, za co Wy lubicie blogosferę! 
Przekażmy sobie trochę pozytywnej energii! ♥


Targi kosmetyczne Lne & Spa w Krakowie | moje łupy :)

Dzień dobry niedzielnie! :)

Wczoraj z samego rana [ ktoś zmusił mnie na jazdę o 8:20 ! ;) ] pojechałam wraz z Agni na wycieczkę. Nie byle jaką wycieczkę, bo do Mordoru [ zawsze się mylę przez ten smog ;) ] Krakowa i w nie byle jakim celu, bo na targi kosmetyczne, a potem na spotkanie z Cattie.

Na targi dojechałyśmy z centrum specjalnym bezpłatnym autobusem i dzięki temu byłyśmy na miejscu tuż po 10, czyli zaraz po otwarciu. Zrobił się mały tłum, ale wydawanie biletów szło całkiem sprawnie, więc nie czekałyśmy długo. W porównaniu z Targami Książki, na których byłam niedawno, te kosmetyczne były mniejsze, bo zajmowały tylko jedną z dwóch sal wystawowych. Ale nie narzekam, bo i tak organizacja i miejsce były o niebo lepsze niż w poprzedniej, wiosennej edycji.



Z racji tego, że byłyśmy dość wcześnie, bez ścisku spacerowałyśmy między alejkami i stoiskami, a tam, gdzie coś nas zainteresowało, można było zamienić kilka słów i na spokojnie porozmawiać o danym produkcie. Dzięki temu zrobiłam zakupy na stanowiskach Norel, Organique i Bielendy bez przepychanek i kolejek. Do Bielendy wróciłam jeszcze dwa razy później [ ach, to moje niezdecydowanie ;) ] i wtedy było już ciaśniej, ale wciąż wszystko szło sprawnie. 
Agni, niczym koń do stajni, ciągnęła rzecz jasna na stoiska lakierowe i również tam udało nam się bez większych przygód zrobić zakupy. Ja nabyłam tylko jeden lakier, który zresztą miałam w planach - tak, też się dziwię! Co prawda stoisko dystrybutora Orly było ubogie, a Zoya w ogóle się nie pojawiła [ znów :( ], ale i tak byłam pod wrażeniem takiej ilości lakierów ;)

Czas minął nam bardzo miło, przy wyjściu spotkałyśmy jeszcze Justynę z bloga elaree - może następnym razem pobuszujemy po targach we trójkę :) Podobało mi się rozplanowanie stoisk i fakt, że dawano bardzo dużo próbek i gratisów [ w przypadku Bielendy nawet pełnowymiarowe produkty ]. Czy coś mi się nie podobało? Owszem. Pani na stoisku Organique, która mnie obsługiwała, była bardzo wyniosła, zakładała, że nic nie wiem i zbywała moje pytania [ a kupowałam kwas, chciałam się więc czegoś dowiedzieć u źródła, to chyba naturalne? ], do zakupów za chyba 60 zł nie dała mi żadnej próbki, musiałam o to poprosić, a Agni nawet nie zapakowała jej zakupów... No i bezpłatny bus na Targi mógłby jeździć z większą częstotliwością. Ogólnie jednak jestem całkiem zadowolona. 

Po Targach pojechałyśmy jeszcze do centrum na spotkanie z Cattie! :) Trochę przemarzłyśmy, ale przytulna włoska knajpka i świetne jedzenie poprawiło nam humory. Cieszę się, że mogłam z Cattie na spokojnie porozmawiać, liczę, że jeszcze kiedyś to powtórzymy, może nawet w bardziej sprzyjających okolicznościach :)

Teraz czas na moje targowe zakupy, domyślam się, że jesteście ciekawe. Od razu uprzedzam, że nie pokażę wszystkiego, bo duża część moich zakupów jest przeznaczona na prezenty świąteczne dla przyjaciół i rodziny, ale spokojnie - dla siebie też nabyłam całkiem sporo :)


Zmywacz do paznokci Eurofashion [ 15 zł / 500ml ] kupiłam za poleceniem Agni. W Bielendzie skusiłam się na satynową wodę różaną [ 21 zł / 500ml ] oraz na peptydowe serum ujędrniające na okolice oczu [ 29 zł / 30ml ]. Jedyny lakier do paznokci, jaki kupiłam dla siebie, to OPI Today I Acomplished Zero [ 19 zł ] i już nie mogę się doczekać malowania. Na stoisku OPI wzięłam również balsam kokosowo melonowy do rąk [ 6 zł / 30ml ], bo lubię te małe opakowania nosić w torebce. W Organique skusiłam się na kwas glikolowy z azaleinowym [ 29 zł / 50ml, promocja z 89 zł ], a na stoisku Norel na żelowy tonik z kwasem migdałowym [ 30 zł / 200ml ] . Tutaj mam do Was pytanie. Myślicie, że mogę stosować codziennie tonik z kwasem migdałowym Norel, a co kilka dni ten kwas z Organique? Czy powinnam te produkty stosować pojedynczo? Nie używałam dotąd takich kwasów, zawsze stawiałam na krem z kwasami, który był prostszy w obsłudze. 
 

W Organique wybrałam też kilka wosków do kominka [ 3,90 zł / sztuka ] i pokazuję je tutaj tylko ze względu na to, że to zakupy targowe. Spokojnie, nie zamierzam o nich szerzej pisać! ;) Na stoisku z akcesoriami do salonów kosmetycznych kupiłam pęsetę [ 5 zł ], patyczki do odsuwania skórek [ 2 zł ] oraz 3 pilniczki, bo ostatnio takie polubiłam [ 2 zł / sztuka ]. Wzięłam też kilka małych pojemniczków na odlewki [ 0,50 zł / sztuka ], ale zapomniałam o nich przy robieniu zdjęć ;)

Jestem bardzo zadowolona z mile spędzonego dnia. Zakupy nie są małe, ale dość konkretne i na pewno nic się z nich nie zmarnuje, ja się bardzo cieszę :)


Byłyście na Targach Lne&Spa w tym roku?
Pochwalcie się, co kupiłyście!

Empties #23 | mało nas, mało nas ;)

Cześć! :)

Czas na śmieciowe zaległości! W październikowym denku żegnam kilka świetnych produktów, smutno mi z tego powodu, zwłaszcza, że jedna jest zupełnie nie do zdobycia, chlip... Nie zużyłam wielu tubek / buteleczek i słoików, ale liczę na to, że listopad będzie łaskawszy ^^


Tradycyjnie, zaczynam od włosów. L'Oreal Elseve, maska do włosów Sun Defense - bardzo ją polubiłam, choć na początku byłam sceptycznie nastawiona. Świetnie wygładzała włosy i ładnie pachniała, Z chęcią kiedyś do niej wrócę [ wydaje mi się, że to edycja wypuszczana tylko na lato, mam rację? ]. Tahe, Nutritherm Mask, którą dostałam od Eska, Floreska jeszcze [ uwaga! ] w styczniu i niedługo później zaczęłam używać! Super wydajna, bardzo wygładzająca, włosy po niej były świetnie nawilżone i ujarzmione. Niestety, Tahe chyba wycofało tę maskę, bo nie jest już dostępna w ich sklepie... John Masters Organics, Rosemary&Peppermint Detangler - kupiłam na Truskawce za 40 zł i nie żałuję. Świetna odżywka, która fantastycznie sprawdzała się w upalne miesiące dzięki mięcie w składzie. Autentycznie czułam ochłodzenie na skórze głowy. Znakomicie dawała sobie radę z baby hair, które mi na potęgę odstają, a włosy widocznie odżywały po półgodzinnym seansie z tą odżywką. Chętnie do niej kiedyś wrócę.


Generalnie nie pokazuję w zużyciach płatków kosmetycznych i patyczków, ale tutaj zrobię wyjątek. Te patyczki z Cleanic są świetne! Jeden koniec każdej pałeczki jest zakończony spiczasto i jest to naprawdę genialne rozwiązanie do zmywania oczy, kiedy nie chcecie przejeżdżać całym wacikiem po powiece. Ja odkąd przedłużam rzęsy, zmywam cały makijaż oczu patyczkami nasączonymi w płynie micelarnym i te spiczaste ułatwiają mi życie :) Są do dostania w Rosmannie. Woda winogronowa Caudalie to mój wielki ulubieniec, wiecie już o tym. Obecnie używam wody Uriage [ dziękuję Esku! :* ] i jest dobra, ale chyba będę wracać do Caudalie ;) Uriage Bariesun SPF 50+ to była porażka. Kupiłam chyba na promocji w SP i próbowałam używać na twarz, ale niestety nieestetycznie się rolował, bez względu na to, ile go nałożyłam. Że już o makijażu nie wspomnę... Zużyłam ostatecznie do rąk. Dermedic, Hydrain3 Hialuro serum zaczęłam używać z wielkim zainteresowaniem, niestety nie polubiłam go. Było w porządku, ale nie zauważyłam żadnego efekty wow , serum było dość niewydajne i lekko się lepiło.


Tutaj niepowetowana strata - pianka pod prysznic Biore od Kasi Śmietasi. Była wspaniała, pachniała bosko i wystarczyła na niesamowicie wiele użyć. Tęsknię za nią bardzo :( Ziaja, grapefruit z zieloną miętą, mydło do rąk - kiedy te mydła pojawiły się na rynku, bardzo się nimi zainteresowałam i kupiłam aż trzy w różnych wariantach zapachowych. Ostatecznie został ze mną tylko jeden, nie jestem zadowolona. To mydło zafundowało mi tak spektakularny przesusz dłoni, jakby to był środek zimy. Nie, nie i jeszcze raz nie. Chociaż zapach był świetny... Dezodorant do stóp No36 - kupiłam jeszcze w sezonie baletkowym, if you know what I mean ;) Działał tak sobie, nie polubiłam jego zapachu. Soraya, Body Diet, krem do biustu. Porażka na całej linii - nie dość, że krem nie robił nic i mimo regularnego używania nie zauważyłam żadnego efektu, to jeszcze miał naprawdę drażniący zapach. Nie zużyłam do końca, nie będę się męczyć...


Dezodorant w kulce Nivea, Dry Comfort - jak zawsze ;) Jedyny słuszny i najlepszy :) Lass, Papaya & Walnut Face & Body Scrub, który wygrałam całe wieki temu u Aswertyny. Zużyłam do peelingowania dekoltu i przedramion. Lekki peeling, który na całe ciało byłby za słaby, ale w sam raz sprawdził się na tych wybranych rejonach. Niestety zapach nie był zbyt przyjemny, a szkoda, bo skład superowy [ z wodą różaną na czele ]. The Body Shop, masło do ciała marakuje - kocham! ♥ Pisząc ten post, w ręce miałam cały czas otwarte opakowanie i wąchałam! Świetne masło, genialnie nawilżało, a zapach jest najpiękniejszy na świecie. Na pewno do niego kiedyś wrócę!


Kolorówkowo trochę słabo, ale już się do tego przyzwyczaiłam ;) Zużyłam brązową kredkę do oczu z Sephory, która miała chyba 4 lata, ale była moją ulubioną. Skończył się też puder Healthy Balance z Bourjois, z czego akurat się cieszę, bo nie polubiłam go za bardzo. Był dla mnie za żółty i widać to było na twarzy, dodatkowo lubił zostawić widoczną pudrową powłoczkę...


Próbek zużyłam całkiem sporo i o dziwo większość była całkiem fajna! Najmilej wspominam regenerujący krem na noc z Rituals, który zrobił mi ze skórą jakieś czary, serio! Peeling Lierac High Peel okazał się super kwasem i planuję zakup pełnego wymiaru, polubiłam też jaśminowy krem BB z BRTC - idealnie dopasowywał się do koloru mojej skóry.


To już wszystkie zużyte kosmetyki.
Podzielcie się za mną swoimi opiniami o tych kosmetykach, jeśli je znacie!
Jak tam Wasze zużywanie w październiku? :)


Najlepsi | październik


Witajcie! :)

Mam nadzieję, że dzisiejszy wolny dzień mija Wam równie miło jak mi - nigdzie się nie spieszycie, macie czas na celebrację posiłków, dłuższy spacer ze zwierzyną i buszowanie po blogach? Jak już buszujecie, to zatrzymajcie się na chwilę u mnie, opowiem Wam o moich październikowych ulubieńcach!


Clarins, Gloss Prodige w odcieniu Candy 04
Ta urocza błyszczykowa miniaturka to jeden z prezentów, którymi obdarowała mnie przekochana Irenka. Błyszczykową panną nie jestem, podkreślałam to wiele razy, ale ten oto egzemplarz skradł moje serce! Ma lekko śliwkowy odcień, który wygląda na ustach jak nasz własny, ale o niebo lepszy! Pięknie się iskrzy w świetle, ale nie jest to taki tani efekt tony brokatu, ale bardziej tafli odbijającej światło. Nie klei się i zjada równomiernie, a i trwałość mnie zaskoczyła, bo utrzymuje się u mnie do 2 godzin [ choć w sumie nie wiem, jaka powinna być trwałość błyszczyków, bo nie mam wielkiego porównania ;) ] Dość chyba napisać, że rozglądałam się już za pełnowymiarowym opakowaniem?

Lush, New Charity Pot
Metalowa mini puszka również przywędrowała do mnie od Irenki. Kryje w sobie balsam do rąk i ciała, ze sprzedaży którego dochód idzie na cele dobroczynne. Balsam dawkuję sobie i używam jedynie do skórek, które jeszcze nigdy nie były w lepszym stanie - serio! Są super odżywione, miękkie i nawet nie muszę ich już tak często odsuwać, jak do tej pory. Pachnie bardzo ładnie, jakby pudrowo. Jeśli macie do niego dostęp - polecam!

Chanel, Vitalumiere Aqua
Podkład, do którego wróciłam po długim czasie. Znów miłość, znów zachwyty, tym większe, że tym razem dobrałam odcień idealnie [ 10 Beige ] :) Jego recenzja jest już na blogu, więc rozpisywać się nie będę, powiem tylko tyle, że on po prostu upiększa skórę, a do tego luksusowo pachnie! Nie podkreśla suchych skórek, co jest dla mnie ważne, bo używam kremów z kwasami, które te skórki produkują w szaleńczym tempie ;)

Loton, Oil Therapy, Macadamia Oil
O olejkach Loton zapewne już słyszałyście, bo chwalono je na wielu blogach. I ja się przyłączam, bo zdecydowanie są warte uwagi! Jak dotąd używałam tylko wersji macadamia, ale z tego, co słyszałam, również pozostałe są super. W olejku Loton znajdziemy całkiem naturalny skład, tytułowy olejek na pierwszym [!] miejscu w składzie, co rzadko się zdarza. Olejek ma superporęczną butelkę ze świetną pompką i nadaje się zarówno do ciała, jak i do włosów. Używam go właśnie tak, z przewagą włosową ;) Świetnie nawilża kosmyki, włosy są bardziej odżywione i nabierają blasku. A, jeszcze zapach! Dla mnie pachnie różą! ♥ Napiszę Wam jeszcze o cenie - można go kupić już za 11 zł!

Soap and Glory, A Great Kisser, wersja Sweet Coconut
Pażdziernikowych ulubieńców sponsoruje Irenka, jakbyście do tej pory nie zauważyły ;) Ten balsam do ust to także Jej sprawka! :) W całkiem dużej i ładnie nadrukowanej puszcze jest aż 18 g balsamu. Powinnam się była wstrzymać z otwieraniem, bo mam całe mnóstwo napoczętych mazideł, ale nie udało mi się i nie żałuję! Pachnie kokosem, wcale nie sztucznym, ma fajną konsystencję, która roztapia się w zetknięciu z ustami i na szczęście się nie lepi. Odżywia usta na długo i co tu dużo mówić - jest fajnym gadżetem!

Tak prezentują się moi październikowi ulubieńcy.
Za większą ich część bardzo dziękuję Irence, która niczym Wróżka idealnie dobrała je do moich potrzeb i preferencji ♥

Ciekawa jestem, czy znacie moich bohaterów?
 Jakie są Wasze odczucia?

Co mnie denerwuje na blogach, czyli każdy musi się kiedyś pożalić ;)

Hej! :)

Ostatnio mam ogrom obowiązków i zwyczajnie - życie mnie przytłacza, stąd mniej czasu na blogowanie. Kiedy mam już ochotę coś napisać, okazuje się, że nie zrobię zdjęć, bo albo aparat ma zdechłą baterię, albo nie mogę znaleźć odpowiedniego miejsca / tła. Ot, takie życiowe dylematy ;)
Napiszę Wam więc dziś notkę, do której nie potrzebuję wymyślnych zdjęć, bo nie o nie się tutaj rozchodzi ;) Będzie o tym, co mnie w blogosferze denerwuje. Tak na szybko, więc pewnie wiele rzeczy pominę - nie krępujcie się i wymieniajcie je w komentarzach :)


używanie dziwnych zwrotów
TŻ, stajnia - te przychodzą mi od razu na myśl. TŻ, seriously?! Śmieszy mnie to za każdym razem. Nie lepiej napisać chłopak, narzeczony, mąż? Już wolałabym konkubenta niż teżeta... Stajnia to dla mnie nierozerwalne skojarzenie z sianem, koniem, latem i lekcjami jazdy [ ach, te wspomnienia^^ ] i nijak nie mogę zrozumieć nazywania kosmetycznych koncernów stajniami. Może stoi za tym jakaś głębsza logika, wytłumaczcie mi!

komentarze od sztancy / nie na temat / reklamowe
Czy istnieje jakiś obowiązek komentowania każdego wpisu, o którym nie wiem? Bo ja doprawdy nie widzę sensu w pisaniu byle czego [ fajny post, ładny lakier, ciekawa ta maska ] bez powodu. Wychodzę z założenia, że jeśli mam coś do napisania, chcę o coś dopytać - komentuję. Kiedy chwalę jakiś makijaż / lakier, staram się sprecyzować, co mi się podoba, itd. Jak nie mam weny / ochoty, nie komentuję, nikt za to nie zabija! Fenomenem dla mnie są komentarze nie na temat lub te świadczące o nieprzeczytaniu posta. Kiedy piszę przez kilka akapitów o bezsensownej odżywce do włosów, a nawet w tytule posta stoi jak byk, że jest ona do niczego, a pojawia się komentarz typu "chetnie wyprobuje, skoro taka dobra" [ bez polskich znaków - why, o why? ], ręce opadają... No i te reklamowe - czy ja naprawdę w sekrecie marzę o linkach do czyichś blogów, skoro napisałam, że tego nie toleruję?

błędy językowe
Okej, umówmy się - językoznawcą nie jestem i sama błędy robię. Lubię nadużywać interpunkcji - mea culpa! Ale mam taką swoją małą paranoję na punkcie ortografii [ to chyba przez tatusia dziennikarza, nie sądzicie? ;) ], odmiany oraz polskich znaków. książkę, odżywkę, szczotkę. Ostatnio gdzieś czytałam, jak to dziewczyna posmarowała włosy tą maskom. Serio... Z całego serca polecam Wam Językowy Kąt u Smarującej Agaty - rozwiewa tam ona wszelkie wątpliwości co do różów policzkowych, oglądania i wymawiania nazw firm kosmetycznych.

nieodpowiadanie na komentarze
Są blogi, które chętnie czytam / czytałam, bo dziewczyny piszą ciekawie i na interesujące mnie tematy. W takich sytuacjach staram się być aktywnym czytelnikiem i pozostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Potem zdarza mi się czekać niecierpliwie na odpowiedź, odświeżając stronę co kilka godzin, a odpowiedź nie pojawia się nigdy. Smutne to, bo dla mnie blog to platforma do interakcji. Staram się odpowiadać na większość komentarzy u siebie, bo wiem, jak ważne jest to dla mnie jako komentującej na innych blogach, zresztą jest też możliwość dyskusji, dowiedzenia się czegoś nowego, nawiązania znajomości.

śmieszne propozycje współpracy
Nie potępiam współprac, żeby było jasne. Sama nie współpracuję z żadną firmą, jakoś dotąd nic mnie na tyle nie zainteresowało, nie wykluczam tego w przyszłości. Oferty dostaję, a jakże. Jedna z najlepszych, jakie dotarły na moją mailową skrzynkę, to oferta współpracy z pewnym producentem urządzeń do stylizacji włosów. Otóż miałabym dostawać pocztą suszarkę / lokówkę / prostownicę na jakiśtam okres czasu, przetestować ją, opisać wrażenia, a potem odesłać. Bitch please. Nawet nie będę się nad tym rozwodzić ;) Do jednej z moich przyjaciółek blogowych odezwał się sklep z akcesoriami erotycznymi, niestety odmówiła, hahaha ;) Już nawet nie wspomnę o recenzjach kostek do ubikacji czy mrożonej pizzy...

milion postów o tym samym
Ja wiem, że akcje marketingowe, terminy i w ogóle, ale naprawdę nuży mnie piętnaście postów o dezodorancie w kremie jednego dnia. I akcje pod tytułem "opublikujmy wszyscy w tej samej godzinie recenzje żelowych płatków pod oczy!". I jeszcze wklejanie promocji z Rosmanna. Hej, wiecie, że Rosmann ma stronę i można na niej przeglądnąć ich gazetkę? ;)

Dziękuję, ponarzekałam ^^
A co Was denerwuje?
Piszcie w komentarzach :)

Wrzos na jachcie | China Glaze, Too Yacht To Handle + Colour Alike, Lilianka

Witajcie listopadowo! :)

Lubię raz na jakiś czas [ niestety za rzadko ] oderwać się od codzienności i przyjechać do Rodziców. Teraz właśnie siedzę w swoim pokoju w domu rodzinnym i piszę do Was. Fajnie jest od czasu do czasu przespać się w swoim starym łóżku [ matko, jakie ono wąskie! ;) ], zjeść obiad Mamuni [ dziś były schabowe^^ ] i wybrać się na długi spacer po okolicy z Tatą, posprzeczać z Bratem [ tradycja ], a potem oglądnąć razem odcinek Teleexpresu [ też tradycja ]. Dość świętozmarłowej dygresji [ swoją drogą zbyt radosnej jak na okoliczności pobyty w domu ;) ], przejdźmy do właściwego powodu postu!


Przed Wami dwa lakiery, które całkiem niedawno wpadły w moje ręce. Jeden dostany, drugi kupiony na wyprzedaży blogowej. Zestawiłam te dwa lakiery w kompozycji bynajmniej nie jesiennej, ale kto mi zabroni? ;) Mam nadzieję, że się Wam to wszystko spodoba, bo przyszalałam jeszcze z naklejkami wodnymi ;)


China Glaze w odcieniu Too Yacht To Handle kupiłam za 5 zł na blogowej wyprzedaży - niezła gratka, prawda? Ten mocno nasycony [ aparat trochę zjadł mi kolor :( ] miętusek pochodzi z letniej kolekcji 2013 i jest naprawdę piękny! Spokojnie wystarczyły mi dwie warstwy do pełnego krycia.


Lilianka z Colour Alike to mój pierwszy lakier tej firmy i przywędrował do mnie od przemiłej Dagmary z Infinity Blog, znacie, rzecz jasna? :> Lilianka jest z kolekcji Trele Pastele i jest jaśniutkim fioletem, który w słońcu skrzy się holograficznymi drobinkami. Przypomina mi kolorem wrzos, stąd też ten wrzos w tytule posta ;) Dwie warstwy dają radę, choć trzeba uważać, bo lakier jest dość lejący.


Połączenie tych dwóch lakierów wpadło mi do głowy jakoś tak niespodziewanie, ale wyjątkowo zgrane duo stworzyły, postanowiłam więc to uwiecznić i opisać dla potomności ;) Do głowy strzeliło mi też, żeby zaakcentować wrzosik czymś jeszcze i tak oto sięgnęłam po wodne naklejki, których użycie już jakiś czas temu wytłumaczyła mi sąsiadka i paznokciowa blogerka - Agnieszka ;) Mi się podoba!


Co sądzicie o takim połączeniu?
Pochwalcie się, co u Was na paznokciach aktualnie!

Miłego wieczoru!!!